Wpis z mikrobloga

#mirki #rozowypasek #janusze #docencomasz #bylodobrzejestdodupy #jestemnowy

Chciałem się podzielić swoją historią, ponieważ teraz, z perspektywy czasu widzę co straciłem, widzę jakie błędy popełniłem. Chciałbym aby moja historia pomogła któremuś z Was może. Tak wiem, jestem tu nowy i pewnie nie znam zasad działania tego portalu bo faktycznie stawiam tu swoje pierwsze kroki. Pewnie nie pisze się tu takich rzeczy ale nie zaszkodzi spróbować. Może do któregoś z Was trafi.Miałem 24 lata. Kończyłem studia a raczej już skończyłem tylko nie mogłem zmotywować się by napisać pracę magisterską. No wiecie jak to jest. Życie studenckie, imprezy, popijawy z kumplami pod gołym niebem, dziewczyny, motor, itp. Rodzice jakoś szczególnie nie narzekali więc ja też nie wychylałem się do przodu.
Wstawałem kiedy chciałem. Spałem ile chciałem i jak chciałem. Nauczyłem się tak żyć w zasadzie marnując czas na gry komputerowe, przejażdżki motorem, imprezy z kumplami i przelotne znajomości. Mieszkać gdzie miałem, jeść także więc nie miałem powodów by zmieniać swoje życie.
Na początku lata okazało się że wymarzony facet mojej siostry nareszcie po 10 latach związku postanowił się jej oświadczyć. Niby nic w tym dziwnego, sytuacja jakich miliony na świecie. Cieszyłem się bo siostra dostała takich skrzydeł że na sam jej widok morda się śmiała. Ale wracając do mnie- zostałem poproszony o to bym został ich świadkiem. Stwierdzenie że byłem zdziwiony to mało powiedziane. Byłem w takim szoku jak jasna cholera. Byłem pewny że narzeczony mojej siostry- typ „pana w garniaku” i „ja wiem wszystko najlepiej” będzie chciał kogoś bardziej odpowiedniego niż ja. Kopara mi opadła tak że mało jedynek nie pogubiłem. Chciałem czy nie chciałem głupio było mi odmówić siostrze. I od tego momentu nawet sam nie spodziewałem się jak moje życie się zmieni.

K. przyjeżdżała coraz częściej do domu bo chciała na siłę bardziej wciągnąć mnie w ten cały ślubny cyrk. Nie muszę chyba pisać jak mnie interesowały kolory serwetek czy układ krzeseł. W każdym razie nie chcąc sprawić przykrości swojej kochanej siostrze starałem się jak mogłem być pomocny. Chcąc nie chcąc słuchałem tych wszystkich hymnów pochwalnych na cześć J. Na początku było to irytujące słuchać jaki z niego ideał ale po pewnym czasie zorientowałem się że dążę go wielkim szacunkiem i mało tego facet mi imponuje. Miał 32 lata, dobrą pracę, mieszkanie które samodzielnie spłacał, własny samochód i cudowną kobietę w postaci mojej siostry. Mało tego po pewnym czasie poczułem się źle. Jak taki niedorobiony. Miałem prawie 25 lata i nic nie osiągnąłem w życiu. Nawet nie potrafiłem studiów skończyć tak jak trzeba. W dalszym ciągu utrzymywali mnie rodzice. Jedyne co posiadałem to motor który oczywiście dostałem od rodziców ale sam go utrzymywałem. Nie wiem czy wy kiedyś przeżyliście taki moment ale ja właśnie wtedy uświadomiłem sobie że jeśli dalej pójdę tą drogą to nic w życiu nie osiągnę.
