Wpis z mikrobloga

Jestem w luksusowym dyskoncie spożywczym. Stoję w kolejce do kasy. To jest normalne zachowanie. Żeby coś kupić, trzeba pójść do kasy i zapłacić. Ja muszę zapłacić za bułkę wrocławską i pięć kilo kaszy jaglanej. Dziewczyna przede mną musi zapłacić za podpaski, Red Bulla i Nervosol, ale kasjerka od dziesięciu minut waży kalafiora mojemu sąsiadowi, panu Pierzynie. Coś jej się nie zgadza, a kolejka stoi w miejscu i robi się coraz dłuższa.

Dziewczyna przede mną denerwuje się. Dziewczyny są teraz bardzo nerwowe. Takie mamy czasy. Kiedyś dziewczyna mogła szczęśliwie wyjść za mąż, urodzić piękne dziecko i w świętym spokoju szyć sobie na zalanej słońcem werandzie koronkowe kołnierze do sukienek. Teraz musi iść do pracy i przez osiem godzin dziennie nudzić się w biurze. Robi to po to, aby być niezależna. Wiadomo - praca czyni wolnym, jak mawiali kiedyś Niemcy.

Ja nie denerwuję się nigdy. Zawsze jestem spokojny, opanowany i mam wszystko pod kontrolą. To dlatego, że jestem poważnym, dojrzałym mężczyzną o ugruntowanym charakterze. Kobiety instynktownie lgną do mnie, mężczyźni czują respekt i usiłują naśladować mój sposób bycia. Kiedy inni dostają szału i panikują, ja gwiżdżę wesołą melodię i gram na cytrze. Ewentualnie na lutni.

Ale nie wziąłem swojej lutni na zakupy w dyskoncie. Zaczynam więc gwizdać. Znam taką melodię „Pałacyk Michla, Żytnia, Wola”. Ja nieźle gwiżdżę. Wychodzi mi to lepiej, niż cokolwiek innego w życiu. Gwiżdżę wesołą melodię o tym, że najmorowszy z przełożonych to jest nasz „Miecio” w kółko golony, a dziewczyna przede mną odwraca się i pyta:
- A ty z #!$%@? spadłeś?

Pan Pierzyna to słyszy i zaczyna się śmiać. Brzmi to mniej więcej, jakby wepchnąć włączony traktor do bagna. Nie wiem, co mu tak w gardle bulgocze, kiedy się śmieje, ale powinien to skonsultować z lekarzem ostatniego kontaktu.
- Z tyłu za linią dekowniki, intendentura, różne umrzyki - śpiewa pan Pierzyna, śmiejąc się dalej, a ja wygwizduję linię melodyczną.

Dziewczyna przede mną robi się czerwona jak maki pod Monte Cassino. Chce wyjść z kolejki, ale jest zastawiona z każdej strony i nie może. Kasjerka wchodzi na kasę i również zaczyna śpiewać:
- Wiara się bije, wiara śpiewa, szkopy się złoszczą, krew ich zalewa. Różnych sposobów się imają, co chwilę „szafę” nam posuwają — hej!

Reszta klientów z kolejki dołącza się w refrenie i śpiewa chórem:
- Czuwaj wiaro i wytężaj słuch, pręż swój młody duch, pracując za dwóch!
Ja gwiżdżę, ile sił w płucach, chociaż już mnie usta bolą. To piękna chwila. O taką Polskę nic nie robiłem. Dziewczyna przede mną wpada w panikę. Chyba płacze, ale nie widzę dobrze, bo ludzie dokoła tańczą, a ona kuli się ze strachu na podłodze.

Nagle gasną światła i zapala się punktowy reflektor, wycelowany w kalafiora na wadze. Kalafior odwraca się w naszą stronę i mówi do mikrofonu, który przytrzymuje mu kasjerka:
- Szanowna Żaneto, jesteś naszą półmilionową klientką. Serdeczne gratulacje, dużo zdrówka i uśmiechu ode mnie i całej sieci naszych sklepów.

#mrozinski #pasta