Wpis z mikrobloga

Hejka.

Z uwagi na to, że na Fejsbuku co chwilę wyskakują super tanie loty do Bari (nawet za 78zł w obie strony) i dużo osób pyta tam, czy warto, pomyślałam, że może odpowiem na to pytanie i zachęcę kogoś do podróży.
Przeglądałam kiedyś tanie loty i natknęłam się na loty do Bari w październiku. Szczerze powiedziawszy jakoś wcześniej nie myślałam o tym regionie jako kierunku mojej przyszłej podróży, ale zaczęłam googlować i wyskoczyło mi setki przepięknych zdjęć. Ciekawa architektura, klimatyczne uliczki, piękne plaże. To mnie przekonało do zakupu biletów lotniczych i polecenia tam na tydzień.
Mieliśmy plan – zobaczyć, jak najwięcej, więc przez tydzień odwiedziliśmy:
Bari (nocleg) -> Polignano a Mare -> Monopoli (nocleg) -> Grotte di Catellana -> Locorotondo -> Alberobello -> Torre Canne -> Ostuni (nocleg) -> Lecce (nocleg) -> Torre del’ll Orso -> Otranto -> Gallipoli -> Spaggia di Savaggio -> Taranto (nocleg) -> Craco -> Matera -> Bari (nocleg) -> Trani -> Barletta -> Bari

Poniżej załączam również mapkę obrazującą naszą drogę, a także w osobnych komentarzach kilka zdjęć dot. miejsc, które najbardziej warto zobaczyć.

Dzień 1:
Dotarliśmy do Bari po południu. Myślę, że Bari warto zostawić na koniec. Największe miasto regionu, które w sumie niczym szczególnym się nie wyróżnia, więc nie warto tracić na nie zbyt dużo czasu. Nam wystarczyło kilka godzin przed wylotem, by po prostu sobie pochodzić po starej części miasta i porcie. Dlatego po przylocie pochodziliśmy chwilę po mieście, przespaliśmy się i następnego dnia z samego rana pojechaliśmy do Polignano a Mare.

Dzień 2:
Jeśli ktoś śledzi promocje na tanie bilety i widzi Bari, to plaża w Polignano a Mare jest zawsze na jednym ze zdjęć. Zawsze. I nic dziwnego, bo był to jeden z najpiękniejszych naszych przystanków pod drodze. Ta plaża naprawdę robi niesamowite wrażenie. Dodatkowo miasteczko jest urokliwe i warto się „zgubić” w uliczkach i się nieco poszwędać.
Następnie dotarliśmy do Monopoli, gdzie mieliśmy nocleg. I tu akurat nie było jakoś za specjalnie ciekawie. Ładna starsza część miasta, ale to jak w prawie całej Apulii, ale samo miasto nie wyróżnia się niczym. Jeśli będziecie planować podróż i nie będziecie mieć tam noclegu – możecie spokojnie je ominąć, nic nie stracicie. Co prawda jest tam zamek, ale temat zamków poruszę niżej.

Dzień 3:
Wylegliśmy z naszej piwnicy (serio, spaliśmy w piwnicy, 30 eur na 3 osoby, w starej części miasta – dość spoko, bo mieliśmy pomieszczenie z kuchnią i oddzielnie sypialnię. Brak okien mógłby przeszkadzać, ale nie planowaliśmy tam siedzieć tylko się przespać i ruszyć w drogę) i wyjechaliśmy do Grotte di Castellana. 16 eur kosztuje dwugodzinne zwiedzanie jaskiń, trasa bodajże 2km. Jest też wejście za 8 eur, trasa godzinna. Niestety trafiło nam się zwiedzanie po włosku, a wielka szkoda, bo przewodnicy dużo opowiadali i wydawało się, jakby jednak mówili dość interesujące rzeczy. Samo miejsce fascynujące i mało skomercjalizowane (jak np. nasza Wieliczka).
Następnie udaliśmy się do Alberobello, kolejnego miejsca, z którego zawsze pojawiają się zdjęcia na promocjach. Pewnie kojarzycie takie nieco śmieszne domki z charakterystycznymi stożkowymi dachami. To właśnie Alberobello, a te budynki to trulli. W przewodniku wyczytałam, że budowano je w ten sposób, tj. bez zaprawy, by chłop mógł swój dom szybko rozebrać, a potem spokojnie go postawić i w tym celu uniknąć płacenia podatków. Najwięcej trulli, bodajże ok. 1500 znajduje się właśnie w Alberobello, większość została odnowiona, ale jest też kilka starych trulli, które są bez zaprawy i widać, jak dokładnie były budowane. Można nawet do nich do środka wejść, chociaż są bardzo niewielkie i widać, że ludzie urządzają sobie w nich jakieś biby.
Po Alberobello skoczyliśmy do Locorotondo, miasteczka chwalonego za przepiękne białe uliczki. Nam się spieszyło, więc zjedliśmy tam tylko obiad i ruszyliśmy dalej. Pochodziliśmy chwilę po starym mieście i znów nic nam się tu nie wyróżniało, ale możliwe, że w sezonie (wiosna-lato), miasteczko jest o wiele bardziej urokliwe i warto je odwiedzić.
Powoli jechaliśmy w stronę naszego noclegu, ale chcieliśmy poplażować i dotarliśmy na dość przypadkową plażę, którą wybraliśmy sobie dość losowo (metodą: „o, tu GPS pokazuje jakąś plażę jedźmy ja obadać”). Znajdowała się w miasteczku, które w sezonie ma chyba z milion turystów – Torre Canne. Wszędzie przy plaży stały hotele i zwinięte parasolki z leżakami, ale na szczęście w połowie października cała plaża była dla nas.
Na nocleg pojechaliśmy do Ostuni.

