Wpis z mikrobloga

Dziś podczas odbioru mięsa u mojej babci (głównie wieprzowiny, ale i kaszanki) poznałem idealną historię na niedzielne obiady:

Mamy początek lat 90. Babcia szykowała się do niedzielnego obiadu. Jak wiadomo, na każdą niedzielę musi być rosół z prawdziwej kury. Babcia zabiła jedną kurę i już szła do drugą, aż nie zaszczekał pies. Babcia poszła zobaczyć, kto przyszedł. Zobaczyła dwóch młodych mężczyzn wysiadających z Poloneza, ubranych w garnitur. Babcia wystraszyła się (wiadomo – w tym okresie szerzyły się gangi). Strach szybko ustąpił wściekłości, gdy jeden z facetów krzyknął:
– My w sprawie tej krwi, którą pani się zhańbiła! Na szczęście może się pani nawrócić, my świadkowie Jehowy...!
Tu facet nagle skończył, gdy zobaczył, że babcia biegnie po rower, trzymając siekierę. Babcia miała wówczas 50 lat i często jeździła rowerem, więc miała pewną kondycję. Szybko zgarnęła rower położony obok bramy i jakieś 400 metrów jechała na rowerze grożąc siekierą jehowcom. Poloneza nie dogoniła, ale zdążyła pojechać do wiejskiego sklepu, by ostrzec, że sekciarze grasują po wsi.

#truestory #opowiescibabci #jehowi #swiadkowiejehowy #lata90