Wpis z mikrobloga

@rudy2007: Ja raz jak leciałem do swojej na koniec świata, a od wieczora przed samym wylotem z przesiadkami po kilkanaście godzin nie miałem od niej żadnego kontaktu to myślałem, że zwariuję. Chodziłem z kąta w kat przez 10 godzin z łbem jak bania. Jak przyleciałem to miał miejsce taki #!$%@?, że się ziemia trzęsła. Jak uzasadnione, to nie widzę w tym nic dziwnego...