Wpis z mikrobloga

@pschemo pytał jak wygląda dzień pracy konsultanta:

Praca u klienta 3-4 dni w tygodniu. We własnym biurze 1-2 dni: w poniedziałek próby przełożenia czego chcą klienci, tak żeby ABAPer zrozumiał (albo próba wymodlenia u kolegów jak coś zrobić, jeśli w ogóle będa i będą mieli ochotę pomóc), a w piątek próba odbioru nadgodzin (ale mizernie to idzie).


U klienta start o 8:00 ~8h spotkań żeby przygotować blueprint: słuchanie idiotów, którzy nie wiedzą jak księgować, ani jak działa ich własny biznes - ale każdy chce się wypowiedzieć, oczywiście nie dając dojść do słowa tym, którzy rzeczywiście coś tam robią (zresztą ich zazwyczaj na spotkaniach nie ma, więc management zgaduje jak coś się robi, zresztą "pan sprawdzi sobie w systemie"). Standardowa taktyka to pytać ludzi, którzy są brzydcy jak noc: wtedy wiadomo, ze zatrudniono ich dlatego, że coś potrafią zrobić, a nie za ładną buzię, choć też wcale nie koniecznie, bo może to akurat rodzina.
Wymyślają customizacje z dupy, zamiast siedzieć w standardzie (ale przynajmniej jest dla nas za to kasa; niezły moral hazard - im więcej gniotu wciśniesz, tym więcej zarobisz; widziałem jak całą funkcjonalność ze standardu zrobili na Z-tabelach, gorzej że klient się skapował i nie chciał za to zapłacić).
Potem w hotelu 2-3h pracy domowej tzn. przygotowanie się do kolejnego dnia, żeby odpowiedzieć na #!$%@? pytania w stylu "jak robić poprawnie coś co niby robimy od lat, ale okazuje się, że się nie znamy, bo nasi specjaliści mają dwie lewe ręce".

Do systemu klienta oczywiście przez pierwsze dwa tygodnie nie da się zalogować, bo #!$%@? wifi, #!$%@? routing, #!$%@? konto, basis nie umie, wszystko #!$%@?, od sieci jest kolega, ale na urlopie, a nie to jednak basis, a potem koleś bierze urlop/L4 bo nie potrafi założyć konta

Zbieranie wymagań to pikuś, problem to będzie to zcustomizować, albo jak pytają o rzeczy, na których człowiek się nie zna - no a konsultant nie może powiedzieć że nie wie, trzeba metodą przedszkolanki - odpowiem jutro + samemu sobie testować/douczać się po godzinach, bo bogiem nie jestem...

Do powyższego dochodzi też robienie planu działania (schedula) - ale zarządzanie projektem to akurat pikuś i to akurat każdy by chciał, bo gadać i zarządzać to każdy może, ale jak zwykle nie ma komu robić, a koniec końców zrobić trzeba - i to jeszcze na czas - a przede wszystkim ma (w miarę) działać! Gdy powstanie blueprint zatwierdzony przez klienta, będzie trzeba te jego wymagania wdrożyć i przetestować, dane zmigrować i przetestować, testować do usrania.
(swoją drogą, różne firmy różnie rozumieją blueprinty, w niektórych to zestaw ogólników, z którego nic nie wynika, a niektóre robią sobie zestaw obrazków co jak ma być customizowane wręcz z wpisanymi transakcjami, że średnio ogarnięty student by mógł to zrobić, #!$%@? jaka bieda że ja czegoś takiego nie mam, bo wtedy "praca" to by było często CTRL+C, CTRL+V i wycinanie niepotrzebnych części z czegoś zrobionego przez kogoś wcześniej).
W pewnym momencie z najlepszych przyjaciół robimy się wrogami, bo ktoś musi podpisać user acceptance test, a nie umie zrobić testów, albo o zgrozo, znowu coś nie działa, o #!$%@? tym razem to my #!$%@?śmy; tzn. w agilu to przynajmniej jest na tyle dobrze, że większość kwiatków wychodzi przed go live; chociaż i tak często to nadal dzień pobudki z ręką w nocniku, bo ktoś coś gdzieś zmienił i zapomniał powiedzieć... miał przecież na to tylko 3 miesiące.

W międzyczasie pewnie wyjdzie kilka razy, że ktoś czegoś zupełnie nie zrozumiał, bo np. osoby decyzyjne nie znają swojego biznesu, księgowość nie potrafi księgować, sprzedaż nie umie fakturować, basisowiec nie potrafi zrobić uprawnień, a na wszystko nakładają się noty, transporty #!$%@? Z-programów, storna, JPK, gówniane tajemne moduły dla danej linii biznesowej na których "oczywiście się znamy" i mamy "specjalistów" z dziwnych krajów, którzy rzekomo pomagają, ale nie bardzo wiem w czym, bo i tak trzeba samemu główkować, bo jedyne co te zjeby potrafią to kasować pieniądze - swoją drogą nice skill to have (prawdziwa bieda to się zaczyna jak nie ma nic na google ani SCM). Pomijam to, że user exity są często gówniane, a SAP nie może dać w standardzie więcej pól, bo na takich gównach tuż kawałek za standardem się chyba najlepiej zarabia.
Oczywiście najlepiej po pracy w hotelu jeszcze się uczyć do certyfikatów SAPa po kilkanaście tysięcy każdy + języków: najlepiej niemieckiego + rosyjskiego, ale jakiś egzotyczny też by się przydał... no bo przecież zajebiście jest mieć samolot o 6:30 rano do Włoch, żeby dostać 3k EUR za 12h pracy dziennie.
Ten poker face kiedy słuchasz łamanego angielskiego.

Ale w tym wszystkim najgorsza jest ta #!$%@? samotność, nikt nigdy nic nie wie, nikt nie pomoże, do klienta wyślemy cię samemu, bo wiesz jak jest, projektów dużo, a ludzi mamy mało - poradzisz sobie, #!$%@? z tym że klienci pytają o jakieś szczególiki w SD i MM, gdzie jest rozpoznanie walką "aaaa to wklikajmy się, zobaczymy o co chodzi, a może jutro o tym pogadamy", albo że masz rozwiązać problemy ich firmy w 5 minut, bo przy okazji projektu wyszło, że od lat mieli źle zrobioną alokację kosztów i przecież pan to nam to szybko wyliczy, bo pan jest konsultantem, chociaż jaki pan, przecież jesteśmy na ty, albo bezosobowo, prosimy o zrobienie xD. Pytania z punktu widzenia prawa podatkowego, czy rachunkowości pomijam, bo przecież "pan powie, jak zrobiliście to u innych klientów" i #!$%@? z tym, że nie mam pojęcia jak działa prawo w jakichś dziwnych krajach, gdzie w samej Polsce zrozumieć ustawodawcę trudno, jeśli w ogóle to możliwe, bo politycy chyba sami nie wiedzą co mieli na myśli.
#sap #gorzkiezale

  • 6
A kolacji służbowych za diety nie ma? A przesiadywania w bizness landżach na lotnisku? A ciułania punktów na każdej możliwej karcie lojalnościowej za hotele, loty i auta?