Wpis z mikrobloga

Koleś jest lepszy od Gombrowicza:D #mrozinski

A hejże ha, a cyk pyk, a było nie było. Siu-siu-siuwaksu się te koty napaliły i dalej mnie ciągnąć na dancing. A ja nie, ja do domu, ja już na Pragie. I palto łapię i do widzenia. Ale bambaje elekstryczne już nie jeżdżą. Trudna rada, myślę sobie, lecę mostem na piechotę. Raz dwa, raz dwa, jestem na Waszyngtonie. Potem przez park Skaryszewski na skróty zapycham i pod fabryką czekolady wychodzę. I jestem w krainie ciemności, czyli na Kamionku. Sam, samiuteńki, jak jeden cień w dolinie mgieł.

Ale patrzę się, patrzę, a z tych mgieł ktoś wybiega. Z daleka widać, że pod ankoholem: leci ulicą, potyka się, podnosi, raz na nogach, raz na rękach, w końcu na czworakach. Jakby go szatan dosiadł na oklep i ogonem poganiał. Zauważa mnie, podlatuje i za konfekcję męską szarpie.

- Ratuj, człowieku - drze się.

- Puść pan moje palto - odpowiadam.

- Ratuj, bo zabiją.

- Puść palto.

Zbój nie puszcza. Szarpiemy się, mocujemy, guziki mi z palta lecą, aż nagle z nieba zlatuje na syrenach poduszkowiec straży miejskiej. Dym spod niego bucha, koguty wyją, wszystkie psy na Grochowskiej się obudziły i z balkonów szczekają.

- I cześć, i #!$%@? - płacze zbój. - Już mnie mają.

Z poduszkowca wysiadają strażniki miejskie. Niby strażniki, a dziwne jakieś: koszule mundurów mają w kratę, brody jak drwale, na rękach sztuczne fiołki wytatuowane.

- Wsiadaj do radiolotu, Igor - mówią do zbója. - Jeszcze na bisy zdążysz.

- W dupę mnie pocałujcie - on im odpowiada.

- Przepraszam za pardon - wtrącam się. - Co takiego zrobił ten bandyta.

- To zbieg z koncertu Pato Lemingwaya.

- Zbieg z koncertu?

- To replikant. Mamy polecenie doprowadzić wszystkich replikantów w mieście na koncert, żeby było grubo pod sceną. Mama pana Lemingwaya poprosiła o to komendanta.

- Aha, rozumiem. Macie go zabrać na koncert Pato Lemingwaya.

- Tak jest.

- Uciekaj, człowieku - mówię do Igora, a on odwraca się i zaczyna biec. Strażniki wyjmują kapiszonowce i strzelają za nim. Ja także uciekam, tylko w drugą stronę.

Okrążam kościół i biegnę nad Jezioro Kamionkowskie. Zatrzymuję się, oglądam, czy nie leci poduszkowiec. Nie leci jeszcze. Biegnę dalej, nad wodę. Ktoś siedzi na brzegu. To Igor. Trzyma w ręku kaczkę. Ma w plecach dziurę po kuli, z której leci krew. Podchodzę do niego, a on podnosi głowę i patrzy na mnie.

- Widziałem rzeczy, którym wy ludzie nie dalibyście wiary - odzywa się do mnie.

- Jezus Maria - mówię. - Byłeś na Open'erze.

- Kolejki po Redd'sa i 2KC blisko sklepu spożywczego.

- Jezus Maria.

- Widziałem światła tabletów i dym z e-papierosów blisko głównej sceny.

- Dobry Boże.

- Wszystkie te chwile zagubią się z czasem tak jak łzy na deszczu - mówi cicho Igor i wypuszcza z rąk kaczkę.

- Nie zagubią - odpowiadam, pokazując mu telefon. - Zaraz wszystko będzie na Facebooku.


#heheszki #pasta #tacohemingway #groteska