Wpis z mikrobloga

Co jakiś czas użytkownicy, komentując jakieś wydarzenie w USA, lubią odwoływać się w nostalgicznym tonie do dawnej, liberalnej ekonomicznie i kultywującej wolność słowa Ameryki. Wydają się dzielić dzieje Stanów Zjednoczonych na dwa okresu: ten "dobry" (jw.), złotą erę, która przeminęła oraz ten "zły", czyli obecny karnawał socjalizmu, korupcji, poprawności politycznej, NSA, militaryzmu i ułudy wolności.

Jest to mniemanie niezupełnie prawdziwe. Chciałbym przedstawić parę ciekawych faktów z nieco dawniejszej historii USA, które ukazują, że proste hasła w stylu "powinno być tak, jak kiedyś", są raczej domeną ludzi o zbyt wyidealizowanym poglądzie na temat przeszłości Stanów.

1. Wszyscy na pewno coś niecoś słyszeliśmy o stalinowskich czystkach czy innych pogromach "kontrrewolucjonistów" w ZSRR, które przede wszystkim były po prostu bezlitosnymi walkami o władzę, gdy pod płaszczykiem obrony rewolucji można było skazać przeciwnika politycznego na łagier czy pluton egzekucyjny. A co nowego w USA? A w USA - czerwona panika (zwana także - polowaniem na czarownice) i maccartyzm. Jest to ogólne określenie na okres (zwany drugą czerwoną paniką, pierwsza miała miejsce parę dekad wcześniej), gdy wprowadzano w życie plan Josepha McCarthy'ego, mający w zamierzeniu pozbyć się destabilizujących państwo elementów rewolucyjnych i komunistycznych, a w rzeczywistości posłużył dla wielu jako sposób, by pozbyć się kogoś niewygodnego. Sytuację zaogniał fakt, że ZSRR niedawno wyprodukowało własną bombę atomową (i to z pomocą amerykańskich szpiegów). Psychoza strachu i podejrzeń dotykała wielu środowisk, zwłaszcza przemysłu artystycznego i filmowego. Donoszono na współpracowników, szefów, podwładnych, rywali. Setki osób trafiło do więzień, ponad 10 000 straciło pracę. Całemu ruchowi przeciwstawiał się nawet ówczesny prezydent Truman, mówiąc: "In a free country, we punish men for the crimes they commit, but never for the opinions they have." Dzisiaj wiele osób porównuje tamtą epokę z wprowadzeniem Patriot Act, całkiem słusznie argumentując, że w swej retoryce dzisiejsi politycy kopiują swoich poprzedników sprzed kilku dekad, zamieniając po prostu słowo "komunista" na "terrostystę". Nihil novi sub sole, jak to mówią.

To, że ZSRR miało swoich ludzi w Stanach nie ulega wątpliwości - era czerwonej paniki to jednak przykry epizod w historii kraju, którego prezydent jeszcze parę lat temu określił wolność wypowiedzi jako jedną z czterech podstawowych wolności, do których ma prawo każdy człowiek.

Sytuację ciekawie oddaje film Poślubiłam komunistę(I married a communist) oraz książka o tym samym tytule. Co ciekawe, aluzja do tych tytułów pojawia się w grze BioShock Infinite - mieszkańcy miasta rozmawiają o filmie "I married a vox populi". :)

2. Jestem pewien, że spora część z Was uważa, że np. sceny pocałunku pomiędzy parami homoseksualnymi czy zawierające nagość są (a przynajmniej były dekadę czy dwie temu) czymś dość świeżym, niedawno jeszcze uważanym za wręcz śmiałe.

Otóż nie (przepraszam za soundtrack. Inny przykład. Gdy filmy dopiero zaczynały stawać się popularne, takie sceny jak najbardziej się zdarzały. Ale potem pewne środowiska (zwłaszcza konserwatywne) dostrzegły, jak wielki wpływ na społeczeństwo może mieć parę ruchomych obrazków. I dlatego powstał kodeks Haysa, obowiązujący do lat 60-tych ubiegłego wieku w Hollywood.

Pełny tekst. (Przy okazji zastanawia mnie fragment "[Don't] Make criminals seem heroic and justified." - fani Robin Hooda przeżywali pewnie wtedy ciężki okres.)

Przede wszystkim była to po prostu bardzo długa lista tego, czego w filmie zwyczajnie nie mogło być, np. homoseksualizmu, dokładnych instrukcji popełniania przestępstw, nieukaranych zbrodni (chociażby zdrady małżeńskiej) czy nawet tańca erotycznego i nadmiernego picia alkoholu. Kodeks był egzekwowany z różnym powodzeniem. Głośna była np. sprawa kultowego dzisiaj cytaty z filmu "Przeminęło z wiatrem" brzmiącego (+18 !) "Frankly, my dear, I don’t give a damn". Twórcy mieli przez niego sporo kłopotów. Być może czytaliście świetną książkę "Stąd do wieczności" Jamesa Jonesa: porusza ona między innymi temat homoseksualizmu w wojsku, a także degenerację wyższego dowództwa. Film doczekał się ekranizacji i wielu Oskarów. Ktoś mógłby wysnuć wniosek, że najpewniej obraz został tak nagrodzony, bo udało mu się oddać odważne (nawet na papierze) oskarżenie, jakie Jones wytoczył wojskowym elitom. Tymczasem oglądający film fani książki raczej się zawiodą, bo sam został tych elementów zupełnie pozbawiony, zamiast tego stając się przede wszystkim historią miłosną.

