Wpis z mikrobloga

Jak typowy różowy pasek, ciągle p------e o butach. Pomijając fakt, że na normalne "cywilne" buty zawsze miałam wyrąbane, to od tygodnia jak smród po gaciach przewija sie temat butów do wspinaczki.

Rok temu kupiłam sobie swoje pierwsze buty wspinaczkowe - climbxy (gorsze od tych to pewnie tylko simondy, ale doradzono mi takie na początek). No i przez ten rok totalnie się rozkapciowały, z utęsknieniem czekałam na większy przypływ gotówki, żeby zacząć szukać tego wymarzonego modelu. No i stał sie cud, wypłata na koncie, promocje w Skalniku, myślałam, że wszystkie moje problemy znikną jak za dotknięciem magicznej różdżki.

Przeklinam dzień, w którym kupiłam nowe buty do wspinaczki

Wybrałam dość zaawansowany model Scarpy Vapor V, z rozumiaru udało mi się zejść tylko o jeden rozmiar mniej niż zazwyczaj nosze... A każde włożenie boli jak szlag (hehe, #pdk). Jak poszłam z nimi na trening to myślałam, że tam zejdę. Przy okazji się pochwale, że tak samo pomyślała moja skóra na palcu, bo zeszła cała przy zdejmowaniu butów. Kolega asekurujący stwierdził, że przy wchodzeniu na droge, wyglądam jak śmieszne pieski z internetów, które poruszają sie tylko na przednich łapach... #niesmiesznypiesek

Od tamtego czasu rzygam na ich widok. Wiem, że to okres przejściowy, że sie rozbiją, że to tylko przez ten miesiąc będę umierać w katuszach... (,) Macie jakieś sposoby, żeby przyśpieszyć ten proces, albo przynajmniej godnie to znieść? Póki co to próbuje wszystkiego - z marnym skutkiem.

Wołam #wspinaczka i #pomocy #ratunku. I definitywnie #gorzkiezale.
  • 29
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach