Wpis z mikrobloga

Jeden z niewielu polskich reżyserów rzeczywiście twórczy, oryginalny, bezkompromisowy i nadający filmom własne piętno. Zawsze szczery do bólu. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że po wydaniu "Przewodnika krytyki politycznej" poświęconego jego osobie, gdzie w wywiadzie-rzece nie owijał w bawełnę, jak wygląda nasze środowisko filmowe, już nie miał szans zrealizować filmu w Polsce.
@Max_Koluszky: Na aktorstwie to się może nie znam, ale nie wmówisz mi, że muzyka Andrzeja Korzyńskiego jest do dupy. Zdaje sobie sprawę, że to specyficzny film, ale do mnie trafił. Kupuję to i tyle.
@Max_Koluszky: Widzisz, oceniasz każdy film według tych samych kryteriów: koherentnej historii z realistyczną psychologią postaci i jasną przyczynowo-skutkowością. Tyle że nie każdy film ma być poddany takim kryteriom. Szamankę można różnie oceniać, ale potrzebna jest jakaś krytyczna wnikliwość, a nie "scenariusz do dupy, muzyka do dupy, aktorzy do dupy".

Sam uważam, że dużą wadą tego filmu jest kreacja Lindy. Jego bohater to reminiscencja jego ról z lat osiemdziesiątych, gdzie wcielał się
@catkarol: Nie przekonasz mnie. Film może być pojechany, ale dobrze zrobiony- ten jest żałosny. Nic z niczego nie wynika, niektóre sceny są całkiem z czapy, jak ta w pociągu z menelem wywijającym językiem,. Postacie raz są apatyczne, zaraz ktoś się drze z całych sił, "dziewczyna się miota, dziewczyna idzie, dziewczyna się miota". Totalny bezsens.

A dialogi przypominają piosenki Comy!
@Max_Koluszky: Ależ ja nie przekonuję. Sam mam do "Szamanki" stosunek ambiwalentny. Zwracam Ci tylko uwagę, że kryteria, które przyjmujesz, są odpowiednie tylko do naprawdę nielicznych filmów, a i za ich pomocą nigdy tak naprawdę nie ugryziesz kina. I to nie tylko arthouse'owego, jak twórczość Żuławskiego, ale i prostego kina gatunkowego: wszak scenariusz jest bez sensu w prawie każdym filmie hollywoodzkim, co pokazują filmiki "everything wrong with".

W "Szamance" tzw. focalizerem (czyli
OK, nie dojdziemy do porozumienia, ale przecież nie musimy mieć takiego samego zdania.
Ja będę oglądał Lyncha, Ty Żuławskiego. :)

O, teraz przypomniała mi się scena, przy której roześmiałem na głos.

Chodzi o moment jak Włoszka smarowała się kostkami lodu - przypomniał się wtedy orzeł z dowcipu, który smarował się kanapkami i mówił do siebie "Ale jestem #!$%@?!". :))
@Max_Koluszky: Akurat jestem w trakcie pisania tekstu o Lynchu do pewnego pisma filmowego :P.

A właśnie, skoro jesteś fanem Lyncha, to on jest dobrym przykładem tego, że ten typ krytyki nie sprawdza się do każdej twórczości. O "Mullholand Drive" czy "Zaginionej autostradzie" można przecież napisać, że reżyser jakby się nie starał, to by tego filmu nie uratował, bo "scenariusz jest do dupy" i nie wiadomo o co chodzi.