Wpis z mikrobloga

Bez problemu mogłem uniknąć sytuacji, w której się znalazłem. Wystarczyło jednak zaledwie kilka marnych decyzji, żeby los po raz kolejny zyskał pretekst do wydupczenia mnie swoim spoconym #!$%@?. Tym razem dość dosłownie.
Od kilku tygodni miewałem stolce, których konsystencja daleka była od stałej. Zła dieta, problemy z alkoholem, a raczej z tym, że czasami trzeba go odstawić - to wszystko naprawdę potrafi dać dupie powody do buntu. Na szczeście, przypadłość ta nie należała wcale do gatunku tych bardzo uporczywych, wręcz przeciwnie. Za wyjątkiem kilku odosobnionych przypadków, sranie było dość przyjemne. Pamiętam, że po jednej, szczególnie satysfakcjonującej defekacji pomyślałem nawet, że gdyby #!$%@? występowały w przyrodzie w stanie ciekłym, to mógłbym zostać okazjonalnym pedrylem.
Pewnego dnia, w przypływie troski o swój organizm, pomyślałem, że tego typu wypróżnianie nie jest jednak do końca zdrowe. Może skończyć się odwodnieniem i #!$%@? wie czym jeszcze. Umówmy się, z dupy leciała mi woda.
Przetrzepałem szufladę współlokatorki w poszukiwaniu jakiegoś panaceum. Wiedziałem gdzie zaglądnąć, bo tej marudnej suce wiecznie coś dolega, a przynajmniej tak jej się wydaje. Zebrała pokaźną kolekcję różnych specyfików, na widok których puknąłby się w łeb nawet najbardziej zatwardziały i doświadczony lekoman, albo inny domowy ćpun.
Na następnych kilka dni po sraniu przepadł ślad. Zaginął też słuch u jakimkolwiek pierdzeniu. Myślałem, że dla odmiany dobrze mi to zrobi, ale nie wiedziałem jeszcze jak okrutną cenę przyjdzie mi zapłacić.

Pod względem objawiania się sraczka to tchórz i partyzant. Brodaty i śmierdzący żołnierz w podartym płaszczu, który wyskakuje zza krzaków i strzela Ci w plecy mrucząc pod nosem coś po niemiecku. Natomiast solidne gówno ma to do siebie, że daje sygnały na długo przed swym przybyciem. Zupełnie jak statek, który widać na horyzoncie. Majestatycznie zbliża się do portu w sposób tyleż nieuchronny, co kontrolowany, więc kiedy po kilku dniach wolnych od stolca pojawiły się pierwsze poranne skurcze, wiedziałem że do szczęśliwego rozwiązania zostało mi jeszcze trochę czasu. Wyszedłem na balkon, zapaliłem papierosa i przez chwilę obserwowałem sąsiada wynoszącego z domu materac.
Po jaką cholerę on wynosi ten materac?
Może jego żonie wypadł w nocy tampon?
Wyobraziłem sobie jak mówią sobie nawzajem, że to nawet zabawne, bo czerwona plama ułożyła się w kształt Półwyspu Apenińskiego.
A może po prostu przestał mu się nagle podobać kolor?
Tak w życiu bywa, że budzisz się rano i coś już Ci się nie podoba. Pysk kobiety, która śpi obok, świadomość, że się starzejesz.
Albo po prostu #!$%@? materac.
Nagle wszystko to przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, ponieważ moje trzewia przeszył skurcz z #!$%@? piekieł.

Kiedy zająłem miejsce na sraczu dotarło do mnie, że nie będzie to zwykły statek. Do portu Moja Dupa zawitał właśnie #!$%@? supertankowiec. ‘TT Knock Nevis’ wśród gówien. To był właśnie ten moment, w którym poczułem strach. Skurcze stawały się coraz silniejsze i za każdym z nich ten czterodniowy kawał strawionego żarcia posuwał się góra o milimetr.
Chwyciłem ręką wannę i starałem się oddychać regularnie. Nigdy nie srałem drutem kolczastym i prawdopodobnie nigdy nie będę, ale założę się, że uczucie jest porównywalne. Po mniej więcej dziesięciu minutach skurcze ustały, a tenże kawał diabelskiego kału utkwił w moim zwieraczu w połowie drogi. A przynajmniej taką matmę wykonała na szybko moja dupa. Może było to trzy czwarte, może pięć ósmych. Zacząłem bujać się we wszystkie strony jak weteran z Wietnamu na terapii, próbując poruszyć mięśnie do wydalania. Ból przekroczył już dawno granicę, którą powinno zapewniać sranie i zacząłem się zastanawiać co mi pierwsze eksploduje: dupa, gałki oczne, czy żyły na skroniach. Kiedy ta analna agonia osiągnęła zenit i zacząłem poważnie zastanawiać się nad wezwaniem karetki i powiedzeniem, że „przyjeżdżajcie #!$%@?, bo zaraz umrę na zawał podczas srania” nagle mój odbyt - rozciągnąwszy się do nierealnych dla heteroseksualnego mężczyzy rozmiarów – wyrzucił cały ładunek.
Ból ustał i musiało minąć jeszcze kilka minut zanim mogłem się podnieść. Podtarłem to, co zostało z mojej dupy i spojrzałem wgłąb sracza.
Przede mną leżało coś, co wyglądało jak szaro-brązowa, poniemiecka bomba, którą ktoś odkopał podczas prac archeologicznych, a zakończone było główką, która bardzo przypominała twarz Steve’a Buscemi.
Nie spuściłem.
Współlokator #!$%@? mi parówki. Niech ma #!$%@? za swoje.
#pasta #coolstory #laikike1
  • 3