Wpis z mikrobloga

#firma #wlasnafirma #januszebiznesu
Ciekawy komentarz zapożyczony z sieci (link na dole). Może się komuś przydać.

Dekalog dla inspirującego biznesmana

Taki dekalog dla aspirującego biznesmena, na podstawie moich doświadczeń, może się komuś przyda:
1. Duże pieniądze zarabia się CUDZEJ pracy. Jeśli nasza wizja biznesu polega na sprzedawaniu naszej pracy, to lepiej od razu sobie odpuścić – ryzyko przekracza minimalnie większe zarobki. Innymi słowy, jeśli na pensji mamy 6k pln, i mamy wizję że na własnej działalności przychody (nie dochody, przychody) będą mniejsze niż 18k pln – lepiej dać sobie spokój. Ta trzykrotność to złota zasada, warto ten mnożnik zapamiętać.
2. Jeśli zamierzamy sprzedawać cudzą pracę, i mam tu na myśli wiedzę wysokospecjalistyczną, NIE generującą wysokich kosztów produkcji (typu maszyny, hale produkcyjne itd), ot typowe „zatrudnię programistów/doradców finansowych/prawników/itp”, wchodzi nam znowu ten mnożnik x3. Jeśli nasz pracownik dostaje pensji 6k pln brutto ubruttowione (czyli ze wszystkimi zusami), to klient za miesiąc jego pracy musi dostać fakturę na 18k pln plus VAT. Dopiero taki mnożnik jest bezpieczny. Planując biznes i rozeznając rynek, trzeba uwzględnić właśnie takie ceny. Jeśli nie ma rynku na takie ceny – biznes się nie uda, albo przynajmniej ma bardzo małe szanse powodzenia.
3. Wybierając biznes, trzeba wybrać odpowiednio TRUDNĄ branżę. Jeśli działka, na którą wchodzimy ma niski próg wejścia, kolokwialnie mówiąc „każdy głupi taką firmę może założyć” – automatycznie ładujemy się w niepewną sytuację. Będziemy zmagać się z rzeszą zapaleńców, którzy będą stosować dumpingowe ceny, licząc że z czasem „wyrobią sobie markę” i podniosą ceny. Nie podniosą, bo się będą pojawiać kolejni, którzy prowadząc biznes będą dokładać do interesu, aż upadną. I tak bez końca.
Będziemy tracić „pewnych” klientów, bo „przyszedł student i zaproponował 3 razy niższą cenę”.
„TRUDNA” branża, wymagająca specyficznej wiedzy, kontaktów, umiejętności itp. zapewnia nam względne bezpieczeństwo w zakresie stabilności rynku. O ile oczywiście sami tę wiedzę, kontakty i umiejętności posiadamy.
4. Nie warto szukać niszowych produktów. Wiem, herezja. Ale statystycznie liczba firm wchodzących w „nikt tego jeszcze nie produkuje, będziemy monopolistami!” i osiągających sukces jest znikoma. Tu warto mieć trochę pokory – jeśli nikt tego nie produkuje, najprawdopodobniej nie ma na to zbytu. Po prostu, szanse na sukces naszego niszowego produktu mamy nikłe, ułamki procenta, a nawet jak się nam uda – natychmiast inni to zauważą, i pojawi nam się konkurent dysponujący np. znacznie większym kapitałem, wygryzie nas i de facto odwalimy za niego pracę i ryzyko.
Natura naprawdę nie lubi próżni. Tak naprawdę te sukcesy na niszowych produktach to efekt WYKREOWANIA potrzeby, a nie zaspokojenia istniejącej.
5. Wejście w rynek zapchany, na zasadzie „na ulicy jest już 20 komisów samochodowych, znajdzie się miejsce na jeszcze jeden”. Owszem, ma to szanse powodzenia, pod warunkiem że byliśmy przez wiele lat pracownikiem takiego komisu, znamy wszystkie kruczki, sztuczki, co więcej – widzimy pewne wady, które dzięki wykorzystaniu np. nowych technologii możemy wyeliminować. Ale nadal skazujemy się na walkę z doświadczonymi i zasobnymi w kapitał konkurentami.
6. Wybierając branżę, warto wykorzystać pewien mechanizm działający w dużych firmach. Otóż w korporacjach powszechne jest podejście „likwidujemy najmniej rentowne gałęzie działalności, bo zżerają nam cenne zasoby ludzkie a zyski są nieproporcjonalnie małe do zaangażowanych środków”. To podejście jest naprawdę uzasadnione – ale jednocześnie daje nam pole manewru. Przejmijmy tych niechcianych klientów, kontentując się mniejszym zyskiem. My się nie musimy tłumaczyć przed akcjonariuszami i radą nadzorczą że zyski nie rosną, są mniejsze ale na stałym poziomie.
Może to być nawet ten sam produkt czy usługa – ale np. oferowania w mniej dochodowym regionie, czy mniej zasobnym klientom. Z czasem, jak okrzepniemy, zaczniemy podbierać konkurencji tych lepszych klientów.
7. Pewien mądry człowiek powiedział mi kiedyś „nie ten bogaty co zarabia, tylko ten co nie wydaje”. Inaczej mówiąc – największego węża w kieszeni mają ci majętni, dobrze prosperujący. I warto się zastanowić nad związkiem przyczynowo-skutkowym, a dokładniej jego kierunkiem. To wcale nie jest tak, że jak się ktoś dorobi pieniędzy, to zaczyna skąpić. Nie. On się dorobił, bo od zawsze oglądał każdą złotówkę przed jej wydaniem. Najgłupszą rzeczą jaką można zrobić, to po założeniu firmy zacząć wydawać kapitał rozruchowy na duperele. Zastanów się czy na pewno potrzebujesz tej usługi, czy sam tego nie możesz zrobić czy swoimi ludźmi. Czy naprawdę potrzebujesz sekretarki, która niewiele będzie robiła? Czy samochód w leasingu dla prezesa koniecznie musi być? Drogi lokal „reprezentacyjny”? Wizerunek? Najgorsze tłumaczenie.
8. Planując budżet zawsze dokładaj 50% na rzeczy których nie przewidziałeś. ZAWSZE. A i to może nie starczyć. Miej na uwadze swój hurraoptymizm, tendencję do widzenia korzystnych splotów, pomijania niekorzystnych. Masz to w sobie, nawet jeśli o tym nie wiesz.
9. Szukając pomysłu na biznes, sięgnij po katechizm. Spokojnie, już tłumaczę. Znajdź w katechizmie 7 grzechów głównych, i zastanów się czy przypadkiem nie masz pomysłu eksploatującego u klienta któryś z grzechów głównych. Pycha – Facebook, Twitter. Chciwość – wszelkie piramidy finansowe. Nieczystość – wiadomo skąd pochodzi 70% dochodów w Internecie. I tak dalej.
Moim zdaniem najmniej wątpliwy moralnie jest ten siódmy, lenistwo. Brzydka, brutalna prawda. A jak już uda nam się wymyślić coś co pojedzie po kilku naraz, to widoki na sukces są naprawdę realne.
10. Wreszcie na koniec – masz pomysł na biznes? Nie rzucaj się. Weź kajecik, i zapisz go. Najdokładniej jak tylko potrafisz, plusy i minusy. I tak przez przynajmniej pół roku. Zapisuj inne pomysły, analizuj i zastanawiaj się. Poświęć regularnie 3 godziny tygodniowo na takie dumanie. Jeśli po pół roku ten pomysł nadal będzie najlepszy, sprawdź jeszcze raz czy naprawdę jest DOBRY. Przepuść pomysł przez zaufanych znajomych czy rodzinę. Może się po prostu do biznesu nie nadajesz? To nic złego, do tego prostu trzeba mieć dryg.

