Wpis z mikrobloga

Wrzucam ponownie, bo przepadło na nocnej. Mirki, to co się dzisiaj odjaniepawliło nadal nie mieści mi się w głowie, muszę się tym z Wami podzielić, nie wiem jak to za bardzo ugryźć, więc zacznę od początku:

Matka mojej dziewczyny wyszła ponownie za mąż jakieś 3 miesiące temu. Gość ogarnięty, robił biznes na handlu węglem, miał swój ciągnik siodłowy z naczepą, ogólnie kup taniej i sprzedaj drożej, dobrze na tym wychodził, a najlepiej świadczy o tym fakt, że na co dzień poruszał się nowym BMW, świeżo poślubionej żonie także kupił BMW to z nowszych, a o kredytach słyszał jedynie w reklamach. Zawsze miał w zanadrzu zaskórniaki w wysokości kilkunastu do kilkudziesięciu tysi pochowane w różnych miejscach, bankom nie ufał. Jednakże na tym się kończyło jego ogarnięcie, gdyż miał straszne ciągotki do alkoholu... na tyle duże, że w jego drugim, prywatnym mieszkaniu potrafił się zaszyć na 2-3 tygodnie i od rana do nocy dawać w palnik. I to nie piwerka jak studenciak - wóda na śniadanie, obiad i kolację. Ten stan rzeczy jednak miał być elementem przeszłości, on miał się zmienić, pójść na terapię, przez pewien czas nawet wydawało się, że jest okej i wtedy właśnie moja "teściowa" zdecydowała się za niego wyjść...

Wszystko wskazywało na to, że ułożą sobie życie, jednak w tym roku handel węglem jest słabo dochodowy i chłop pod wpływem stresu znowu sięgnął po flaszkę, potem po następną, i kolejną... i w ten sposób wrócił do nałogu - jak nie było jazdy, to siedział na mieszkaniu i pił, jak trzeba było jechać to ogarniał się, jechał w trasę, przyjeżdżał do domu, posiedział z żoną kilka dni i najmniejsza sprzeczka skutkowała ewakuacją na melinę. W tym miejscu muszę wspomnieć o rodzinie z jego strony, czyli o:
trójce dzieci z poprzedniego małżeństwa: najstarszej córce, która prowadziła mu firmę pod kątem papierków; młodszej, która traktowała go jak bankomat i najmłodszym synu, który traktował go tak samo;
bracie, który w sumie wydawał się być spoko (jednak do czasu);
matce, która nie dopuszczała do siebie myśli, że jej syn jest alkoholikiem.

Do tego dochodzą także kumple:
1. kolega od wódki, zawsze prowokował do picia i rozpoczynał "cug", raz "pożyczył" od niego #!$%@? auto i przepadł bez wieści, w końcu znalazła go policja śpiącego w aucie pod barem... na drugim końcu miasta;
2. kolega z pracy, trochę neutralny, ale też lubił posiedzieć przy kielichu;
3. kolega odciągający go od picia, namawiał na rzucenie, pomagał się ogarnąć.

Zdarzały się sytuacje, gdzie chłop potrzebował pomocy w ogarnięciu się, albo żeby go skądś odebrać/zawieźć, posprzątać mieszkanie, wtedy rodzina i koledzy (oprócz tego trzeciego) odwracali głowy i wykręcali się na różne sposoby, więc do akcji wkraczały moja teściowa z dziewczyną i próbowały same uporać się z całym tym syfem. Jak trzeba było go zawieźć na imprezę rodzinną, to dzieci i rodzeństwo jednogłośnie oznajmiali "Nie mamy czasu po niego jechać, a tak w ogóle to go tu nie chcemy #!$%@?". I znowuż teściowa wsiadała w auto, ogarniała męża, zawoziła na rodzinne spotkanie. I tak się to kręciło, aż do dzisiaj.

