Wpis z mikrobloga

Siedzę sobie w busie, 40 stopni, przejazd zapłacony. Pytam o której wyjazd? "No wie pani, jak się bus zapełni".


Do busa (taki z rozsuwanymi na bok drzwiami) wchodzi janusz z garścią żółtych jak pikachu zegarków - PANI ZOBACZY JAKI PIĘKNY ZEGAREK. Sprzedam za 800 pesos!
- Nie dziękuję - mówię
- ALE TO TAKI ZEGAREK! ŻÓŁTY!! - przykłada mi go pod nos, czuję gnijącą skórę
- NIE, DZIĘKUJĘ - odwracam głowę do szyby. Zamykam oczy, próbuję się uspokoić
- ZEGAREK DLA PANI! - janusz przeszedł busa dookoła...
Tym razem nic nie mówiłam. Stał i gadał jeszcze przez minutę.
Dlaczego nie wyszłam z busa? Bo przed nim stała gromada (spokojnie dwudziestu) januszów-kierowców, którzy przyszli zobaczyć białą dziewczynę. Różowepaski wiedzą jak to jest przechodzić obok budowlańców - ślinią się, gwiżdżą, rzucają głupimi docinkami (akurat ich języka nie rozumiem, ale ich obleśny śmiech wystarcza, żeby mnie obrzydzić i wkurzyć).
Postaliśmy jeszcze ~45 minut. W międzyczasie dwójka dzieci weszła do busa, jedno z nich śpiewało, a drugie krzyczało z wyciągniętą dłonią: MONEY! MONEY! (myślę, że moje spojrzenie zabiło ich chęci na podobne zagrywki na kilka dni)

Jak dla mnie Filipiny to karuzela emocji - od smutku (kiedy patrzę na to jak mieszkają tu dzieciaki), zachwytu (widoki, fauna, flora i inne), zdziwienia (zwyczaje) po frustrację właśnie.

#podroze #rideintothesun #januszebiznesu
  • 4
  • Odpowiedz