Dzień 4:
W Ostuni chwilę pochodziliśmy po mieście i wyruszyliśmy do Lecce, zwanego Florencją południa. Faktycznie, Lecce nieco się wyróżnia w Apulii pod względem architektury. Jest, jakkolwiek to zabrzmi, bardziej europejskie, bardziej okazałe i wyraźnie widać odmienne wpływy. Warto pochodzić i zwiedzić najważniejsze budynki. Tu niestety pogoda nam się odrobinę zepsuła i nieco padało, więc pod wieczór szliśmy już do naszego hosta z Couchsurfingu.

Dzień 5:
Rano naturalnie ruszyliśmy dalej w drogę. Pierwszym przystankiem na naszej mapie było Torre dell Orso – kolejna miejscówka, z której zdjęcie zawsze pojawia się przy promocji lotów do Bari. Zazwyczaj zdjęcia ukazują tamtejszą plażę albo ludzi, którzy sobie na stateczkach pływają wokół Skał Dwóch Sióstr. W okolicy jest też grota, zamieszkana niegdyś przez człowieka, ale jej nie odwiedziliśmy.
Następnie udaliśmy się do Otranto. Powiem szczerze, że za każdym razem mam problem z przypomnieniem sobie, co tam było i jak wyglądało to miasto. Muszę dopiero się wspomóc zdjęciami. I kiedy patrzę na te zdjęcia, to widzę, że w sumie nic ciekawe. Znowu port, stare miasto, stare kościoły, o! jakieś ruinki, ale generalnie nic takiego, co trzeba zobaczyć.
Kolejnym miastem przez nas odwiedzonym było Gallipoli. I kolejne must-see moim skromnym zdaniem. Starsza część miasta znajduje się na wyspie i prowadzi do niej tylko jeden most. Całość starszej zabudowy otoczona jest murem i teraz również portem. W środku naturalnie zameczek i jakieś milion kościołów. Tak poważnie, to doliczyliśmy się 15, ale z pewnością jest ich jeszcze więcej, po prostu za późno zaczęliśmy liczyć. Warto odwiedzić. Niby znowu ta sama zabudowa, znowu milion kościołów, znowu podobny zamek, ale przyciąga i ma klimat.
Po Gallipoli jechaliśmy w stronę słońca i plaży i przypadkiem (znowu używając naszej metody z GPSem) trafiliśmy na Spiaggia Porto Selvaggio, która jest częścią małego parku krajobrazowego i gdzie hasają sobie ludzie na swoich konikach. Miejsce przepiękne, akurat udało nam się tam trafić późnym popołudniem, kiedy słońce powoli zachodziło Na chillout super miejscówka.
Po zachodzie słońca skierowaliśmy się do Taranto. Pochodziliśmy w sumie nocą po mieście i okazało się, że o ile czuliśmy się zawsze bardzo bezpiecznie jak nocą chodziliśmy, tak tutaj w starej części miasta (znowu leżącej na wysepce) było dość niepewnie. Niby nic nam się nie przydarzyło, ale host nas później ostrzegł, że turystom nocą lepiej tam nie chodzić, bo mieszka tam patologia. Nawet było to widać, bo o ile spotykaliśmy się już z uliczkami mniej zadbanymi w innych miastach Apulii, tak tutaj było widać ten syf na pierwszy rzut oka. Ogólnie miasto jest jednym z najbardziej zanieczyszczonych w całych Włoszech (o ile dobrze naszego hosta zrozumiałam) i generalnie nie ma tam chyba nic ciekawego, wręcz jest niezwykle rozczarowujące. Niby duże, niby w przewodnikach, niby inne, ale nieciekawe. Najlepszym pomysłem jest nie tracić na nie w ogóle czasu.

