Wpis z mikrobloga

Dziś opowiem Wam o moim #trekking w Torres del Paine ( #chile #amerykapoludniowa).
Żaden ze mnie wielki trekker, a raczej jestem taki troche n00b.
Przed Torres na koncie miałam kilka weekendowych wypadów w czeskie góry, morskie oko ( ͡° ͜ʖ ͡°) no i śnieżkę, ale uwielbiam piękne, surowe krajobrazy i to zmotywowało mnie do wyruszenia w drogę.

Na początek wspomnę o przygotowaniach. Zanim wyruszyłam do Chile o Parku Narodowym Torres del Paine wiedziałam już prawie wszystko, więc niektóre zakupy na podróż popełniłam jeszcze w Polsce.
Ze względu na problemy z żołądkiem, moja dieta nie mogła opierać się tylko i wyłącznie na gorących kubkach i vifonach, więc zdecydowałam się poeksperymentować z żywnością liofilizowaną: kupiłam 4 posiłki niemieckiej firmy Travellunch. Powiem Wam, Mireczki - to był strzał w dziesiątkę! ( ͡° ͜ʖ ͡°) Już nie wspomnę o tych zazdrosnych twarzach patrzących na moje posiłki znad swoich chińskich zupek, ale ten smak ()
Oczywiście nie smakowało tak jak w domu, ale będąc tak daleko od wszelkiej cywilizacji i mając jako alternatywę posiłki w kosmicznych cenach, Travellunch to najlepsza rzecz jaka mogła się przydarzyć.
Z Polski zabrałam jeszcze masło orzechowe, kilka kaszek na start z Biedronki, gorących kubków i kisieli. Na miejscu kupiłam jeszcze po czekoladzie i paczce orzeszków ziemnych na każdy dzień, kilka jabłek (tak, tak są pełne wody, dużo ważą i zabierają dużo miejsca, ale z perspektywy czasu stwierdzam, że taki kęs soczystego jabłka po całym dniu chodzenia to jest jednak fantastisz), chleb, dżemor i dwa opakowania szynki wędzonej.

Organizacyjnie wyglądało to tak, że wszelkie rezerwacje na campingi zrobiłam online w Polsce, jednak na miejscu okazało się to niepotrzebne. Można było po prostu z drogi wejść do campu, zapłacić i się rozkładać z namiotem.
Oczywiście są też inne opcje spania. Można spać na łóżku w "dormitorium", można mieć swój pokój, ba! nawet można w hotelu nocować, ale każda z tych opcji kosztuje tak cholernie dużo, że nawet nie brałam ich pod uwagę.
Wracając do spania na campingu, to teoretycznie w niektórych z nich można wypożyczyć namiot, maty i śpiwory, ale w praktyce to na drzwiach do campingowej "recepcji" wisiała kartka, że każdego z powyższych już brak. Ze względu na stan kartki mogę stwierdzić, że wisiała tam już długo wcześniej.
Jednak ja maty i śpiwory przywiozłam z domu, a namiot wypożyczyłam w mieście (btw, cena dwa razy niższa niż ta proponowana przez park), no ale oczywiście musiałam to wszystko później nosić :<

Post się bardzo wydłużył, ale mam nadzieję, że komuś się przydadzą przedstawione info.

Opiszę jeszcze dzień pierwszy wyprawy. Przyjechałam dzień wcześniej (dzień 0 :) ) wieczorem, ze względu na to, że chciałam zacząć mój Patagonian dream przygodę następnego dnia z samego rana. Po pożywnym śniadaniu wyruszyłam w podróż. Mapa, którą dostałam przy wejściu do parku pokazywałam, że przede mną 11 km (w jedną stronę) i 3,5h drogi. To był jedyny dzień, kiedy było mi naprawdę zimno, spowodowane było to faktem, że wiało. Wtedy po raz drugi w życiu zrozumiałam co to znaczy, że panują wietrzne warunki (pierwszy raz miał miejsce po wylądowaniu w Punta Arenas, Chile - w którym zaczęła się moja Patagońska przygoda) - wiało tak, że nie mogłam ustać w miejscu ani tym bardziej iść pod wiatr. Po około godzinie marszu w takiej pogodzie, okazało się, że jednak mogę ( ͡° ͜ʖ ͡°). Często zatrzymywałam się, aby porobić zdjęcia czy zjeść czekoladę, a i tak osiągnęłam czas 3:45 minut, więc byłam z siebie bardzo zadowolona! no i zobaczyłam lodowca! Mireczki, nie zdawałam sobie sprawy, że lód może być taki zjawiskowy. Oprócz lodowca były jeszcze fiordy. No powiem Wam, że fiordy to mi z ręki jadły. Po tym przeżyciu droga powrotna do obozu minęła w okamgnieniu! Popełniłam prysznic (w campie, w którym nocowałam wtedy woda była gorąca! przynajmniej do 22, bo później już zakręcali ( ͡° ʖ̯ ͡°)) i po odhaczeniu fiordów z listy rzeczy, które chciałabym zobaczyć, weszłam do śpiwora i po prostu padłam ze zmęczenia..

#podroze #podrozujzwykopem #earthporn
Pobierz t.....w - Dziś opowiem Wam o moim #trekking w Torres del Paine ( #chile #amerykapolud...
źródło: comment_a5rjAt1jC6lqlLfpL5itKWG1Of3IXMyT.jpg
  • 18
@arrent: z Chile już wróciłam. Byłam w troszkę Santiago, Puerto Montt (2dni, chodziłam po wulkanach i po plaży ())park narodowy Torres del Paine (prawe 5 dni, trekking: lodowce, fiordy, doliny, kotliny (ʘʘ)) i Punta Arenas, gdzie głównie jadłam (np. kraba królewskiego) próbując uzupełnić brakujące kalorie po Torres.
@arrent: 2 tygodnie w Chile. Miałam tak podobierane loty, że 5 dni w Torres del Paine to było max jaki dało się ugrać. Było pięknie, ale jako trekkingowy noob nie wiem czy dałabym radę, choć gdybym miałam wiecej czasu to pewnie nie cisnęlibyśmy tak z długością trasy.
@toziemniakizostaw: Raj dla prawdziwy trekingowych zapaleńców to Wąwóz Samaria na Krecie, wspaniały! :) Długość 18 km, niestety dla turytów tylko 12, ale ja nie jestem zwykłym turystom #pdk ( ͡º ͜ʖ͡º) Otwarty dopiero od maja (szit)
@toziemniakizostaw: Zazdroszczę widoków i przeżyć! :) Może kiedyś, w tym roku raczej nie ale za rok - kto wie, się tam wybiorę!!! ( ͡° ͜ʖ ͡°) Chwilowo pozostaję w sferze bliższych marzeń które kierują się na Kretę