Wpis z mikrobloga

Takie trochę #feels mnie ostatnio łapią.

tl;dr


Od zawsze byłem wielkim miłośnikiem rowerów, za małego dzieciaka ogrom czasu spędzałem na siodełku.
Później, jak trochę dorosłem, jakoś tak w połowie gimbazy, powoli zacząłem się rozpędzać i jeździć na co raz to dłuższe i bardziej wymagające wypady, jednocześnie jeżdżąc coraz szybciej i sprawniej. Jeździłem praktycznie codziennie - do szkoły, na miasto, później jak trochę podrosłem to i nawet na imprezy i popijawy. Bardzo dużo czasu spędzałem na rowerze, była to moja taka mała odskocznia od rzeczywistości, mogłem w spokoju jechać przed siebie, mając szum wiatru w uszach. Zawsze też stawiałem sobie wyzwania - przez najbliższe 10 kilometrów nie zejdę poniżej jakiejś prędkości albo pokonam ogromniastą górkę na konkretnym przełożeniu. Wszystko było super, ale niestety do czasu. Najpierw przeciążyłem lewe kolano, ale na szczęście na koniec sezonu - podleczyłem w zimę i w następnym sezonie mogłem już śmigać. Powoli, ale nabierałem rozpędu, jeżdżąc coraz pewniej i dalej. Niestety, pech chciał żeby nie było aż tak różowo. Trzy lata i jeden miesiąc temu wywaliłem się, zjeżdżając z górki. Nie byłą to jednak zwykła wywrotka - normalną rzeczą było dla mnie że zawsze jechałem jak bym uciekał przed goniącą mnie lawiną. Tamtego dnia jednak dodatkowo się spieszyłem. Zjeżdżałem z górki, po asfalcie. Nie wyrobiłem się na zakręcie - brawura, prędkość, drobiny piasku rozsypane na jezdni - to wszystko przyczyniło się do tego, że z pełnym impetem spadłem na prawe kolano. Cudem jest że żyję, zupełnie przypadkiem miałem bluzę + długie spodnie (tego jednego dnia było chłodniej niż zwykle) plus postanowiłem pierwszy raz założyć nowiutkie rękawiczki rowerowe, które dostałem kilka dni wcześniej. Ciuchy pozdzierane, rękawiczki bardziej przetarte niż stare, używane przez kilka lat. Gdyby jakiś samochód akurat jechał, nawet nie zdążyłby mnie zauważyć, nie mówiąc już o hamowaniu. Skończyło się dosyć łagodnie - w szpitalu powiedzieli mi że nic nie jest złamane, ale i tak przez to kolano dwa tygodnie nie chodziłem.
No i tutaj zaczyna się część właściwa - aktualnie cały czas się zbieram żeby zacząć jakieś ćwiczenia rehabilitacyjne, żeby wzmocnić to nieszczęsne kolano. Co nie wsiądę na rower, później mam tydzień - dwa kuśtykania, a momentami boli jak cholera że chodzić mi ciężko. Dodatkowo ostatnio cały czas trafiam na jakieś filmy o rowerach / kolarstwie i aż czuję ból wewnątrz że nie mogę wsiąść na rower i zniknąć na cały dzień, tylko po to żeby następnego dnia umierać ze zmęczenia.
Dbajcie o siebie, nie lećcie na złamanie karku i zawsze noście kask (ja go akurat wtedy nie miałem, ale wystarczyłoby żebym w coś walnął głową i bym już tego nie napisał ( ͡° ͜ʖ ͡°) ).
#oswiadczenie #kolarstwo #rower #przegryw
  • 7
@Zelman666: W zeszłym sezonie po kilku, kilkunastu kilometrach zawsze bolało mnie prawe kolano. Dość mocno, że przez większość trasy pedałowałem tylko lewą nogą a prawa kręciła dla ozdoby, bez żadnej mocy :D Przez zimę brałem Artresan i widzę, że pomogło. Co prawda czasem zaboli, ale przestaje nawet w trakcie jazdy.