Wpis z mikrobloga

za fp Seksizmu naszego powszedniego:

Chciałybyśmy po raz kolejny poruszyć kwestię mitycznego stwora w postaci feminazizmu.
Ludzie używający tego określenia i deklarujący, że nie są niechętni feminizmowi, nazywają feminazizmem rewanżyzm, mizoandrię czy inklinacje w kierunku matriarchatu. Powiedzmy sobie otwarcie - rewanżyzm to rewanżyzm, mizoandria to mizoandria, a ciągoty do matriarchatu to ciągoty do matriarchatu; owszem, takie zjawiska występują, ale na bora, mają swoje nazwy. I żadna z nich nie brzmi "feminazizm". Ostatnio jeden z komentujących wywiódł teorię, że określenie "feminazi" jest ukute na tej samej zasadzie, co "grammarnazi". Nie dociekał przez kogo i w jakich okolicznościach zostało ukute, nie dociekał przyczyn czy podłoża powstania tego słowa. A szkoda, bo może przyszłoby mu do głowy, że to jest obrzydliwe hasło-wytrych, mające z założenia dyskredytować wszelkie przejawy feminizmu. Może zauważyłby, że cokolwiek się tym feminazizmem nazywa, w wykonaniu mężczyzn nazywane jest po prostu rewanżyzmem, patriarchatem, czy mizoginią i nikt wtedy nie stosuje terminologii odwołującej się do nazizmu.
Co do analogii międy "grammarnazi" i "feminazi": "grammarnazi" jest terminem durnym, ale żartobliwym, określającym kogoś dbającego o czystość języka, podczas gdy "feminazi" jest absolutnie nieżartobliwym, zabarwionym pogardą i niechęcią do feministek określeniem, mającym z góry zdeprecjonować i pozbawić wiarygodności określaną nim osobę i jej poglądy, mającym te poglądy napiętnować jako agresywne, brutalne, karygodne.
Używając określenia "feminazistka", próbując definiować kto feminazistką jest a kto nie, tłumacząc sobie czy innym różnice między feminizmem a feminazizmem, wpadamy w pułapkę. Pułapką tą jest sam fakt sankcjonowania pojęcia "feminazizm", próba stworzenia mu realnych podstaw, danie mu racji bytu i potwierdzenie, że kogokolwiek wolno tak nazwać. Piszą do nas młode kobiety, że tłumaczą swoim znajomym, że feministki są fajne, nie nienawidzą penisów, po prostu chcą zarabiać pieniądze i nie być gwałcone, a "feminazistki to te #!$%@?". Tylko że wiecie co? Tak się składa, że każdy i w każdym momencie może was uznać za wystarczająco #!$%@?, żeby nazwać was feminazistkami. Bo się z wami nie zgadza. Bo brakło mu argumentów w dyskusji. Bo po prostu uważa, że "baby są głupie". Bo jest przeciwny równouprawnieniu. Bo tak po prostu i po ludzku was nie lubi. Bo cokolwiek. Bo może wykorzystać fakt, że ktoś gdzieś kiedyś wymyślił wyraz "feminazi" i teraz każdy może go sobie użyć, żeby was zdyskredytować i wszelkie wasze argumenty uczynić bezwartościowym feminazistycznym toczeniem piany. Bo już nie musi racjonalnie argumentować i trzymać się jakichkolwiek definicji - przecież ma czarodziejską różdżkę, którą zamienia każdą profeministyczną osobę dowolnej płci w feminazistycznego oszołoma.

Nie istnieje żaden feminazizm.
Są zjawiska społeczne, które mają swoje nazwy - każde z tych zjawisk, również te brzydkie, jak rewanżyzm czy mizoandria, zostało nazwane i opisane. Nazywając którekolwiek z tych zjawisk "feminazizmem" strzelacie w plecy feminizmowi, bo tak naprawdę pojęcie "feminazizm" powstało tylko po to, żeby feminizm dyskredytować.

#feminizm #niepopularnaopinia
  • 1