Wpis z mikrobloga

@Elmair: Z tego co zauważyłam to domena głównie kobiet, którym małżeństwo i macierzyństwo wyprało mózgi. One nie jedzą obiadów - jedzą obiadki, które przygotowały dla mężusia lub "TŻ". Dziecko w brzuchu (przepraszam, w brzuszku) to fasolka, a staranie się o dziecko to "staranka". Litości ;<
@Aerials: nie tylko kobiet, które mają wyprane mózgi. W Krakowie jest to na porządku dziennym- w piekarni ciężko o chleb, sprzedawca poda Ci "chlebuś i bułeczkę". na targu zapytają Cię czy nie chcesz może buraczków, bo wtedy dołożą marcheweczkę gratis, a na uczelni każą Ci oddać indeksiki do wpisu.
@Aerials: nie, nie jest :( Rzygać się chce tymi bilecikami, pieniążkami, obiadkami, książeczkami, karteczkami, wódeczkami, ogóreczkami...
Ale to nie jest jeszcze najgorsze. Najgorsze jest to, że chociażbyś się nie wiem jak broniła, to się to udziela, jeśli to słyszysz codziennie i wszędzie. I tak, chcąc nie chcąc, zdarza mi się jeść buraczki i kupować bułeczki ;(