Dzień 6:
I tu w sumie rozpoczął się mój ulubiony dzień, bo wyruszyliśmy do Bazylikaty, czyli regionu na zachód od Apulli. Bazylikata to jeden z najbiedniejszych regionów Włoch, ale zdecydowanie warta zobaczenia.
Naszym pierwszym przystankiem było Craco – miasto, które ucierpiało w trzęsieniu ziemi w latach 80’. Teraz stara część jest zamknięta i zagrodzona, wiszą tabliczki: „wstęp wzbroniony”, ale nie przeszkodziło nam to i tak w wejściu do środka. Tutaj chciałabym zaznaczyć, że łatwo da się przeskoczyć przez siatkę, ale po pierwsze: trzeba uważać, żeby nikt nie zobaczył; obok jest nowsza część miasta i o dziwo coś tam dalej jeździ po tej nieco zapuszczonej drodze, po drugie: budynki są niestabilne. Taka faktyczna i najstarsza część miasta była ponownie ogrodzona i tam już niestety się nie dostaliśmy. Również zostaliśmy przyłapani na wchodzeniu do środka i podejrzewaliśmy, że ktoś zadzwonił po odpowiednie służby, dlatego szybko się zmyliśmy. Mieliśmy chyba rację, bo wyjeżdżając z miasta w drugą stronę jechał jakiś samochód należący do Stowarzyszenia Craco, czy jakkolwiek to się nazywało. Samo Craco znajduje się na wzniesieniu, a cała okolica jest absolutnie przepiękna. W tamtym rejonie Bazylikaty jest sporo parków krajobrazowych i widoki za oknem potrafią zapierać dech w piersiach.
Z Craco wyruszyliśmy do Matery, której zabytkowa część , tzw. Sassi, służyła m.in. Melowi Gibsonowi jako tło do filmu Pasja. Zaryzykuję stwierdzenie, że Craco w połączeniu z Materą było o wiele bardziej warte zobaczenia niż cała Apulia razem wzięta. Jestem naprawdę zachwycona. Sassi, nie dość, że samo w sobie robi piorunujące wrażenie, bo zostało wyżłobione w skałach, to jest otoczone doliną i kolejnym wzgórzem, w którym znajdują się odosobnione jaskinie. Zdjęcia załączam w komentarzach, ale absolutnie najlepszy punkt tej podróży to właśnie oba powyższe miejsca.
Po obiedzie udaliśmy się do kolejnego miejsca, które jest dość rozpoznawalne – do Castel del Monte znajdującym się na wzgórzu, z którego widać pół Apulii. Zamek zbudowany został na planie ośmiokąta i w sumie nie do końca wiadomo, jaką funkcję miał pełnić. Warto zobaczyć, do zamku, jak ktoś ma ochotę wejść, to nie straci tych kilku euro, ale jak nie wejdzie, to w sumie też nic nie straci. Z zewnątrz za to budowla prezentuje się bardzo okazale.
Po zwiedzeniu zamka wyruszyliśmy do Bari, gdzie mieliśmy spędzić nasze dwa ostatnie noclegi.

Dzień 7:
Siódmego dnia zgodnie z radą naszego hosta wyruszyliśmy na północ do Trani i do Barletty. Oba miasta można jednak ominąć i spróbować pojechać jeszcze bardziej na północ do Parco Nazionale del Gargano. Nam się nie udało go zobaczyć, ale podobno warto. W samym Trani i Barleccie nie ma za wiele ciekawego. Kolos (jedynie siedmiometrowy), jakiś zamek, kościoły, katedry. Nic specjalnego tam nie widzieliśmy. Potem mieliśmy w planie poszukać jakiejś plaży, niestety pogoda znów nam się zepsuła.

Dzień 8:
Przed wylotem mieliśmy jeszcze kilka godzin, więc wędrowaliśmy uliczkami Bari, odwiedzając jak zwykle katedry i podziwiając zamek. Widać, że miasto jest stolicą regionu, ale jak pisałam na początku, nie jest jakoś za szczególnie wyróżniające się. No i wróciliśmy do Polski, z 27 stopni i słońca do deszczu i 5 stopni, pogoda w Polsce nas nie przywitała zbyt ciepło.

Zamki, zameczki, zamczucie.
Jest ich pełno w całej Apulii i z zewnątrz wyglądają naprawdę fantastycznie. Większość przez nas odwiedzonych została wybudowana przez Fryderyka II Hohenstaufa, część z nich wygląda dość podobnie. I o ile z zewnątrz warto je popodziwiać, tak odradzam wchodzenie do środka. Strata monet. Zamki w środku to nic, jak tylko białe puste ściany, wejścia na dach nie istnieją. Włosi nie widzą w tym nic ciekawego. Zapytaliśmy w Castel del Monte, czy mają otwarty dach, w końcu widok z góry byłby fantastyczny, ale dostaliśmy odpowiedź: „po co? to tyko dach”. Jeszcze można przeboleć Castel del Monte, wstęp bodajże 8 czy 9 euro. W środku pusto, ale sam plan zamku jest dość interesujący, ale odwiedziliśmy również zamki w Monopoli i Lecce i wyrzuciliśmy kilkanaście euro w błoto. Nie polecam.

