Wpis z mikrobloga

Poznałem dzisiaj moc instynktu macierzyńskiego. Ptaków.

Idąc zamyślony jedną z głównych arterii miasta natknąłem się na wronę (chyba). Wrona jak wrona, siedziała sobie na chodniku i nie zwracałem na nią zbytniej uwagi, zakładając podświadomie że - jak to zwykle bywa - jeżeli podejdę bliżej, to ucieknie przed większym zwierzęciem. Musiał to być jednak młody ptak, chyba dopiero uczył się latać, co więcej - nawet za bardzo nie uciekał, prawdopodobnie nie zdając sobie sprawy z możliwych konsekwencji Skutek był taki, że prawie się o niego potknąłem, ostatecznie jednak przeszedłem nad nim bez żadnego uszczerbku dla jego oraz mojego zdrowia.

W tym momencie rozległy się głośne pokrakiwania (czy wrona może pokrakiwać?), które - nie powiem - trochę zwróciło moją uwagę, ale po prostu odszedłem w swoją stronę.

Po paru krokach BACH! - jakby ktoś mi strzelił lepę w tył głowy. Odwracam się, a tam nikogo nie ma. Co do... Za to wrona - matka odlatuje ode mnie, i już widzę jej nawrót. Nurkuje niczym messerschmitt w moją stronę, gotowa bronić ptasiej młodzieży.

Widząc determinację i przewagę wroga w powietrzu bohatersko dokonałem pośpiesznej ewakuacji, aczkolwiek z ptakami to ja zadzierać nie będę.

#ptaki
  • 1