Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Kocham dwie dziewczyny.

Ze swoim #rozowypasek byłem od jej czasów szkolnych. W międzyczasie zdarzało się parę drobnych przerw po jakiejś poważniejszej kłótni. Po jakichś 4 latach związku ona poszła

na studia. Wystarczyły 2 miesiące jej studiowania zebym dowiedział się, że ma #bolecnaboku (poznany na studiach). Zerwałem z nią, starałem się zapomnieć. W międzyczasie

poznałem inną dziewczynę, sporo młodszą, tak wyszło, że to akurat jej się z tego wszystkiego zacząłem zwierzać, polubiliśmy się i tyle, nic z tego nie było, ona była dosyć

młoda, ja potrzebowałem się wygadać. Co ważne dla historii była to znajomość tylko internetowa. 2-3 miesiące i kontakt w sumie sam się urwał, denerwowało mnie jej niedojrzałe

podejście.
Jakoś tak wyszło, że ze swoim #rozowypasek się zeszliśmy. Nie planowałem tego, myślę, że ona też. Po czasie zupełnego milczenia odezwała się do mnie, oboje zgodnie

stwierdziliśmy, że związek to już zakończony rozdział, nie chciała jednak żebym miał do niej żal, chciała chociaż neutralnych stosunków. Z tamtym nadal była. Ja jedyne co

stwierdziłem to to, że nie chcę jej znać, MOŻE gdyby zerwała z tamtym wszelkie kontakty to moglibyśmy zacząć rozmawiać. Zgodziła się, czego zupełnie się nie spodziewałem. Parę

miesięcy i byliśmy znów parą. Od tej pory zachowała się zupełnie inaczej, było i jest do teraz widać, że jej zależy, że się stara..
Minął jakiś rok, przypadkowo spotkałem tą młodszą internetową koleżankę, z którą kontakt się urwał. Nasze pierwsze spotkanie na żywo, w sumie oboje trochę speszeni, tylko

"cześć", wymiana uśmiechów i nic poza tym. Napisała do mnie tego samego dnia. Twierdziła, że to jej niedojrzałe zachowanie to przez to, że nie wierzyła, że istnieję, myślała,

że koledzy sobie robią z niej żarty. Pisaliśmy chyba z pół roku, nie spotykaliśmy się, co najwyżej jakieś 2-3 przypadkowe wpadnięcia na siebie na mieście podczas których

udawaliśmy, że po prostu skądś się kojarzymy bo poza krótkim "cześć" nic więcej.
Ja byłem cały czas w związku z tamtym różowym. Ona miała jakieś przelotne młodzieńcze miłości jak to licealistka. Przez cały ten czas droczyłem się z nią, że boi się spotkać,

rzeczywiście nie chciała. W sumie ja też nie chciałem ale lubiłem jej tym dokuczać i udawać, że chcę. Do czasu. Po którymś takim razie napisała, że czeka na mnie tu i tu.

Wtedy to ja starałem się kręcić, wymyślać niestworzone historie, zniechęcić ją itp. Nic z tego, stała tam prawie dwie godziny, była uparta i każdą moją wymówkę zbywała tym, że

poczeka. Pojechałem.
Spotkanie wyglądało raczej jak normalne spotkanie przyjaciół, jakieś żarty, czasem przytulanki, zwykłe pogawędki. Do czasu pożegnania, widziałem, że chce czegoś więcej, do

dziś pamiętam ten jej wpatrzony we mnie wzrok jak mówiła "pożegnaj się ze mną". Chyba ze trzy razy to jakoś zbywałem, w końcu ją pocałowałem. Później parę kolejnych spotkań w

krótkim odstępie czasu. Ja byłem cały czas ze swoim różowym, ona próbowała randkować z innymi ale twierdziła, że to nie to i sobie ich odpuszczała dla mnie. Na kolejnych

spotkaniach już się tak nie hamowałem, nie wahałem się jej pocałować, po paru kolejnych przyszedł czas na jakieś większe wyznania. Stwierdziłem, że się zakochałem, że tamten

różowy to już tylko przyzwyczajenie. Ona też mówiła, że mnie kocha. Zdecydowaliśmy się pójść dalej, byłem jej pierwszym. Robiliśmy to dosyć często.
Po tym zaczęło gryźć mnie to jeszcze bardziej. Wyrzuty sumienia były coraz większe. Uznałem, że to chyba było tylko zauroczenie, powiedziałem jej o tym. Oczywiście standardowe