Jak podróżować?
Można pociągami, ale warto wynająć sobie tani samochód. Paliwo niestety jest dość drogie, ale samochód daje wolność i mobilność. Do wielu z odwiedzonych miejsc nie dotarlibyśmy w ogóle, bez auta.

Co z jedzeniem?
Tanio i dobrze. Gdzieniegdzie do 10 euro spokojnie można zjeść drugie danie, chociaż taka standardowa cena to raczej 12-15 eur. Zdarzyło mi się też widzieć oferty za 20 eur, które zawierały przystawkę, deser, drugie danie i kawę. Wszędzie są owoce morza, świeżutkie i obłędnie smaczne. Oprócz tego warta spróbowania jest na pewno focaccia. Jest to coś podobnego do pizzy, ale inaczej robione. W ogóle polecam popatrzeć po różnych blogach, co ciekawego można tam spróbować, bo Apulia słynie z jedzenia.
Tylko od razu ostrzegam, że możecie sobie doliczyć 1-2 eur na wstępie na osobę, bo Włosi dorzucają „coperto”, które nie jest napiwkiem. Najczęściej to kwota za podanie nam chleba jako przystawki przed zamówieniem.
Śniadania jedliśmy sobie głównie sami (tutaj chciałabym podziękować serdecznie Niemcom za Lidla. Lidl jest super).
Jak ktoś lubi wino, to będzie w niebie.

Noclegi:
Udało nam się załatwić na dwie noce hostów (w Taranto i w Lecce). Niestety z resztą był problem. Włosi są trochę dziwni i Couchsurfing służy im chyba do nieco innych celów, ale da się coś znaleźć, jak się ich spamuje odpowiednio. Resztę znaleźliśmy przez booking.com patrząc na promocje.

Pogoda:
To akurat dotyczy października. Chwilami nam popadało, ale przez większość czasu mieliśmy słońce i ponad 20 stopni. Woda w morzu miała nawet powyżej 20, bo w końcu była nagrzana po całym sezonie. Wiało nieco od morza, ale mielismy niektóre dnia tak ciepłe, że spokojnie można było chodzić w krótkich spodenkach.

No to by było na tyle. Myślę, że jest tak dużo teraz tanich biletów, że aż żal nie skorzystać, więc jakby ktoś miał jeszcze jakieś pytania lub wątpliwości, zapraszam na priv.

#podroze #podrozujzwykopem
aviritia - Hejka.

Z uwagi na to, że na Fejsbuku co chwilę wyskakują super tanie lo...

źródło: comment_BvaGI0EQTIMG9ONJd4q5i871LDAsaMbo.jpg

Pobierz
  • 24
  • Odpowiedz
@aviritia: mnie już zachęciłaś jakiś czas temu, trzeba tylko wpasować jakoś dobry miesiąc :) Restauracje są drogie w całych Włoszech niestety, trochę tańsze na Sycylii - chociaż północ i Rzym to ceny już bardzo wysokie, oprócz pizzy, w większości przypadków :)
  • Odpowiedz
@aviritia: prawdziwy szok przeżyliśmy w Bolonii - nawet niektóre uliczne jedzenie jak tagliatelle na wynos ponad 10E, dania w restauracjach podobnie. Z kolei Neapol, chociaż głównie pizza, jest tani - np 4E za wielką i pyszną pizzę ;)
  • Odpowiedz
@silver_spike: :O A ja tu właśnie się na Bolonię szykuję w grudniu, chyba że mi coś lepszego spadnie, ale coś słabo. Będę musiała ją przemyśleć w takim razie :(

@B_Pal: Właśnie @silver_spike niedawno wrzucił post na ten temat: http://www.podrozepoeuropie.pl/gdzie-i-jak-szukac-tanich-lotow/ Ja osobiście się w pewnym momencie wkręciłam, bo szukałam sobie wakacji i dzięki temu Fejsbuk mi wrzuca tanie loty zawsze na górę aktualności. Jeśli chodzi o fp na Fejsie, to polecam:
  • Odpowiedz
@aviritia: nie rezygnuj, atrakcje w Bolonii są tanie i miasto jest super, jedno z moich największych zaskoczeń w tym roku na plus. Musisz jednak szybciej rozpocząć szukanie noclegów - są drogie w obrębie szeroko rozumianego centrum, żebyś nie została z lotem i kiepskim wyborem zakwaterowania - na szczęście grudzień to już luźniejszy okres :)
  • Odpowiedz