Wpis z mikrobloga

Uczę dzieci matematyki na dodatkowych zajęciach, m.in. bezpośrednio po ich lekcjach. Wczoraj (o dziwo, nie spodziewałam się) jednemu chłopcu zaczęła się tak dość intensywnie lać krew z nosa. Higienistka miała wolne, więc zrobiłam, co trzeba, ale stwierdziłam, że poza matmą wybadam teren czy wiedzą co robić w takiej sytuacji (dzieciaki z pierwszej klasy).
- Kto wie co się powinno zrobić, kiedy komuś leje się krew?
- Powiedzieć pani! - dzieciaki krzyknęły chórkiem
- Dobra, a jeśli pani nie ma?
- Głowę trzeba dać do tyłu!
- Nie, kto wam to powiedział?
- Pani E. mówiła, że tak trzeba!
- To może się jej pomyliło (to ich wychowawczyni z zeszłego roku) - nie chciałam mówić dzieciom, że pani E. to głupoty gada, więc zrzuciłam na pomyłkę i powiedziałam dzieciakom co robić, jak robić (na przykładzie ich kolegi) i dlaczego.

Historyjki tyle. Pozostaje pytanie, które nie daje mi spokoju od wczoraj. Dlaczego od ludzi uczących w szkole wymaga się uprawnień pedagogicznych (które wg mnie lepiej byłoby zastąpić testami - psychologicznymi i sprawdzającymi jak dana osoba przekazuje wiedzę), a nie wymaga się i nie sprawdza podstaw pierwszej pomocy. Ci ludzie pracują z dziećmi, a nie wiedzą jak bezpiecznie zatamować krwotok z nosa. Co kiedy ktoś zemdleje? Ułożą na plecach i dadzą poduszkę pod głowę, żeby było miękko? Jak to się dzieje, że głupie uprawnienia może
zdobyć każdy, jeśli pójdzie na kurs, a wiedzy z pierwszej pomocy najwyraźniej na nich nie przekazują?
#kasikuczymatematyki #szkola #edukacja #januszepierwszejpomocy
  • 1
@kasiknocheinmal: Przekonanie, że głowę trzeba dać do tyłu jest mitem powtarzanym, odkąd pamiętam, podobnie jak to, że istnieją strefy rozmieszczenia różnych smaków na języku albo że ludzie wykorzystują 10% mózgu (choć znając niektórych... ( ͡º ͜ʖ͡º) ).
Oczywiście pedagog to powinien być ktoś, kto potrafi oddzielić ziarna od plew, ale chyba wszyscy wiemy, że na studia pedagogiczne przeważnie idą panienki, które nie mają pomysłu na życie.