Wpis z mikrobloga

Pojechałem kiedyś z ojcem odebrać zakupione przez internet auto. Sprzedawała go WDOWA (kluczowe) po właścicielu. Autem trochę po śmierci męża ponoć pojeździła córka, potem się wyniosła na studia i grat stał niepotrzebny. Była zima, jedna z tych srogich z przed paru laty. No to pooglądane, posprawdzane, ojciec chciał jeszcze otworzyć bagażnik, ale nie za bardzo się dało, bo przymarzł i do tego na klapie i szybie tylnej była tafla lodu. Coś tam próbują, nie bardzo idzie, ktoś tam rzucił, że no już wypadało by tam już zajrzeć dla formalności, może coś zostało. Wtedy rzuciłem sobie tak z dupy, "no jasne! wiadomo? czy tam jakieś zwłoki nie leżą?"...kobieta odparła tylko bez oburzenia " no co pan opowiada", coś w tym stylu. Potem przeszliśmy do domu załatwić papierologię i kiedy kobitka poszła po dokumenty ojciec do mnie szeptem "aleś dowalił z tymi....." "wiem #!$%@?, cicho" :D
potem się zastanawaialiśmy chwilę, czy babka mogła to zrozumieć tak, jak to zabrzmiało. doszliśmy do wniosku, że raczej tak, ale ponieważ raczej wyglądała na taką z klasą, nie dała po sobie ni #!$%@? poznać i nie było jakiejś niezręcznej sytuacji. ja tam oczywiście też kamienna twarz już w momencie kiedy słowa leciały mi z gęby i rozumiałem co #!$%@?ąłem. mój ojciec z resztą też spalił głupa i nie widać było po nim, że skumał przypał, aż do momentu kiedy mi po cichaczu powiedział. oczywiście w zamierzeniu nie odnosiłem się do jej męża, po prostu to się wydało wtedy oczywiste - bagażnik = zwłoki. jedna z niewielu sytuacji, kiedy walnąłem coś mocno niezręcznego.
#gownowpis #truestory #coolstory
  • 2