Od wczoraj mama rzeczonego jegomościa wydzwaniała do mojej teściowej, że nie ma z nim kontaktu, nie odbiera telefonu. Pierwsza myśl: #!$%@?ł się i śpi. Dzisiaj z rana to samo, czyli telefony co chwila, że coś jest nie tak, bo normalnie odbiera, nawet #!$%@?. To już było niepokojące, więc prosto z pracy teściowa pojechała do mieszkania-meliny z kluczami. Pod drzwiami zastała mamę oraz najstarszą siostrę, czekające na otwarcie mieszkania. Okazało się, że mieszkanie jest zamknięte od wewnątrz, więc wezwano ślusarza. Po wejściu do mieszkania potwierdziły się najgorsze przypuszczenia - o jeden kielich za dużo... Akurat w tym momencie siedziałem z dziewczyną, gdy odebrała telefon od matki nawet nie musiałem pytać, wiedziałem... Wsiedliśmy w auto, zajechaliśmy na miejsce w prawie całkowitej ciszy, którą przerywało tylko jej pociąganie nosem. Wchodzimy do mieszkania, w środku policja, wszyscy trzej koledzy, połowa rodziny. Dziewczyna od razu poleciała do teściowej, do kuchni, ja tylko spojrzałem z przedpokoju do salonu, #!$%@?ło mnie - leżał na kanapie jakby oglądał telewizję, z otwartymi oczami, cały siwy... cofnąłem się i stałem tak wryty chyba z godzinę, szukając czegokolwiek innego, na czym mógłbym się skupić... I tu zaczyna się autostrada #!$%@?:
Policjanci #!$%@? teściową i siostrę, że zadzwoniły na 999, a nie pod 112... dlaczego? Ano dlatego, że jak zadzwoni się na pogotowie, to pogotowie NIE PRZYJEŻDŻA do stwierdzenia zgonu i zrzuca sprawę na policję, która siłą rzeczy musi przyjechać, na wypadek morderstwa. W przypadku zgłoszenia na 112 z automatu wysyłana jest policja i pogotowie, bez względu na okoliczności. Chore, nie? Ale to nic. Policja musi sprowadzić lekarza na własną rękę, i tu kolejny pas #!$%@?: lekarz nie ma obowiązku zjawienia się natychmiast, tylko dopiero wtedy, gdy będzie mógł, i tym oto sposobem pani doktor wezwana do stwierdzenia zgonu stwierdziła, że "ona teraz nie może, gdyż ma pacjentów, wychodzi z przychodni o 18 i dopiero wtedy się zjawi, ALE policja musi po nią przyjechać"... No i pojechał funkcjonariusz po panią doktor, ponad 2h po zgłoszeniu... Przypominam, jest środek lata, zgon nastąpił dnia poprzedniego, chyba każdy wie, co się z tym wiąże. W tym momencie zjawiła się reszta rodziny.
Zapytacie "no ale chwila, po co przedstawiałeś nam te postacie?!" Ano dlatego:
Po wizycie pani doktor, która wpadła dosłownie na 10 minut, żeby potwierdzić zgon i wypisać karteczkę prokurator poinformował o odstąpieniu od śledztwa i można było zacząć załatwiać zakład pogrzebowy. Policjanci złożyli kondolencje i się zwinęli. Wspaniałomyślna siostra wydzwoniła zakład pogrzebowy z rodzinnej miejscowości... 2h drogi od mieszkania. I siedzieliśmy kolejne 2h z gnijącym ciałem za ścianą... Podczas gdy ja stałem w kuchni, paliłem fajkę za fajką, uspokajając dziewczynę i pocieszając teściową, rodzina denata nie próżnowała, ooo nie, wręcz przeciwnie. Pamiętacie matkę? Jako że kogoś trzeba obwinić za śmierć syna (no bo ten był święty) padło na moją teściową, no bo zła żona nie upilnowała męża i się chłop zapił. Na dodatek teściowa obawiała się oskarżeń, że celowo go doprowadziła do tego stanu, żeby zabrać mu pieniądze, więc zwróciła się do brata zmarłego, że mąż coś kiedyś wspominał o ukrytych pieniądzach w szafie. I tu nastąpił kolejny akt #!$%@?: brat zaczął przekopywać szafę w poszukiwaniu kasy, jego siostra się jorgnęła co się dzieje i zaczęła grzebać po komodzie, kumple (oprócz tego trzeciego) zamknęli się w pokoju obok i szperali po szafkach, brat to zauważył i kazał synowi otworzyć drzwi od pokoju na oścież, w pewnym momencie staliśmy z teściową i dziewczyną wryci, bo cała jego rodzina przewracała mieszkanie do góry nogami w poszukiwaniu czegokolwiek, patrząc sobie jednocześnie na ręce, wyciągnęli zmarłemu nawet drobne z kieszeni spodni... wszelkie dokumenty, książkę fakturową, rachunki, pisma zgarnęła siostra prawniczka, tylko syn stał na przedpokoju i za bardzo nie wiedział co ma zrobić (ale spokojnie, on też tu odegra małą rolę). Dziewczyna się załamała, stwierdziła, że idzie do sklepu po coś do picia, bo tak się nie da. Wyszliśmy. Kupiliśmy picie, wracamy pod mieszkanie, a tam stoi jakaś baba z dzieckiem. WTF? Otwieramy drzwi, ukazał nam się kolega nr 1. I tutaj kulminacja #!$%@?: ten IDIOTA wziął tą małą dziewczynkę (która potem okazała się być jego córką) i zaczął prowadzić ją do pokoju, w którym leżał denat, mówiąc "Choć, zobacz jak wujek śpi, popatrz." #!$%@?, no nie, nie wierzę... co tu się... szybko został #!$%@? z mieszkania, po czym reszta wróciła do grzebania, a my do kuchni, odpalając kolejną fajkę i nie wierząc w to, co tu się dzieje. Po splądrowaniu mieszkania, wybrania ciuchów do skremowania, rodzinka się uspokoiła. Troszkę zawiedzeni, że nie znaleźli nic wartościowego zaczęli się plątać w te i wewte, kumple się zwinęli, ogólnie sytuacja się uspokoiła. I na koniec wisienka na torcie: przyjechali grabarze. Przed wsadzeniem do worka teściowa poprosiła o ściągnięcie obrączki ślubnej, na co brat odpowiedział "Już ściągnąłem". I tyle. I sobie zostawił. On ściągnął. Pierwszy! Ja ją mam!
Koniec końców rodzina rozkradła cały majątek zmarłego, w jego obecności. Wdowie nawet obrączka nie została jako pamiątka. Zapytacie "a syn? gdzie jego rola?" Ano po wyjściu z bloku ujrzeliśmy tego patałacha siedzącego za kierownicą tatowego BMW. Już nie był taki smutny.

#truestory
  • 2
@Jolcyn: No cos, szczescie w tym nieszczesciu, ze tesciowa sie dluzej z ta rodzina i denatem nie meczyla. 3 miesiace to nie tak dlugo. Mysle, ze kilka lat z takim czlowiekiem co ma taka rodzine doprowadziloby ja do grobu.