Wpis z mikrobloga

@SScherzo: jedynie o czym wspominają i wspominały przepisy to kąt dla dziecka, w momencie kwalifikacji wynajmowaliśmy 48 metrowe mieszkanko, dopiero teraz wybudowałem dom, nie ma żadnego znaczenia metraż. Znajomi coś ściemniają, chyba że mieszkali na budowie ( ͡º ͜ʖ͡º).
  • Odpowiedz
@jepetto: ale mi nie chodzi tylko o metraż, tylko ogólnie o warunki - również pod kątem bezpieczeństwa, gdzie prawie musieli robić przebudowy domu pod dyktando urzędników. nie będę szczegółów pisać, bo nie jest to moja historia, a ktoś sobie może nie życzyć rozpowszechniania. mówię tylko, że często bywają procedury ciężkie i długotrwałe i prościej jest urodzić samemu dziecko, jeśli się może.
  • Odpowiedz
@SScherzo: Może to zależało od wymogów ośrodka/widzimisię osoby wizytującej? "Kąt dla dziecka" można interpretować na 1000 sposobów?
Skoro nie chcesz opisywać szczegółów, to powiedz- czy zdroworozsądkowo te wymagania miały trochę sensu?
  • Odpowiedz
@Elmuszka: no może, dlatego napisałam, że kwestia interpretacji jest dość mało obiektywna.

miałyby wtedy, gdyby dziecko miało być pozostawione bez opieki, ale wtedy i okno może być zagrożeniem albo nóż kuchenny.
  • Odpowiedz
@SScherzo: Ok, rozumiem.
Z drugiej strony, jeśli określone byłyby jakieś minimalne wymagania typu "samodzielny pokój, minimum 12 m^2", to automatycznie odrzucone byłyby pary z pokojem 11 metrowym?
Tak też nie byłoby dobrze.
  • Odpowiedz
@Elmuszka: ale ja przecież nie jestem za tym, żeby ludziom utrudniać adopcję. ja żyję w pokoju 9m2 i nikt mnie rodzicom nie odebrał z tego powodu. nie widzę zatem powodu, dla którego taka przyczyna miałaby wykluczać parę adopcyjną.
  • Odpowiedz
@Elmuszka: no nie ja to ustalam :) tzn. jakieś minimum finansowe powinno być jednak, trudno aby dawać do adopcji parze bezrobotnej i bez dochodu, prawda? nie powinno się jednak wykluczać osób, które mogłyby w normalnych swoich warunkach spokojnie wychować własne dziecko. bardziej powinno się zwracać uwagę na to, jacy to ludzie.
  • Odpowiedz
Zawsze chcieliśmy adoptować, nawet jakby były już własne dzieci. Wiadomość o niepłodności pomogła nam w decyzji. Od tej wiadomości do pójścia do ośrodka jakieś 2-3 lata - oswajanie się, próby leczenia itp.

To nasze pierwsze więc chcielibyśmy w miarę zdrowe. FAS praktycznie nie da się uniknąć. Możliwie mało obciążeń genetycznych, szczególnie bez historii chorób psychicznych w rodzinie.


Im dłużej myślę i czytam o adopcji tym bardziej czuję opór. Nie mówię nie, ale
  • Odpowiedz
Co za dzień! Wczoraj mnóstwo emocji, praca do 23:00, a dziś już 3 raz podchodzę do pisania odpowiedzi, bo jedno kliknięcie nie tam gdzie trzeba i cały misterny plan... ;)


@badtek: pewnie, że łatwiej, ale gdy całe życie chcesz mieć własne, a tu okazuje się, że się nie da tak łatwo jak by się chciało to inaczej zupełnie patrzy się na decyzję o adopcji

@factoryoffaith_: cóż tu zazdrościć - dużo stresu, dużo trudu, dużo emocji
  • Odpowiedz
@Elmuszka: Czas nie zawsze działa na niekorzyść - trzeba w głowie zakończyć etap starań typu leczenie, diagnozy itp, to istotne, na to też zwracają uwagę w szkoleniu, żeby pogodzić się z tą stratą, jaką jest brak własnego potomstwa. Bo chyba dopiero jak uda się pogodzić, to większa otwartość w człowieku pojawia się na to dziecko, które nosi się niekoniecznie w łonie ale w sercu ( ͡° ͜ʖ ͡
  • Odpowiedz
@Kazmierz: @SScherzo

Wymagania lokalowe mają zdecydowany sens. Nie widziałem na tym szkoleniu nic co byłoby bez sensu ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Ale fajnie!
Mi chodziło o to, że okreslenie ściśle, że ma być 1123 zł na osobę w rodzinie nie jest dobre. Ważne,
  • Odpowiedz
@Elmuszka: Było co nie co o RAD i o problemach z przywiązaniem. Na tyle na ile dało się zmieścić w tych 10 spotkaniach. A co do zaufania - wiemy, że diagnoza będzie na tyle pełna na ile to będzie możliwe, ale nigdy nie ma pewności, że diagnoza będzie obejmowała 100% stanu psycho-fizycznego dziecka. Trzeba uważać i obserwować, żeby wychwycić coś czego lekarze nie wychwycą. Bo diagonozowanie takiego niemowlaczka to ekstremalnie
  • Odpowiedz
@Kazmierz: Czytałam kiedyś dość wiarygodnie brzmiącą historię o zatajeniu przed rodzicami bardzo istotnej informacji o pochodzeniu dzieci, ostatecznie po około 10 latach doszło do rozwiazania adopcji (chodziło o ochronę najmłodszego dziecka, biologicznego. Z tym, że to było bardzo dawno temu.
To też mnie blokuje.
  • Odpowiedz