Wpis z mikrobloga

Jakby kogoś interesowało pierwsze spotkanie z zielonym w całkiem konkretnej dawce przez kogoś z bardzo poukładanym, pedantycznym, introwertycznym życiem. Tym bardziej że czegoś takiego kompletnie się nie spodziewałem i raczej nigdzie nie słyszałem o takich efektach jakie spotkały mnie.
Wcześniej tylko i wyłącznie alkohol w rozsądnych, przeciętnych ilościach i odstępach czasu.
Najpierw ja paliłem z sziszy na wódzie (mi ładnie wchodziło a znajomych [bardziej doświadczonych] odpychało) a później znajomi robili standardową haszkomorę a ja byłem bierny.
Coś niesamowitego, co mi to zrobiło z umysłem. Było to momentami przerażające (świadomość że uszkodziłem sobie postrzeganie świata i na zawsze zostanę w zaciętym, zapętlonym matriksie, z którego jedynym wyjściem jest w najlepszym wypadku zasnąć a w najgorszym umrzeć czy coś w tym stylu), jak i fascynujące (nagłe zrozumienie obecnej sytuacji, powrót do logicznego myślenia, analiza tego co dociera do ciebie poprzez zmysły, czy widzisz świat realny czy odpłynąłeś) Np: Myślałem całkiem realnie, trzeźwo ale świat który postrzegałem i to co się działo nie było zupełnie realne, było jak zapętlenie w kółko kilku jednakowych czynności z których nie mogłem się wyrwać. Miałem wrażenie że nieważne co zrobię, to nie ma znaczenia, bo to nie jestem w tej chwili na płaszczyźnie świata realnego.
Jakby kogoś interesowała dokładniejsza próba opisu tego przeżycia to może spróbuję się rozpisać.
Ogólne odczucia typowo w moim stylu - ciekawa sprawa, najprościej określiłbym to jako "mieszanie sobie w mózgu", czy trwałe? Wydaje mi się, i mam nadzieję że nie. Od święta sobie conieco spróbuję ale nie mam ochoty się w to nadmiernie wgłębiać, nie chcę żeby takie zabawy trwale wpłynęły na moje codzienne, zwykłe życie.
Ani nie krytykuję, ani się nie zachwycam. Trochę też utwierdziłem się w przekonaniu że robienie sobie z tego jakiejś głębszej filozofii/religii, podporządkowywanie temu swojego umysłu jest dość banalne i głupie. Dla mnie to taka "zabawka".
#marihuana #narkotykizawszespoko
  • 7
@MissCthulhu: o, właśnie chciałem coś takiego poczytać. Już znalazłem nawet opis przeżyć niemal identycznych co moje:
https://neurogroove.info/trip/kilka-godzin-w-iluzji-pierwszy-bad-trip-z-marihuan

Zaczęłam mieć wrażenie, że wszystko co działo się przed chwilą zaczyna się cofać, i końcówkę sytuacji która miała miejsce przed chwilą przeżywam na nowo...[...] Wydawało mi się, że mój facet jak zresztą wszystko wokół jest iluzją złożoną z tych samych, sztucznych, powtarzających się fragmentów...dlatego gdy znów powiedział "spokojnie", wpadłam w masakryczną psychozę. Pomyślałam, że
@KontoDoZalow: lel im więcej doświadczenia w paleniu to takie fazy praktycznie się nie pojawiają, ostatni bad trip jaki miakem to chyba z 5lat temu (a pale teraz okazjonalnie, często duże ilosci) jak paliłem pierwszy raz z wiadra. Dziwne akcje. Teraz ile nie wypale nie mam żadnych krzywych faz, zawsze to samo czyli smiechawa potem rozkminki, znow smiechawa, gastro i zmula. Trochę to smutne, że raczej już mnie takie fazy nie spotkają
w jej szczytowym momencie miałem wrażenie że to już mój koniec i żeby to pociągnąć dalej muszę dać się porwać tej sytuacji, i ciągnęło mnie to jakoś intuicyjnie do toalety, do zwymiotowania,


@KontoDoZalow: widzę że to typowe, kolejna osoba która mówi o końcu życia po jednym z pierwszych/pierwszym przesadzeniu z thc