3. Każdy Polak jest w jakimś stopniu świadomy tego, jak dużej odwagi wymagało uczestnictwo w nielegalnym strajku w państwie komunistycznym, gdzie "wrogom ustroju" nierzadko nie żałowano ostrej amunicji. Protesty czy strajki w Stanach w tamtym okresie, choć często nie kończyły się zupełnie pokojowo, są raczej postrzegane jako dużo "bezpieczniejsze" i jest to w zasadzie prawda. Warto zwrócić jednak uwagę na pewien epizod, mający miejsce w czasie wojny wietnamskiej, a wciąż stanowiący źródło swego rodzaju traumy dla amerykańskiego społeczeństwa.

Masakra na uniwersytecie w Kent State

Świetny protest song o tym wydarzeniu.

W 1970 oddziały Gwardii Narodowej oddały strzały w kierunku protestujących przeciw wojnie studentom: 4 zginęło, 9 zostało rannych (jeden z rannych do końca życia był sparaliżowany). To wydarzenie stało się punktem zapalnym do dalszych protestów, które miały duży wpływ na wcześniejsze zakończenie wojny w Wietnamie. Żaden z gwardzistów nie został skazany.

Zaciekawił mnie ten fragment z Wikipedii:

A Gallup Poll taken immediately after the shootings reportedly showed that 58 percent of respondents blamed the students, 11 percent blamed the National Guard and 31 percent expressed no opinion.


4. Być może użytkownicy czytający amerykańską prasę albo chociaż oglądający tamtejsze filmy lub seriale spotkali się ze zwyczajem, by do nazw większych afer w USA dodawać końcówkę -gate (podobno nawet Aferę Rywina nasze media parę razy przezwały Rywingate). Jest to nawiązaniem do afery Watergate, jednej z największych machlojek, w jaką zamieszany był którykolwiek z amerykańskich prezydentów. Nie wchodząc zbytnio w polityczne szczegóły: prezydent Nixon, tracący na popularności głównie z powodu wojny wietnamskiej, postanowił stworzyć specjalną grupę (nierzadko pracujących dla rządu), która miała za zadanie zdyskredytować jego przeciwników. Za polską Wiki:

Przykładową operacją tej grupy była próba skompromitowania Daniela Ellsberga przez wykradzenie akt lekarskich z gabinetu jego psychiatry w celu znalezienia w nich kompromitujących materiałów.

[Jedną z operacji była] nieudana próba zainstalowania podsłuchu w siedzibie sztabu wyborczego amerykańskiej Partii Demokratycznej w Waszyngtonie. Siedziba mieściła się w budynku biurowym ulokowanym w kompleksie Watergate, stąd nazwa włamania i następnie całej afery.


Ostatecznie sprawa wyszła na jaw i Nixon musiał podać się do dymisji. Cała afera jednak w znacznym stopniu obniżyła poziom zaufania społeczeństwa amerykańskiego do rządu i samego urzędu prezydenta.

Nota bene, zaciekawiła mnie zwięzłość oświadczenia, w którym Nixon ustąpił z fotela prezydenta:

Tutaj.

Uff, chyba nie ma co przesadzać, na razie wystarczy. Temat w sumie można rozwinąć na wiele sposobów: np. można odejść nieco od kwestii społeczno-obyczajowych i przyjrzeć się sprawom ekonomicznym. Albo cofnąć się nieco w czasie, przed Drugą Wojnę Światową. Rozważę. Albo opisać szerzej problem segregacji rasowej (jestem pewien, że wielu czytelników byłoby zaskoczonych, jak świeży on jest). W jakimś stopniu trochę się obawiam rozwijać temat: będąc (obiektywnym) amerykanofilem martwię się, że moim czytelnicy (jak to ładnie brzmi!) skończą lekturę tych tekstów z myślą "a więc to nie jest tak, że USA dawniej było fajne, a teraz nie: ono zawsze było do kitu!". No trudno. Przynajmniej potem będzie jakaś motywacja, by oddać Amerykanom sprawiedliwość jakimś innym tekstem :). Obiecuję jednak, że następny tekst nie będzie już dotyczył Stanów - żebyście nie pomyśleli, że mam skromny repertuar.

Nie jestem fanem mówienia ludziom jak mają myśleć: to nie jest seria opiniotwórcza. Jeśli miałbym to jakoś podsumować, to chyba tak, że ludzie toczą walkę o swoje podstawowe wolności cały czas i toczyli ją od zawsze. Nie ma więc co załamywać rąk i nostalgicznie patrząc w przeszłość wzdychać, że dawniej to dopiero było dobrze, a teraz to paaanie. Po prostu trzeba się brać do pracy, na przykład - idąc dziś oddać świadomy głos, do czego wszystkich zachęcam :).

Uruchamiam tag #historiazherostratesem . Wiem, mało oryginalne. Jak macie ochotę, to zapraszam też do obserwowania mojego profilu: w domyśle mają się tu pojawiać tylko wpisy merytoryczne (tak więc nie bójcie się, że kiedyś podjarani dostaniecie powiadomienie, że Herostrates dodał coś nowego, a tu jakieś # tfwnogf czy # gorzkiezale ).

Bardzo się cieszę, że poprzedni wpis tak się Wam spodobał. Mam nadzieję, że ilość osób rozczarowanych tym, że seria wbrew pozorom nie będzie dla nich źródłem oryginalnych żartów o Murzynach będzie jak najmniejsza :).

#usa #historia #ciekawostki #ciekawostkihistoryczne #historiazherostratesem
  • 1