"wykorzystałeś mnie", "chciałeś się zabawić" itp. Zerwaliśmy zupełnie kontakt na jakieś 2 miesiące. Nie pamiętam kto odezwał się pierwszy ale tak od słowa do słowa znowu

wszystko się zaczęło. Znowu jakiś miesiąc intensywnego spotykania, sumienie, miesiąc przerwy. Takich zerwań na miesiąc i powrotów było chyba z 10. Większość z mojego powodu bo

mnie to gryzło, cały czas przecież byłem ze swoim różowym, który o niczym nie wiedział. Parę razy zerwała ona bo ja nie umiałem zakończyć tego z moim różowym.
Po którymś takim zerwaniu ona zaczęła spotykać się z innym chłopakiem. Od początku mi o tym powiedziała gdy wznowiliśmy kontakt. Na dużo to się nie zdało, spotkaliśmy się.

Oczywiście wszystko było jak zwykle. Znowu zerwanie. Ja uznałem, że dłużej tak nie mogę, czas to jakoś poukładać. Oświadczyłem się swojemu różowemu, z tamta zerwałem kontakt.

Zresztą sama stwierdziła, że nie chce mnie znać po moich oświadczynach.
Znowu na niewiele to się zdało. Jakieś dwa miesiące i zaczęliśmy wszystko po raz kolejny. Obecnie ja jestem zaręczony z różowym, z którym jestem od jakichś 7 lat. Ona jest w

związku od ponad roku z tamtym chłopakiem. Spotykamy się raz-dwa razy w tygodniu. Czasem jakieś wspólne weekendy, krótkie wypady poza miasto gdzie nikt nas nie zna.
Nikt o nas nie wie, chyba przestaliśmy wierzyć w to, że umiemy to skończyć. Chciałbym z nią być, ona też tego chce. Jednak nie umiem skończyć swojego obecnego związku. Wiem,

że narzeczona się stara, że zmieniła się od tamtej pory. Nie chcę jej krzywdzić, zostawiać samej. Przez tyle lat dorobiliśmy się masy wspólnych spraw, wspólnych znajomych. Poza tym ciężko mi sobie wyobrazić moją reakcję gybyśmy przypadkiem gdzieś się spotkali i byłaby z kimś innym. Po tylu latach naturalne jest dla mnie to, że jesteśmy razem.
Nie wiem co mam zrobić, ta sytuacja nie ma żadnego dobrego rozwiązania. Chyba chciałbym, żeby się okazało, że mój różowy znowu ma jakiegoś na boku, wtedy bym ją zostawił bez poczucia winy. Ale i bez żalu..

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( http://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: sokytsinolop
  • 41
@AnonimoweMirkoWyznania: Sam musisz się ogarnąć i zdecydować co Ty w ogóle chcesz!? Albo kontynuuj normalny związek z narzeczoną i kopnij w dupę tą na boku albo zostaw ją póki jeszcze dzieci nie maci i innych zobowiązań i leć do tej na boku. Generalnie dorośnij i podejmij męską decyzję i bądź za nią odpowiedzialny! Nie możesz tak wszystkich krzywdzić - tak to Ty jesteś tym złym w całej tej sytuacji! Otrząśnij się
narzeczona się stara, że zmieniła się od tamtej pory. Nie chcę jej krzywdzić, zostawiać samej. Przez tyle lat dorobiliśmy się masy wspólnych spraw, wspólnych znajomych. Poza tym ciężko mi sobie wyobrazić moją reakcję gybyśmy przypadkiem gdzieś się spotkali i byłaby z kimś innym. Po tylu latach naturalne jest dla mnie to, że jesteśmy razem.


@AnonimoweMirkoWyznania: ze co proszę?
Bo wielokrotne zdradzanie z małolatą to nie jest krzywdzenie?
Wez Ty te zaręczyny
@czarmander: a daj spokoj...
W sumie to mam nadzieje, ze ktos se jaja robi.

Co prawda fakt - istnieja gorsi ludzie, ktorzy bez mrugniecia okiem oszukują partnerów latami.
Tutaj na korzysc goscia swiadczy to, ze ma jakies wyrzuty sumienia, ale co z tego, skoro nadal krzywdzi narzeczoną i chyba nie do konca w ogole rozumie, czym jest milosc, zaufanie i szacunek dla partnera?