Wpis z mikrobloga

- Kasiu, koniecznie zapnij pasy, jak będziesz jechać. Pani Marzenka ze Śmiecina nie zapięła w ubiegłą niedzielę, no i poleciała! Poleciała daleko, jak Biełka ze Striełką, prawie w kosmos ją wystrzeliło z tego Cinquecento - powiedziała mama, wręczając mi na drogę prowiant.
Czyli kawałek kiełbasy, jabłko, gaśnicę halonową. I olbrzymią apteczkę.
- A, i trzymaj odległość od tirów. Koniecznie. Pamiętam jak w twoje urodziny, 15 czerwca nad ranem, na remontowanym odcinku drogi w Chrzczonowicach pękła opona tira, nad którym to kierowca nie mógł zapanować, no i zabił osiem osób. Wszyscy byli z Rawy Mazowieckiej - mama przytuliła mnie mocno, po czym dodała:
- No i nie jedź za szybko. Wiem, że jeździsz jak szalona i lubisz się ścigać. A ci co się ścigają, kończą źle. 11 czerwca 1955 roku podczas wyścigu w Le Mans Pierre Levegh pędził z prędkością 200km/h, no i się zapędził! Bum w bolid Lance'a Macklina. A potem to już tylko pożar na trybunach, śmierć i poparzenia. 84 osoby zginęły. Tak jak ostatnio pod kołami tego zamachowca w Nicei - mama zamilkła na moment, gdy badałam zawartość apteczki.
- Co to? - zapytałam.
- Pęseta do usuwania kleszczy.
- A to?
- Kaniula do wlewów dożylnych. I skalpel.
- Tym czymś to ja co najwyżej mogę kogoś skrzywdzić.
- A co, Kasiu, masz jakichś wrogów?! Może lepiej oddaj mi skalpel. Bardzo cię proszę. Nie rób nic głupiego. Błagam, żadnych zamachów. Żadnej powtórki z gimnazjum.
- Mamo, obiecuję, że będę ostrożna.
Pocałowałam mamę w policzek, i pojechałam, myśląc o wujku Szczepanie, który nigdy nie miał żadnej stłuczki. Nawet wtedy, gdy zdarzało mu się przysnąć za kierownicą. Pamiętam, że raz jechaliśmy razem do Gruduska, a naszą ciężarówkę nagle zaczęło znosić na przeciwny pas. Zdziwiona, spojrzałam na wujka, który miał przymknięte oczy, uchylone usta, i głowę zwisającą na wysokości piersi. Zanim zdążyłam krzyknąć, wujek ocknął się i skorygował tor jazdy, wzdychając:
- Dzięki ci, świnko kochana.
- Wujku, co się stało? - zapytałam.
- Usnąłem, ale ona znowu mnie uratowała. Śwince niech będą dzięki.
- Komu?
- Śwince.
- Wujku, czy ty na pewno już nie śpisz? - zapytałam, przestraszona.
- Za każdym razem, gdy za kierownicą grozi mi niebezpieczeństwo, widzę stojącego na poboczu ducha - świnię, która strasznie głośno chrumka - tłumaczył zawstydzony wujek.
- Dlaczego akurat świnia?
- Nie mam pojęcia. Niemniej - uważam, że mam się czym pochwalić. Niewielu widziało ducha - wujek przerwał na chwilę, odpalając papierosa. - A tym bardziej chrumkającego ducha świni.

#nunkunpisze
  • 47
  • Odpowiedz
powiedziała mama, wręczając mi na drogę prowiant.

Czyli kawałek kiełbasy, jabłko, gaśnicę halonową. I olbrzymią apteczkę.


@nunkun: Jecie gaśnice i apteczki?
  • Odpowiedz
@qandaornot: Dla mnie humor jest jedynym możliwym komentarzem wobec absurdalności i okrucieństwa świata, prawdziwy horror rozgrywa się wokół i nie potrzebuję dodatkowo tego typu literatury. King jest rzecz jasna dobry, ale to jest zupełnie inna filozofia. Dzięki :)
  • Odpowiedz
prawdziwy horror rozgrywa się wokół i nie potrzebuję dodatkowo tego typu literatury


@nunkun:
[tutaj autor chciał napisać, że ma dokładnie tak samo i nie ogląda np. dramatów, ale stwierdził, że będzie to wyglądało zbyt potakująco i stulejarsko, więc odpuścił]
  • Odpowiedz
@nunkun: wiesz takie gaśnice miały dużą sprawność, jedną spokojnie można było zgasić samochód ale ustalono ze srodek gaśniczy jest szkodliwy dla zdrowia i wycofali go
  • Odpowiedz