Z dnia na dzień praktycznie wystawiłem motor na sprzedaż wymieniając go z pomocą rodziców na samochód. Mozolnie ruszyłem z pisaniem pracy i zastanawianiem się co chce w życiu robić. Ograniczyłem wyjścia z kumplami spędzając więcej czasu w domu z rodzicami i siostrzeńcami. Fakt w dalszym ciągu korzystałem z komputerowych atrakcji. Gry komputerowe, portale randkowe itp. Nie będę zanudzał przejdę do tematu najbardziej istotnego a mianowicie do M. Nie wiem czy Wy też przeżyliście coś takiego gdy po raz pierwszy zobaczyliście swoją ukochaną ale ja wprost oszalałem. #!$%@? gdybym nie przeżył tego to bym nie uwierzył słowo daje. Zobaczyłem jej zdjęcie na jednym z portali społecznościowych i od razu wiedziałem że muszę do niej napisać. Że muszę ją poznać, że musi być moja!! Delikatna uroda, piękne oczy, seksowna figura. Była taka naturalna, delikatna. Od razu jak ją zobaczyłem pomyślałem o swoich siostrach – jedynych kobietach które szanowałem. Biła od niej taka cudowna aura. Taka naturalność, dobroć i wrażliwość. Serce zaczęło mi szybciej bić na widok jej zdjęcia. Nie mogłem się powstrzymać i napisałem. Zwykle nie miałem problemów w zagadaniu do jakiejkolwiek dziewczyny ale tym razem przez godzinę pisałem i zmazywałem wiadomość przeznaczoną dla niej. W głębi serca wiedziałem że dziewczyna z taką urodą musiała zostać zasypana wiadomościami od innych dlatego bardzo zależało mi by moja zabrzmiała tak inaczej. Napisałem. Wysłałem i czekałem. Czekałem. I czekałem. Co chwilę wracałem na jej profil patrząc na tą cudowną istotę. Nie mogłem zasnąć w nocy z podekscytowania…. Odpisała po 2 dniach kiedy moje nadzieję były już w rozsypce. I tak zaczęła się moja Miłość. Musiałem tyle wysiłku włożyć by wreszcie zechciała się ze mną umówić, by nie traktowała mnie jako taniego podrywacza, by mi zaufała. Z każdą chwilą spędzoną z nią byłem coraz bardziej zauroczony. Okazało się że sama również dopiero skończyła studia i przeprowadziła się do mojego miasta z powodu pracy. Stała się moim motywatorem. Dzięki niej obroniłem się. Kibicowała mi i wspierała kiedy chodziłem na rozmowy o pracę. Wysyłała mi pocieszające smsy kiedy miałem gorszy dzień w pracy. Piekła cudowne ciasteczka na nasze piątkowe wieczory. Była moim marzeniem. Wiem że dziwnie to brzmi z ust faceta ale po 3 miesiącach wiedziałem że chciałbym spędzić z nią resztę życia. Ja. Facet który kochał wolność, motory i kobiety. Oświadczyłem się po roku znajomości. Byłem niesamowicie dumny i wzruszony że ja- facet który był z kilkoma kobietami dostał taką dobrą, skromną kobietę dla której byłem pierwszym i ostatnim. Wszystko było idealnie ale do czasu…
Po roku zaczęły mi przeszkadzać pewne rzeczy które na początku uważałem za jej atuty. Zaczęło mnie irytować że jest dla wszystkich taka dobra i grzeczna choć niektórzy nie zasługują nawet na jej spojrzenie. Drażniło mnie to że myślała zawsze o wszystkich innych a o sobie na samym końcu. Wnerwiała mnie jej rodzina i to że cała ta banda razem z nią była praktykującymi katolikami. Wkurzałem się kiedy prosiła byśmy poszli razem w niedziele do kościoła. Marnować 60 minut?! Dostawałem szału kiedy zamiast spotkać się ze znajomymi wolała byśmy poszli do mojej siostry na imieniny. Po prostu zaczęła wydawać mi się za spokojna dla mnie…
Zawsze byłem osobą porywczą i wybuchową. Po pewnym czasie zaczęliśmy się coraz więcej kłócić. Wkurzało mnie coraz więcej rzeczy, a jeszcze jak się okazało że nagle jej kuzynka wychodzi za mąż 2 tygodnie przed nami oszalałem. Byłem coraz bardziej opryskliwy. Jak mnie cos wkurzyło albo jej rodzina potrafiłem wypominać jej wszystko. WSZYSTKO! Nie mieszkaliśmy razem bo oczywiście nie pozwalała jej na to jej wiara. Była cholernie sentymentalna i zachwycała się najdrobniejszymi prezentami które dostała ode mnie.
Kiedy o coś mnie prosiła nie potrafiłem się pohamować, pomagałem jej a później komentowałem to w paskudny sposób. Pewnie większość z Was napisze teraz „ej Mirek nie przejmuj się lasce coś uderzyło do głowy przed ślubem jak zwykle to z babami bywa” albo „należy jej się”. Jeszcze 4 miesiące temu gdybym czytał podobny tekst napisałbym to samo. Ale nie teraz.
