Wpis z mikrobloga

#heheszki #ryby #psy #truestory

Cześć Mireczki.
Mam wujka. Wujek ma sąsiada, a sąsiad zarybiony staw. Co jakiś czas odławia z niego trochę karpi i rozdaje znajomym. Wujek dostał wczoraj kilka i przekazał dwa nam: jednego moim rodzicom, a drugiego mojej babci (rodzice i babcia mieszkają po sąsiedzku). Ani babcia, ani rodzice nie mieli czasu, żeby karpiami odpowiednio się zająć, więc wpuścili je do wanny na podwórku u babci (wanna lekko wkopana w ziemię, zbiera deszczówkę do podlewania ogrodu). Karpie radośnie pływały, nie będąc świadomymi swego losu. Pod wieczór moja mama doszła do wniosku, że trzeba w końcu karpie wysłać na drugi, lepszy rybi świat. Poszła do wanny i zdziwiła się nieco, bo pływał w niej tylko jeden karp. "Pewnie babcia już swoim się zajęła" - pomyślała mama. Ale nie, babcia nic o zaginięciu ryby nie wiedziała... Rozpoczęły się poszukiwania, bo może sprytna bestia wyskoczyła z wanny. W ruch poszły latarki, w międzyczasie zrobiło się już ciemno. Obeszliśmy wannę z każdej strony, karpia nie ma... Co u licha? Akcji poszukiwawczej przyglądał się pies babci, kundelek sięgający do kolan... pięcioletniego dziecka. Babcię coś natchnęło, dotknęła głowy pasa - mokra... Skurczybyk, nurkował. Krąg poszukiwań stawał się coraz większy, żywopłot przeszukany, karpia ani śladu. W końcu babcia podeszła do budy psa, zaświeciła do niej latarką, a tam, przy samej tylnej ścianie leży sobie karp i kłapie pyskiem. Daleko na tyle, ze nie dało się po niego sięgnąć, na szczęście buda jest wyłożona wełnianym kocem i to na nim wyciągneliśmy karpia.
Do tej pory nie wiemy, jak pies to zrobił. Na rybie nie znaleźliśmy ani jednego draśnięcia, poza tym była ona prawie takiego rozmiaru, jak on.
  • 3