Wpis z mikrobloga

Po paru miesiącach pracy jako agent nieruchomości wiem, dlaczego ludzie nie chcą współpracować z nimi i dlaczego ten zawód nie jest lubiany.

Agent powinien jak najszybciej i jak najbezpieczniej pomóc w kupnie/sprzedaży mieszkania, powinien dbać o klienta, współpracować. Ale to co się wyrabia na lubelskim rynku nieruchomości to jakaś istna Sodoma i Gomora. Brak kultury, olewanie klientów, olewanie innych agentów, nie oddzwanianie, patrzenie na wszystkich z góry.

Kupujący (z polecenia) zgłosił się do mnie z prośbą o znalezienie mieszkania, bo sam nie ma czasu, nie zna się prawnie na tym, więc chce, aby ktoś inny się tym zajął.
Więc siedzę, znalazłem parę ofert ciekawych w innych biurach. Dzwonię do pierwszego biura i ściana, bo oni nie współpracują z innymi biurami, bo trzeba prowizją się dzielić, więc nara. Dzwonię do drugiego: "tak tak, ale ja mało wiem o tym mieszkaniu, sprawdzić muszę, oddzwonię do Pana" - mija tydzień, dzwonie ponownie: "Tak tak, chętnie będę współpracował, ale muszę porozmawiać z właścicielem" - właśnie mija kolejny tydzień, zero odzewu.
Ostatnie biuro powiedziało, że możemy współpracować, ale mam im zapłacić X hajsów, za pokazanie mieszkania.

Dobra, szukam dalej, znalazłem dwa ogłoszenia prywatne, spełniające wymogi klienta. Dzwonię, aby zaproponować współpracę i co słyszę?
- "Panie, ja wiem jak Państwo działają, macie państwo klienta, chce kupić na 100%, a gdy dochodzi do spotkania, państwo mówią, że klienta nie ma, bo nie i do umowy nakłaniacie. A potem co, nie odzywacie się miesiącami, ja nie wiem co się dzieje. Nie będę współpracował, do widzenia."

Z drugim właścicielem już można normalnie było porozmawiać i umówiłem spotkanie dziś wieczorem.

A jaka była najlepsza akcja, jaką pośrednik odwalił? Szukałem lokalu pod wynajem na restauracje, 100m2, w centrum Lublina najlepiej. Biuro XYZ miało taki lokal, chcieli współpracować, spotkanie dogadane.
Przyjeżdżamy na miejsce o ustalonej godzinie, wita nas miła Pani, pokazuje lokal, ja wszystko tłumacze na angielski swojemu klientowi. Spodobało mu się, cena także, tak się napalił, że chętny był następnego dnia umowę podpisać i zapłacić od razu za trzy kolejne miesiące z góry. I wiecie co się stało?
Agentka XYZ: "No ale ten lokal to już jest wynajęty od tygodnia, ja państwu pokaże lokal obok."
I zaprowadziła nas do jakiejś dziury, 34m2, gdzie kiedyś kebab był.

Nie dość, że sam się wstydu najadłem za agentkę przed klientem, to i on się zdenerwował.

ehh...

#pracbaza #nieruchomosci #posrednicy
  • 7
  • Odpowiedz
@Szewa: Zazwyczaj w agencjach pracuję 2-3 guru z odpowiednią licencją a reszta to osoby bazujące na efekcie skali - czym więcej kontaktów tym większa szansa na deal. Przynajmniej było tak w pewnej żółtej firmie która pośredniczy w nieruchomościach. Nie ma się co dziwić, że później klienci mają wbite jak z 20 studentów dzwoni dziennie pytać czy mogą zamiescić ofertę na ich stronie bez przyjazdu do klienta.
  • Odpowiedz
@Kerykejon: Tak, to prawda. I Ci studenci to nawet nie patrzą na ogłoszenie, tylko biorą numer i dzwonią. Nawet nie zliczę ile razy dzwonili do mnie, wypytywali o mieszkanie, każdy drobny szczegół, a po 20 minutach rozmowy nagle mówili:
Student: "A bo wie Pan, jestem pośrednikiem i proponuję Panu umowę."
Ja: "A czytał Pan ogłoszenie? Wyraźnie jak byk pisze, że jestem agentem."
S: "A to nie widziałem, do widzenia"
Krew zalewa,
  • Odpowiedz