Aktualnie jestem sam. Rozstaliśmy się pomimo sali, obrączek, kupionej wódki, sukienki i zaproszeń. 4 miesiące przed ślubem dokładnie co do dnia. Zapytacie kto zerwał. Ona. I kolejna fala hejtu. Bo to zawsze baby są te złe, bo zdradziła, bo znudziła się itp. Nie. Ja ją zmusiłem do tego. Teraz po 4 miesiącach tęsknoty i samotności to wiem.
Skąd? Wieczór wcześniej strasznie się pokłóciliśmy w samochodzie gdy ją odwoziłem do domu. Strasznie krzyczałem, mówiłem koszmarne rzeczy, ona prosiła bym przestał, bym się zastanowił co mówie ale to nie działało. Gdy dojechaliśmy do jej mieszkania była już cisza w samochodzie. Powiedziała „dziękuję” i wyszła. Widziałem jak biegnie do klatki- wiedziałem że płakała. Wtedy uważałem że dobrze jej tak. Należało się. Gdy wróciłem do domu wysłała mi jeszcze smsa z zapytaniem czy dojechałem. #!$%@? szlag mnie trafiał kiedy musiałem się jej meldować po każdym powrocie do domu. Po co to komu??Po dwóch dniach ciszy, zadzwoniła i zapytała czy może przyjechać do mnie po pracy. Pomyślałem że chce mnie oczywiście przeprosić więc się zgodziłem. Przyjechała jak obiecała. Przywitała się jak zwykle grzecznie z moimi rodzicami i poszliśmy na górę. Uśmiechnąłem się do niej zamykając drzwi pokoju z tryumfalnym błyskiem w oku. Nie muszę Wam pisać chyba w jakim byłem szoku kiedy zaczęła wyciągać jakieś rzeczy z torebki. Kolczyki, zegarek, łańcuszek, porcelanową figurkę, kapelusz, torebkę, głupiego miśka na którego tak strasznie się uparła, łyżwy, perfumy, jej głupi pamiętnik i w końcu pierścionek…
Powiedziała przełykając morze łez że nie może się ze mną wiązać. Że nie ma już siły w tym trwać. Że ją niszczę każdą obelgą którą wypowiedziałem w jej kierunku, że ona tak dłużej nie da rady, nie ma siły na to. I że małżeństwo to dla niej związek na całe życie na dobre i na złe… Że zawsze była szczera wobec mnie, że mnie kochała najmocniej jak potrafiła ale nie da rady już…
Byłem w takim szoku że przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć albo zrobić. Zacząłem na nią krzyczeć i szarpać nią. Że chyba sobie jaja robi, że jest zakłamana jak całe jej rodzina itp. Nie broniła się. Nic nie powiedziała, była jak szmaciana lalka. Wywaliłem ją z pokoju i kazałem jej #!$%@?ć z tego domu i mojego życia. Patrzyła na mnie takim tępym wzrokiem przez chwilę nie reagując wcale. Po czym jak zwykle pożegnała się z moimi rodzicami i wyszła.
