Wpis z mikrobloga

Znalezione na FB, a dotyczy #sgh:

Dziś poniedziałek.
Nigdy nie rozumiałem fenomenu tekstów w stylu "nienawidzę poniedziałków". Do dziś. Już początek dnia nie był, delikatnie mówiąc, zbyt szczęśliwy. Z nieznanych sobie powodów zasnąłem dopiero nad ranem przez co wstałem późno i późno też dotarłem na zajęcia. A zaczynałem kolosem z hiszpańskiego.Słuchaniem. Beznadziejnie, ale to nie koniec rozczarowań tego dnia. Kolejną przygnębiającą wiadomością było zapowiedzenie przez prof. Czarnego terminu kolosa z makroekonomii, niby powinienem się tego spodziewać, ale z tym to jak z flaszką, wiesz, że się skończy, ale zawsze jest to przygnębiające zaskoczenie. Kontemplując nadchodzący czas utwierdzałem się w przekonaniu, że jestem w dupie i to całkiem głęboko. Bo sesja, bo zaliczenia, bo nikt za mnie ekonometrii nie napisze, bo #!$%@?. Będąc mentalnym grubaskiem postanowiłem poszukać pocieszenia w jedzeniu, dlatego też udałem się do owianego legendą przybytku przy Batorego gdzie stykają się kultury różnych kontynentów. Wydawało mi się, że tam życie toczy się swoim starym i niezmiennym torem. Jakie błędne było to przeczucie! Jednak nic nie zwiastowało tragedii. Tuż przed wejściem powitały mnie znajome czarne wycieraczki. #!$%@? jak zawsze, jakby każdy klient za punkt honoru poczynił sobie zsunąć je o kolejne 3 centymetry. Za każdym #!$%@? razem. W środku uderzający nozdrza zapach smażonego mięsa niewiadomego pochodzenia, szybka analiza sytuacji: kilka pustych stolików, dwie osoby w kolejce - nie ma tragedii. Wiedziałem jakie będzie moje zamówienie jeszcze zanim opuściłem budynek G, jednak podszedłem do ściany z wypisanym menu oszukując sam siebie, że zastanawiam się nad wyborem. Usłyszałem żarty dochodzące z kuchni wypowiadane w języku zrozumiałym wyłącznie dla pracującej tam społeczności. Przez ten śmiech nie mogłem odpędzić od siebie myśli, że kurczak jeszcze wczoraj miałczał a wieprzowina jeszcze w piątek wesoło merdała ogonkiem na widok znajomego azjaty z nożem. Jakiś Hiszpan przede mną wytłumaczył angielsko-migowym czego sobie życzy, moja kolej. Jednak nie, tragedia nastąpiła.
Do lady od strony odbiorów podszedł jegomość w okolicach lvl 50, wyglądał na przeciętnego Mirka, tak go też nazwiemy na potrzeby opowiadania, nie rzucający się w oczy na przeciętnym szarym polskim chodniku jednak wyróżniający się na tle studentów naszej almy mater.
-Ile? Zapytała pani przyjmująca zamówienia, ta Polka, której oczy zwykle krzyczą "#!$%@? dajcie mi karabin to #!$%@? wszystko w promieniu ośmiu kilometrów, albo nie, czołg mi #!$%@? dajcie to do Berlina dojadę, Andżeli lufę w dupę wsadzę, że jej mordą wyjdzie" a usta ograniczają się do " indyk masło-czosnek".
-316. Odparł Mirek
Czyżby haracz? W naszym chinolu? Jeszcze jeden rzut oka na Mirka. Nic się nie zmieniło, ciągle wygląda przeciętnie, kołczan prawilności ciążył mu u pasa. Może to jednak nie bieda-gangster, tylko jakiś hycel zaopatrujący lokal w mięsko. Nieważne, tragedia nadchodzi.
-Co dalej? - zapytał łagodnie Mirek wyciągającą pieniądze z koperty sprzedawczynię
- Tomasz wyjeżdża (Poczułem się jak uczestnik brazylijskiejtelenoweli w której podły Tomasz porzuca rozkochaną w sobie kobietę i rusza w świat za pieniędzmi, na nasze realia funtami, bo funt drogi to się opłaca)
...on jest kucharzem, więc raczej zamkną, nikt nie chce pracować za tę stawkę.
Nie wiem co odparł Mirek chowając pieniądze i zapinając kołczan, nie udało mi się zarejestrować. Przez moją głowę przetoczyła się lawina chaotycznych myśli, standardowo: szok, niedowierzanie, Co? Jak to? Dlaczego? Tomasz Ty #!$%@?, ona Cię kocha. Tomasz Ty #!$%@?, gotuj dla nas. Nigdy już nie usłyszę jak drobna Azjatka woła "kutak ciecie kutak ciecie kutak ciecie kutak ciecie kutak ciecie"
- Co dla Pana? przywróciło mnie na ziemię.
Nie dałem niczego po sobie poznać, z pokerową twarzą, niczym student w wielkiej różowej wmawiający Pani z dziekanatu, że to prawdziwe zwolnienie, że naprawdę był chory, a to że lekarz nazywa się tak jak jego ojciec to czysty przypadek bo jest mnóstwo Światowidów Bergerów pracujących jako Neurochirurdzy w Bobrownikach 3 kilometry za #!$%@? Wielkim, powiedziałem "Indyk masło czosnek. Na miejscu"
Usiadłem przy stoliku i nie mogłem przestać myśleć o tej rujnującej życie nowinie. Wszystko układa się w logiczną całość, najpierw Trybunał, potem wolne media a teraz Chinol przy Batorego. #!$%@? ten mały karakan #!$%@? Kaczyński śmieć dokonuje na nas zamachu, dramat rozgrywa się na naszych oczach, a my nic nie możemy zrobić.
"Nienawidzę poniedziałków" pomyślałem wbijając widelec w chrupiącą panierkę.


#pdk #sgh #studbaza #pasta
  • 2