Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Cześć Mirki. #tldr
Piszę z anonimowych, bo różowa czasem sobie zerknie na mirko, także wiecie.

Sytuacja ma się tak. Znamy się blisko 4 lata, a za miesiąc stuknie nam trzeci rok w związku. Czasem jest gorzej, czasem jest lepiej, ale ogólnie jest nam dobrze i powoli wiążemy już se sobą plany na przyszłość (dodam, że obydwoje jesteśmy przed 20-stką).
Nasze kontakty ograniczają się do spotykania się po zajęciach na mieście (w tygodniu) i do nocowania u mnie lub u niej w weekendy (po mojej pracy). Poza tym, kiedy tylko mam możliwość, jeżdżę do niej. Ale to nie chodzi o to.

Ona planuje już wyjazd do innego miasta, aby rozpocząć studia, które ją interesują. Miasta oddalonego o 200km od mojego (i jej) domu.
Ona chce się jak najszybciej wyprowadzić od rodziców (słaba sytuacja w domu, kłótnie, brak zrozumienia) i zamieszkać na swoim, daleko stąd.

I teraz pojawia się problem. Mi się do wyjazdu nie spieszy. Mam fajną pracę, rodzinę, z którą się dobrze dogaduję, wielu znajomych. Strasznie źle czuję się z myślą, że miałbym tak nagle wyjechać, chociażby z kilku powodów...
Przede wszystkim - mieszkam z rodzicami. Zostałem z nimi sam, pozostałe rodzeństwo już dawno wyleciało z gniazdka. Rodzice się starzeją, a działkę mamy dosyć sporą - wiadomo, prace porządkowe, koszenie trawy, podlewanie kwiatków, itp., itd. Sporo tego jest, a ja czuję się za to w pewien sposób odpowiedzialny. W końcu to oni mnie na tym i tutaj wychowali. Nie byłbym w stanie zostawić ich z tym wszystkich samych.
Ponadto... Potrzebuję stabilizacji. Pracę mam atrakcyjną, ale gdybym miał opuścić dom rodzinny, to ledwo wiązałbym koniec z końcem. A teraz mogę sobie coś odkładać (i miałem zamiar to robić jeszcze z 2 - 3 lata.).

Różowa natomiast chce wyjechać. Zapomnieć o nieprzyjemnej części rodziny, uczyć się zaocznie, pracować i mieszkać w małym mieszkanku. Tłumaczyłem jej, że to tylko wydaje się takie łatwe, bo dopóki mieszka z rodzicami, dopóty nie musi się przejmować kosztami. A sądzę, że nie znajdzie pracy, która wystarczyłaby na utrzymanie mieszkania + jedzenie + inne opłaty. W tym przypadku musiałbym być ja, żeby dołożyć co moje i wtedy wszystko ogarnąć...
Ale jak już pisałem wyżej. To nie dla mnie. Uważam, że inwestycja we wlasne 4 ściany, nieważne jakie, jest jeszcze zbyt wczesna.
Nie chcę klepać biedy w obcym mieście, bez znajomości, bez gwarancji zatrudnienia. To dla mnie cholerny problem, żeby zrezygnować z wizji "życia pod skrzydłami rodziców jeszcze jakiś czas", aby będąc dobrze zabezpieczonym finansowo wyjechać. Ale znów nie aż tak daleko, co najwyżej na przedmieścia...

Mirki, co robić? Różowa daje mi do zrozumienia, że ona prawdopodobnie wyjedzie tak czy siak. I albo pojadę z nią, albo zostanę tu, gdzie jestem. Nie przemawiają do niej argumenty, że życie w 100% za własne pieniądze nie jest takie łatwe. Że oprócz rachunków trzeba opłacić też inne rzeczy i nawet "dobra" praca dla studenta nie wystarczy na to, czego ona oczekuje.
Kocham ją i nie chcę, żeby to się tak skończyło. Ale nie wyjadę z nią. Nie teraz, bo nie jestem gotów...

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Asterling
  • 15
Dosyć dokładnie opisałeś sytuacje, różowy jeśli to przeczyta to raczej się domyśli że to o niej, poza tym trochę jeszcze wcześnie u was na poważne planowanie przyszłości. A dziewczyna nie liczy się z twoją sytuacją. Ogolnie kiepsko
@AnonimoweMirkoWyznania: Nie ujmując waszemu związkowi - to związki w tym wieku to często kwestia dość ulotna. Oboje macie możliwość poukładania sobie życia na nowo. Jesteście naprawdę młodzi.

Jakąś pracę w nowym miejscu pewnie byście znaleźli, natomiast należałoby raczej ograniczyć swoje początkowe oczekiwania z mieszkania do pokoju w mieszkaniu z innymi osobami.

Powinniście oboje poważnie porozmawiać o waszych planach na przyszłość. Jeżeli nie ma rozmowy, a jest stawianie sprawy na ostrzu noża
@AnonimoweMirkoWyznania: tego kwiatu jest pół światu. Gówno nie kompromisy, co macie zamieszkać w połowie drogi?

W Twoim wieku kończyłem 3 letni związek i myślałem, że to słabo. Od roku jestem w związku małżeńskim z cudowną kobietą, z którą różnimy się mocno, ale plan na przyszłość mamy wspólny i to jest najważniejsze. Możecie nie mieć wspólnych tematów do rozmów, czy pomysłów na wolny czas, ale bazę, czyli to gdzie chcecie mieszkać i
@AnonimoweMirkoWyznania: Też sie obawiałem mieszkania samemu"jak my damy rade? z czego wszystko opłacimy?" nie wyobrażałem sobie życia bez mamy i taty, dodatkowo poznałem mojego różowego gdy miałem 23 lata,ona wtedy 18 (druga technikum) więc byla uziemiona przez szkole a miejscowość w której mieszka oddalona od mojej o 250km. No ale zaryzykowałem,wyjechałem na dwa miesiące do niemiec żeby mieć cos na start i tak po 4miesiacach od poznania sie juz mieszkaliśmy razem.
@AnonimoweMirkoWyznania:

Przede wszystkim - mieszkam z rodzicami. Zostałem z nimi sam, pozostałe rodzeństwo już dawno wyleciało z gniazdka. Rodzice się starzeją, a działkę mamy dosyć sporą - wiadomo, prace porządkowe, koszenie trawy, podlewanie kwiatków, itp., itd. Sporo tego jest, a ja czuję się za to w pewien sposób odpowiedzialny. W końcu to oni mnie na tym i tutaj wychowali.


A ja bym z nimi został i pomagał w ogarnianiu wszystkiego pod
@AnonimoweMirkoWyznania: Miałem bardzo PODOBNĄ sytuację. Tylko że my zaczynaliśmy troche na odległość. Widywaliśmy się tak często jak tylko mogliśmy sobei na to pozwolić (jej ojciec alkoholik miał problemy czasami że ją odwiedzam) i wszystko dążyło do tego żebym przeprowadził się do jej stron i zamieszkał gdzieś tam bliżej niej a ona miała dołączyć bo już się "ugadała" z koleżanką że obie wyjadą jak skończą szkołe. W końcu miałem możliwość zarobienia kasy