Zastanawiacie się dlaczego to wszystko piszę? Otóż gdy trochę ochłonąłem zacząłem myśleć o załagodzeniu tego. Że to nasze kolejne rozstanie które wcale nie jest rozstaniem. Dzwoniłem, pisałem. Cisza. Zacząłem jej grozić że opublikuje jej zdjęcia które czasem mi wysłała. Dostałem tylko odpowiedz że już jej na niczym nie zależy i żebym robił co uważam za stosowne. To mnie jeszcze bardziej wkurzyło. Przestałem się odzywać. Minęły pierwsze trzy dni. Na każdy dzwonek, smsem reagowałem nerwowo sprawdzając czy to nie ona czasem pisze. Zaczęło mi brakować jej obecności w moim życiu. Naszych rozmów, smsów. Jej głupich według mnie pomysłów. Z tęsknoty zacząłem czytać całą historię naszych smsów jaką miałem w telefonie. Czytając to powoli zaczynałem się przerażać. Przeczytałem wszystko. Chyba wszystko z ostatnich 6 miesięcy. Nie mogłem zasnąć. Sięgnąłem po jej pamiętnik. Głupi pamiętnik, badziew jak zawsze jej mówiłem. Czytałem i coraz bardziej źle sę czułem. Wyrzuty sumienia coraz bardziej mnie gryzły, Przy wpisie z czasu gdy była w szpitalu po zabiegu myślałem że serce mi pęknie. Spędziła tam 5 dni. 5 dni a ja nie znalazłem czasu by podjechać do niej po pracy. By odwiedzić i zapytać jak się czuje, czy czegoś nie potrzebuje. Leżała u siebie w miescie tj. jakieś 1,5 godz samochodem ode mnie. Sama mówiła że to bez sensu tyle jechać jak rozmawiamy przez telefon ale kiedy przeczytałem że odwiedzili ją znajomi z pracy którzy mieli tyle samo co ja drogi myślałem ze spale się ze wstydu. Kiedy czytałem jak liczyła codziennie przez te 5 dni że zrobie jej niespodziankę i odwiedzę. Jak sama sobie tłumaczyła ze to przecież 1,5 godz w jedną stronę…. Albo wpis gdy po zabiegu poprosiła mnie o to bym jej pomógł coś zawieść z pracy a ja się złościłem że mam imprezę bo kumpel przyjechał… przypomniałem sobie tą sytuację. Jak po krótkiej chwili powiedziała że w takim razie sama sobie poradzi. Wiecie jak mi wstyd było gdy czytałem że musiałam prosić kogoś z pracy o pomoc bo sama nie dała rady?
Czarę ognia i wszelkie próby usprawiedliwiania się przelała moja kamerka samochodowa. Macie takie urządzenie? Jeśli zdarza się wam kłócić ze swoją ukochaną w samochodzie radze wam posłuchajcie później tego. Ja przeżyłem szok gdy to odsłuchałem. Jak często ją nazwałem idiotką, pieskiem który czeka na polecenie pana, kretynką, zdzirą, manipulatorką, jak często mówiłem ze nią gardzę i nie mam do niej szacunku, że gardzę jej rodziną. Że jest niewarta mojej uwagi….
Teraz wiem co było nie tak w naszym związku. Teraz widzę ile przykrości jej sprawiłem i bólu. Że zniszczyłem nam życie. Teraz wiem jak bardzo potrafią zranić słowa.
Panowie mam dla Was radę, Nie zniszczcie swojego związku tak jak ja. Jeśli macie kobieta która ma odwagę w dzisiejszych czasach powiedzieć że ona chce jednego kochającego faceta i dzieci i tak chce spędzić wspólnie życie nie zmarnujcie tego tak jak ja. Doceńcie to że jest wrażliwa, że jest uczynna, dobra. Że potrafi wybaczać. Że ważniejsza jest dla niej rodzina niż znajomi. Że nie boi się pracy. Doceńcie i kochajcie ją. Ja rzadko pamiętałem o imieninach, dniu kobiet itp… Teraz wiem że każdy z takich świąt powinien być formą podziękowania za jej dobre serce. Teraz chciałbym zrobić jej niespodziankę, kupić jej „ten głupi bukiecik z lidla czy biedronki” który tak uwielbiała. Teraz z radością poszedłbym z nią do kościoła i dziękował Bogu że to cudo wybrało mnie…
Ja swoją szansę zmarnowałem. Teraz mam 31 lat, mam dobrą pracę, własne mieszkanie na kredyt i jestem sam ze świadomością że sam się do tego przyczyniłem a kobieta która kochała mnie szczerze została przeze mnie skrzywdzona. Dla Was może jest nadzieje, nie zmarnujcie jej. Kochajcie swoje kobiety.
  • 7
  • Odpowiedz
@Michzal85:

Byłem niesamowicie dumny i wzruszony że ja- facet który był z kilkoma kobietami dostał taką dobrą, skromną kobietę dla której byłem pierwszym i ostatnim. Wszystko było idealnie ale do czasu…


...było idealnie do czasu, aż nie wziąłeś jej za pewnik.
przeczytałam cały tekst i wniosek mam jeden - moje gratulacje, jesteś skończonym bucem. obyś tylko uczył się na błędach i nie skrzywdził w ten sposób swojej następnej partnerki.

edit: ten
  • Odpowiedz