  • 19
ale glupoty, wg powyzszego biznes zaczyna sie od 100k netto na fakturze i odwalajacym za nas robote studenciaku za "do portfolio"

Bo tak ogólnie jest, klepanie po 20k przychodu to tak naprawdę etat na własnej działalności nic więcej.
@michal310:
@nico112: ja rozumiem, ze kwestia kosztow. ale przy zalozeniu, ze to usluga a koszty sa bliskie 0. to na reke zostaje ~14,5 tys zlotych, to chyba ciut wiecej niz klasyczny etat. Nie wspominam juz o mitycznym "sam sobie szefem"
@nico112: Jeżeli kogoś rozgarnięcie badasz po tym, że wyrażam swoje zdanie o tym, że ewidentnie uważasz, że firma od razu musi mieć super fajne obroty, bo inaczej to dupa a nie firma, to wiesz gratuluje Tobie.
@nico112: no tak, fajnie zarzadzac milionami i wykorzystywac teorie z leksykonow zarzadzania, wlasnie takie podejscie ma wiekszosc mlodych aspirujacych menedzerow po najlepszych polskich uczelniach, zapominaja jednak o specjalizacji i ciezkiej pracy u podstaw. gospodarke napedza maly biznes, a nie korporacje obracajace milionami.
@michal310: Przeczytałem 2 pierwsze punkty i wystarczy. Ja wiem, że pośrednictwo to dobry interes, ale to też największy rak wielu branż. Wykonawca zarabia mało, klient płaci dużo, a najwięcej zarabia ten, który robi najmniej i w zasadzie w wielu przypadkach jest zbędny. Zdarza się, że jest potrzebny "koordynator", albo człowiek z szerszym spojrzeniem na rynek, ale zazwyczaj to nie są żadni specjaliści, a tylko "przepisywacze" ofert - zbędny element rynku.