Wpis z mikrobloga

nielistonoszowe #postmanstories

Wieje. Bardzo mocno dzisiaj wieje. Zwiewa wszystko. Liście z drzew zwiewa. Śmieci zwiewa. Pijaków też zwiewa. Podejrzewam, że jakbym stanął na tym wietrze z parasolem, to mnie też by zwiało, gdzieś w siną dal.

Jednak nie każdy poddaje się naporowi wiatru. Na mojej ulicy mieszka pewna postać. Mówią na niego Car. Dlaczego? Nikt nie wie. Pewnie ktoś, kiedyś tak palnął i zostało. Car mieszka tu dłużej niż ktokolwiek inny. Postać ciekawa, z ciekawymi zwyczajami i ciekawymi historiami. Należy, do można by powiedzieć, delikatnej patologii. W obecnych czasach jego głównym zajęciem jest picie. Kiedyś pracował, jednak uległ wypadkowi i od tamtej pory jest na rencie. Choć możliwe, że teraz już na emeryturze.

Co i rusz spotykam go wracającego z pobliskiego sklepu, z butelką ukrytą pod pazuchą. Ściska ją, butelkę, nie pazuchę, jakby miała mu uciec. W sumie widziałem jak mu kiedyś wypadła i widowiskowo rozbiła się na chodniku, tworząc sporych rozmiarów mokrą plamę. Car spojrzał tylko, przeklął, odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę sklepu. Po kilku minutach wracał, znów kurczowo trzymając butelkę ukrytą pod pazuchą.

Jednym z bardziej dziwacznych zwyczajów są jego spacery wzdłuż ulicy. Nawet teraz jak wyglądam przez okno, to Car spaceruje. Nie robi przy tym nic niezwykłego. Ot dochodzi do końca ulicy, rozgląda się dookoła i wraca. I tak w kółko, przez godzinę, czasem nawet dłużej. Wygląda jak żandarm na warcie. Pilnuje tej ulicy przed tylko sobie znanym zagrożeniem. Nikt nie pyta, dlaczego to robi, nikt nie chce wiedzieć. Ot, takie dziwactwo.

Czasami towarzyszy mu suka. Jego psina wierna, która nie pozwala nikomu zbliżyć się do Cara. Nawet jak się ich mija, to łypie okiem groźnie i odsłania kła. Co by się stało, gdyby ktoś próbował Cara dotknąć? Wolę sobie tego nie wyobrażać. Pewnie rozszarpałaby gardło i zjadła serce. Pamiętam, jak raz, Car spał w swoim przydomowym ogródku. Był tak pijany, że żona wyrzuciła go z domu i kazała wytrzeźwieć. Chłop wziął psa i poszedł za dom do ogródka. Położył się na ławeczce i usnął. Spał kilka godzin, co jakiś czas przewracając się na drugi bok i mamrocząc coś pod nosem. Przez ten czas, kilku kumpli Cara próbował się do niego zbliżyć, ale ich próby spełzły na niczym. Na straży stała suka. Leżała w przejściu prowadzącym do ogródka. Jak tylko ktoś zbliżał się na odległość metra, zrywała się i szczerząc kły, dawała do zrozumienia, że przejścia nie ma.

Lubię Cara. Spotykam go codziennie rano, jak idę do pracy. Wymieniamy się serdecznym ,,Dzień Dobry,, i idziemy w swoim kierunku. Czasami jednak Car odwiedza mnie w drewutni jak radośnie łupie sobie kawałki drewna. Wejdzie na chwilę, poopowiada pijanym głosem historie ze swojej młodości, odmówi papierosa, bo rzucił palenie lata temu, odmówi whisky, bo to woda na myszach, nie chce usiąść, bo on tylko na chwilę przyszedł. Czasami trzeba go delikatnie przegonić, bo jak trafi się dzień, że za kołnierz nie wylewał, to namolny jest.

Dziwak z niego, ale sąsiad dobry. A to pomoże drewno wrzucić, a to chłopakom z rogu ulicy zwróci uwagę, że głośno są, a to jakieś historie poopowiada.

#coolstory
  • 11