Wpis z mikrobloga

Rzadko coś piszę na mirko, ale tak mnie naszło dzisiaj żeby się czymś podzielić.

TLDR


Dla ratowników, dyspozytorów, lekarzy, pielęgniarek i całej reszty personelu ratownictwa medycznego święta Bożego Narodzenia, a także Wielkiej Nocy to okres o podwyższonej gotowości. Poczynając od zwiększonej ilości wezwań karetek, oblężenia SORu spowodowanego zamkniętymi gabinetami lekarzy POZ, przytłaczającej częstotliwości transportów sanitarnych na wypadkach komunikacyjnych kończąc. Standardem są bóle brzucha spowodowane obżarstwem, "zatrucia jajkiem", a także urazy ciała spowodowane rodzinnymi "dyskusjami" przy stole. Aczkolwiek dzisiaj nie będzie o tym. Chcę napisać o czymś zupełnie innym.

Kilka dni temu (datę i nazwy miejscowości celowo pominę) trafiło mi się, że będę wykonywał przewóz dzieciaczka ze szpitala do domu. Jak wiadomo trzeba wypisać pacjentów ilu tylko się da, a najlepiej wszystkich. W końcu szpitale przechodzą na tryb świąteczny. Co takiego szczególnego w pacjencie? Nasza mała księżniczka miała porażenie mózgowe, a także złamanie kończyny dolnej. Dodatkowo mama nie mogła jechać z nami, bo ktoś musiał odstawić samochód do domu co spowodowało od razu, że zostałem na czas dalekiej i długiej podróży opiekunem dziecka. Przygotowaliśmy się do przyjęcia na pokład ambulansu małej odpowiednio ustawiając nosze, grzejąc wnętrze i robiąc co się da żeby zapewnić komfort. Dzielnie wjechaliśmy na oddział, a po chwili przekazano nam naszą pacjentkę. Szybkie przełożenie na łóżeczko, podłożenie koca pod chorą nogę i zastosowanie profilaktycznego wyciągu co by uśmierzyć ból. Od personelu szpitala miłe słowo i dawka przeciwbólowego żeby gwiazdeczka jakoś przetrzymała podróż. Żegnamy się, a następnie opuszczamy oddział i kierujemy do naszego dyliżansu. Nosze z VIPem parkują na platformie, a mama przygotowuje dzieciaczka ostatecznie do podróży. Mały pacjent wydaje być się dzielny, ale z chwilą gdy zamykają się tylne drzwi i znika w nich rodzicielka zaczyna się płacz. Na początku sam nie do końca wiem co zrobić. Nie jestem osobą która ma swoje dzieci, ale nie wolno się przecież poddawać. Ratownik nie wybiera sobie sytuacji i pacjentów, ale za to musi sobie z każdym poradzić. Oddech, drugi, zebranie myśli i akcja. Zacząłem do małej mówić, że będzie dobrze, że zaraz zobaczy mamę, babcię i rodzeństwo. Starałem się by ton głosu był jak najbardziej ciepły i serdeczny. Chwilę potem te wielkie, zielone, błyszczące od zbierających się łez, przepełnione bólem i rozpaczą oczy spojrzały się na mnie. Wierzcie mi lub nie, ale cierpienie dziecka to chyba jedna z najbardziej dotykająca rzecz na świecie. W głowie tylko impuls, aby się samemu nie rozczulić. Maluszek przestaje płakać, patrzy na mnie i wyciąga swoją malutką rączkę w moją stronę. Podaję swoją dłoń i za chwilę czuję mocny uścisk na moich dwóch palcach. Gwiazdka idzie spać trzymając nieznanego człowieka. Uśmiecha się i zamyka oczka, czuje się bezpiecznie. Sukces!

Czas płynie powoli. Drogi jakie są każdy wie. Spanie podczas podróży po nich nie jest komfortowe więc i pobudka była kwestią czasu. Znowu dwie zielone gwiazdy patrzą prosto we mnie. Dostrzegam pojawiające się w nich łezki, a zaraz słyszę wołanie, że chce do mamy. Znowu uspokajam, a maluszek łapie mnie za rękę. Nie może zasnąć, jest pobudzony. Co by tu zrobić? Czy pamiętam co robiła mama i babcia w moim przypadku? Zaczynam głaskać dziecko po głowie. Widzę jak się uspokaja, ale dalej nie chce zasnąć. Puszcza moją dłoń. Korzystając z okazji opieram przedramię na noszach. Ledwo co przestałem ruszać ręką, a widzę jak malutka ściska miękką i ciepłą rękę w polarze, przytula się i zasypia. W tym momencie już wiem, że dzieci są cudowne i kochane. Zawsze chciałem mieć swoje, a teraz jestem do tego przekonany po tysiąckroć. Co jakiś czas troszkę wycieka z noska naszej gwiazdki. "Całkiem przypadkiem" większość ląduje na polarze. I powiem Wam co z tego? Ważne, że pacjent ma miękko i wygodnie. Bluzę przecież można wyczyścić. Bluza to tylko moja odzież robocza. Jeżeli daje naszej małej bohaterce szczęście to niech sobie robi z nią co chce. Zadziwiające ile radości może dać zapewnienie bezpieczeństwa takiej małej i bezbronnej istocie. Podczas dalszej podróży maluszek się budzi kilka razy, a pod koniec nawet zaczyna płakać. Ponownie udaje się opanować sytuacje i pozyskać zaufanie.

Mijają kolejne godziny, a na horyzoncie w końcu pojawia się nasz cel podróży - domek na wsi. Zajeżdżamy na podwórko. Widać, że jesteśmy wyczekiwani. Na podwórko wysypuje się rodzeństwo, a także babcia i reszta rodziny. Królewna wraz z orszakiem wjeżdża do domu, a następnie ląduje w swoim łóżeczku. Szybkie pokazanie dzieciakom karetki od środka, a także włączenie sygnałów, pożegnanie się z małą i czas wracać do domu. To jeszcze nie koniec tego przedświątecznego maratonu dyżurów. Gwiazdka patrzy się swoimi wielkimi oczkami po raz ostatni, ściska moją dłoń na pożegnanie. Nie chce puścić, ale po jakimś czasie chyba dociera do niej, że nastał czas pożegnania. Na obliczu panienki widać ogromną tęsknotę i żal aż się miękko na sercu robi. Ostatnie uściski dłoni z rodziną, pakowanie zabawek i opuszczamy posesję. Długo będę pamiętał dziewczynkę. To naprawdę piękne jak się zobaczy ile ciepła, dobra i miłości jest w tych chorych dzieciach. Trzeba być prawdziwym zwyrodnialcem żeby spróbować je skrzywdzić. To jest dopiero piękno daru życia. Na koniec mogę tylko powiedzieć, że cieszę się, że wróciłem z #emigracja. Może pracuję dużo więcej, zarabiam mniej, ale czuję, że jestem komuś potrzebny, a także realizuję pasję i pracuję we wspaniałym zawodem.

Wesołego Alleluja Mirki. Dawajcie ile możecie z siebie żeby ten świat był lepszym miejscem i róbcie wszystko żebyście w godzinie swojej śmierci wiedzieli, że byliście dobrymi ludźmi.

Czołem!

#999 #ratownictwo #feels
  • 28
  • Odpowiedz
@unstyle: Nie mam prawka na C więc odpadam. Mogę próbować w UK dopiero z taką kategorią, ponieważ ich karetki to pojazdy powyżej 3,5t. Plus rejestracja nie jest taka prosta. O ironio łatwiej to zrobić z Polski niż na miejscu.
  • Odpowiedz
Wierzcie mi lub nie, ale cierpienie dziecka to chyba jedna z najbardziej dotykająca rzecz na świecie.


@augustyn_kordecki: Jest tyle cierpienia na świecie i to jeszcze takiego gorszego. Ale co jak co cierpienie dziecka, jest chyba najbardziej poruszające.
  • Odpowiedz