Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Problem z nieumiejętnością utrzymania relacji towarzyskich.

Jestem po trzydziestce, prowadzę od lat działalność gospodarczą, hajs się zgadza. Jestem w wieloletnim małżeństwie z fajnym #rozowypasek. Mam dość szerokie horyznoty intelektualne; nie piszę tego, żeby sobie poprawić samoocenę, tylko stwierdzić fakt. Ostatni test poziomu inteligencji - wiele lat temu - z wynikiem 140, teraz pewnie trochę zgłupiałem od seriali i scrollowania internetów. Psychoemocjonalnie trochę aspergerek, w skali #!$%@? jakieś 4-5/10. W dzieciństwie dość wyraźnie zaznaczony OCD, potem trochę jazd dystymicznych, lękowych itp. Z pomocy psychologicznej, psychiatrycznej nigdy nie korzystałem, uznając, że nie zakłóca mi to normalnego funkcjonowania, chociaż czasami dzieją się pod kopułą różne niefajne rzeczy. No ale ogarniam to jakoś od lat. Poza tym mame jest psychiatrą, więc zakładałem, że gdyby mi naprawdę #!$%@?ło, to pewnie by zauważyła.

Mój problem polega na nieumiejętności poprawnego funkcjonowania w grupach towarzyskich, co skutkuje definitywnym wyłączaniem się z nich w dość nieprzyjemnej atmosferze i późniejszym zachodzeniem w głowę, co się tak naprawdę #!$%@?ło. Pierwsza taka sytuacja miała miejsce po studiach. Miałem ekipe 5-6 koleżków z uczelni, która potem się rozrosła wobec pojawiania się różowych, dołączania znajomych znajomych etc. Działo się tam wszystko: milion wspólnych imprez, festiwale, spędzanie razem wakacji, morze wódy wypite, #narkotykizawszespoko, wygłupy, które powodowały, że potem brzuch mnie bolał ze śmiechu przez kilka dni. Oprócz tego z mojej strony zawsze staranie o bycie pomocnym. Nie zliczę przypadków, w których ze względu na moją dość specyficzną i niestety czasem ludziom niezbędną branżę, pomagałem kumplom, czy ich dziewczynom. W tą pomoc musiałem też kiedyś zaangażować swoich rodziców. Wszystko totalnie bezinteresownie, no questions asked. Mogę górnolotnie powiedzieć, że wtedy to oceniałem jako prawdziwą przyjaźń. Po studiach trochę się rozluźniło. Wiadomo: robota, małżeństwa, dzieci, proza życia. Dodatkowo nadeszło półrocze, w którym ze względów zawodowych po prostu nie miałem czasu w doopsko się podrapać. Dla mnie to było normalne, że nie musimy co sobotę melanżować do upadłego, że ktoś czasem nie może się spotkać. Wydawało mi się, że przyjaźń wśród dorosłych ludzi polega właśnie na tym, że może spotykamy się rzadziej, czasem nawet bardzo rzadko, ale zawsze jest OK i nikt nie ma do nikogo pretensji. Nagle okazało się, że źle to rozumiałem. Powstały jakieś kwasy, pretensje o olewanie, wywyższanie się, obrazy etc. I tutaj z mojej strony nastąpiło kompletne olanie tematu. Nie wiedziałem do końca o co chodzi, nie zgadzałem się z tym, co do mnie docierało i w sumie z dnia na dzień przestałem się z tymi ludźmi kontaktować. Kontakt nie odnowił się nigdy.

Wydawało mi się do niedawna, że to wynikało ze specyfiki wieku, tzn. że studencka przyjaźń nie przetrwała próby dorosłego życia, ale właśnie jestem po kolejnej takiej sytuacji. Kolejna ekipa znajomych, kolejna bardzo bliska wieloletnia relacja oparta na głębokim zaufaniu i... here we go again. Sytuacja się powtarza. Ja nie mam czasu, widzę, że z tego wynika jakiś kwas. Pojawiają się pretensje i urazy, wobec czego uznaję, że trudno - nie muszę się z nimi zadawać. Odcięcie.

Efekt jest taki, że w ciągu ostatnich 10 lat straciłem dwie grupy bliskich przyjaciół. Nawet trudno ocenić czyja to wina. Ze strony bliskich nie mam feedbacku, bo różowa zawsze stoi za mną murem i konsekwentnie twierdzi, że oni są #!$%@? i ja niczego nie zawaliłem. Mame tak samo. Jednak teraz widzę, że to nie są przypadki. Po prostu jest we mnie jakiś gen #!$%@?, który powoduje, że pomimo starań, okazywania sympatii, zainteresowania itp. w końcu te relacje zawsze ulegają destrukcji. Na pewno ma to coś wspólnego z moim lekkim aspergerkiem, słabym okazywaniem emocji, nieumiejętnością oceny jak często i w jakim stopniu okazywać znajomym zainteresowanie, żeby "mieściło się to w normie". Nie umiem ocenić jak często trzeba napisać na fb, czy zadzwonić, żeby pokazać, że się dba o znajomość. Nie wiem kiedy wykręcenie się od spotkania jest jeszcze OK a kiedy jest odbierane jako urażające. Być może jest to jakieś nieuświadomione bucostwo, które we mnie immanentnie tkwi, a ja go po prostu nie widzę.

Gówniana przypadłość, mówię wam...

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: kwasnydeszcz
  • 9
@AnonimoweMirkoWyznania: trochę za bardzo skupiasz się na sobie. tak się po prostu dzieje bo #doroslosc atakuje wszystkich i nic z tym nie zrobisz. a ci co robią kwasy o to to jeszcze dzieci którym się nudzi bo nie mają zbyt wielu obowiązków. rzucają pretensjami bo chcą wrócić do tego co było ale to już niemożliwe. koniec
18+

Zawiera treści 18+

Ta treść została oznaczona jako materiał kontrowersyjny lub dla dorosłych.

OP: @anezka: dorosłość atakuje trzydziestokilkulatków z dziećmi?
@elokompaniero: Bo mi zawsze lepiej wychodziło w relacjach dwustronnych. Późnolicealna miłość od pierwszego wejrzenia. Jak ktoś by mi opowiedział tę historię, to chyba bym się zrzygał tęczą albo uznał, że mi referuje jakieś XIX-wieczne romansidło.
@mus_tang: wuwua

Ten komentarz został dodany przez osobę dodającą wpis (OP)
Zaakceptował: kwasnydeszcz
@AnonimoweMirkoWyznania:
jak na moje oko ( 42 lvl ) to miałeś po prostu pecha i ktoś, kogo uważałeś za przyjaciela/przyjaciół okazał się zwykłym bluszczem niegotowym do wzajemnego poświęcenia... jak się skończyło eldorado pozabierali zabawki i poszli gdzie indziej... i chooj z nimi...nie żałuj i nie doszukuj się w sobie: prawdziwy przyjaciel będzie z Tobą bez względu na jakiekolwiek #!$%@? ( jeśli jest )