Wpis z mikrobloga

Aleksander Jackiewicz „Film w filmie” (1965)

Fotosy w filmie, filmy w filmie, fotosy i filmy, które oglądają bohaterowie, mnożą się w kinie dzisiejszym. Fotos na ekranie ma bardzo różny status. To przede wszystkim unieruchomienie ruchomej fotografii. Są już nawet filmy, które by można nazwać filmami fotosowymi. Na przykład Nieśmiertelna Robbe-Grilleta. Jakby złożona z samych pocztówek. Statyczne ujęcia Stambułu, Bosforu, ciągi statycznych kadrów z bohaterką. Nieśmiertelna ma charakter albumu, z którego wyciekło życie. Fotos w Zeszłego roku w Marienbadzie Resnais gra inną rolę. Niemal dokumentu. Nie było „zeszłego roku”, nie było wcześniejszego spotkania bohaterów, ich miłości, przyrzeczenia. Ale oto są fotografie z tamtego czasu. Więc może fotografia to także kłamstwo?
Albo Zaćmienie Antonioniego. Wielkie, egzotyczne fotografie, rozwieszone na ścianach. Obecność dalekich krajów niemal dotykalna. Papierowa obecność fotochemiczna.
Filmy w filmie. Obce ciało w organizmie dzieła. Czasem cytat z dzieła cudzego. W Ofelii Chabrola jest Hamlet Oliviera. Bohater ogląda przed kinem zdjęcia z innego filmu, z kabiny projekcyjnej słychać olivierowski dialog. Ten moment nasuwa bohaterowi przypuszczenie, że jego własny los jest losem Hamleta.
W Osiem i pół Fellini idzie dalej. Cytując próbne zdjęcia do filmu, który właśnie oglądamy, odsłania swoją kuchnię artystyczną. Pokazuje brzydotę i niezręczność tej kuchni zanim trafi się na właściwy ton dzieła, na właściwego aktora. Zanim dzieło zacznie żyć. Albo nie zacznie.
Jeszcze dalej — Resnais. W Muriel, obsesyjną pamięć byłego żołnierza o gwałcie dokonanym na arabskiej dziewczynie podczas wojny w Alg[i]erii, ilustruje podobno autentycznym filmem amatorskim. A w Procesie w Weronie Lizzaniego — w fabularnej opowieści o losach hrabiego Ciano, zięcia Mussoliniego, Mussolini jest wzięty z kronik wojennych i w ten sposób, obok aktorów, jako postać wprowadzony do filmu.
Burleska filmowa, kino prymitywne. Mieliśmy ją w Cléo od 5 do 7 Vardy. Służyła jako przerywnik, żart, w tym dość ponurym utworze. Ale chociaż została przez Vardę zainscenizowana — została zainscenizowana zgodnie z poetyką i stylem burlesek dawnych. W taki sposób nie tylko pełniła tamą rolę, bo i tę, że posłużyła za miernik dystansu, który film — film Vardy także — przeszedł od początków. Dzisiejsze kino, jak dzisiejsza powieść, jest sztuką aleksandryjską. #!$%@? je swoisty narcyzm. Lubią zastanawiać się nad sobą.
Wszystkie chyba omówione zabiegi znalazły się w Karabinierach Godarda, który to film mamy okazję właśnie oglądać na klubowych ekranach. Bohaterowie tej powiastki poszli na wojnę, aby zdobyć skarby świata. Wracają do domu z pustymi rękami, jedynie w walizce mają pełno zdjęć z krajów, miast, piramid, pałaców, roślin, zwierząt. Puste ręce? Mają zdjęcia, kopie rzeczywistości, niemal rzeczywistość. Bogactwa świata możemy dla siebie tylko w tej formie — powiada Godard. Tylko? Ależ to bardzo wiele! Zdjęcia nie ograniczają się do prostokątnych tekturek pokrytych wizerunkami, chociaż i to jest nie do pogardzenia, mają także tę moc, że wywołują w naszej pamięci, wyobraźni, głowie ów świat, zamykają go w nas, czynią go naszym.
Godard zdaje się pochylać, on jeden serio, nad kinem. Inscenizuje w Karabinierach, jakby cytował, pierwsze filmiki. Wjazd pociągu na stację, kobietę w kąpieli. Sadza na widowni bohatera. Bohater cofa się, gdy pociąg nadjeżdża. Podskakuje, żeby zajrzeć do wanny, gdzie leży naga kobieta. Podchodzi do ekranu, żeby ją dotknąć. Natrafia na płaską ścianę i cień. Film zapytuje siebie: kim jestem?

#film #filmoznawstwo
  • 1