Wpis z mikrobloga

CO TU SIĘ OD-JA-NIE-PA-WLI-ŁO?!?! W samolocie przygotowałem posta odnoszącego się do wydarzeń sprzed trzech dni (jestem na maksa do tyłu), ale drobny przeskok do akualnych wydarzeń jest wymagany! Zacząłem etap podróży, na który najbardziej czekałem, czyli pora na Wietnam i Tajlandie. Jak tylko dotarłem na miejsce (czyli jakieś dwie godziny temu), jak takie dziecko zostawiłem plecak w hostelu i wybiegłem na miasto coś zjeść. Kto by tak nie zrobił. Do teraz szuram szczęką o podłogę i nie wierze. Przed jedzeniem przyda się piwo, więc idę kupić. Dużego wyboru nie ma, biorę najtańsze i wychodzę. Z jakiejś knajpy woła do mnie uśmiechnięty koleś. Nie wydało mi się to dziwne, wielokrotnie w Azji ludzie zatrzymywali się tylko po to, aby się ze mną przywitać i zagadać bez celu. Zatrzymałem się i zacząłem z nim gadać, czasami po prostu się czuje, że można. Ludzie dookoła, jest niegroźnie. Zaproponował piwo na jego koszt, ale stwierdziłem, że stać mnie na dwa ziko i z góry zapłaciłem - czasami też się po prostu czuje, że powinno się podziękować. Gadaliśmy przez jakieś 15 minut, dowiedziałem się gdzie mogę zjeść, ile kosztuje hamak w Wietnamie, że koleś ma dwójkę dzieci i ogólnie takie, takie! No elo. Dopijałem swoje piwko i nagle padło pytanie, którego nie zrozumiałem - "Bum, bum?". Ja na to "wat?". "Bum, bum" - i patrzę co pokazuje rękami, a potem na mnie. Już nie potrzebowałem translatora. Na mojej twarzy pojawiło się niedowierzanie. Bez wątpienia Wietnam zaczął z wysokiego poziomu, zobaczymy jak będzie dalej.
A, ja po prostu wyszedłem.
Tajwan zresztą też próbował mnie w pewien sposób zaskoczyć. To był mój następny przystanek po Japonii. Nie zamierzam robić jakiegoś większego podsumowania z Kraju Kwitnącej Wiśni, ponieważ 10 dni to zdecydowanie za mało, żeby ogarnąć Japończyków. Jedno wiem na pewno, do Japonii wrócić muszę - Fuji nie zostało zdobyte, a zdobyte być musi.
A co z tym Tajwanem. Podczas przygotowywania wstępnej trasy stwierdziłem, że 4 dni to za mało i kolejno wykreślałem miejsca "do zobaczenia". Wszystko logistycznie przekalkulowałem pod wględem czasu, jk i fiansów - powinienem zacząć od Taichung. Jednak uj bombki strzelił, nie zacząłem. Po wylądowaniu czekała mnie nocka na lotnisku - nie pierwsza, ani nie ostatnia zapewne. Jeszcze tylko wypłacić pieniądze z bankomatu. Pierwszy bankomat - transakcja anulowana. Kolejna karta - transakcja anulowana. Kolejne trzy bankomaty - to samo. Więcej bankomatów już nie ma. Drugi terminal - ta sama historia. Wtf? W portfelu miałem ostatni japoński banknot, który miał ze mną wrócić jako pamiątka. Niestety nie wróci, to była ostatnia deska ratunku, aby wydostać się z lotniska. Nie, nie do Taichung, ponieważ ne było mnie stać, ale Taipei też brzmi spoko. I po co było planować, jak życie napisało inny scenariusz?
Ps. Niech mi ktoś powie kiedy ja spałem tej nocy i jak ja to przeszedłem?
Ps2. Taki podróżnik a żadnych dolarów w portfelu.
#rzucijedz #podrozujzwykopem #podroze #wietnam #tajwanczyk
erikito - CO TU SIĘ OD-JA-NIE-PA-WLI-ŁO?!?! W samolocie przygotowałem posta odnoszące...

źródło: comment_cWlfZyEnFwcAgHuAqIKX8k2MTryanqqZ.jpg

Pobierz
  • 1
  • Odpowiedz