Wpis z mikrobloga

#anime

Drodzy wykopowicze!

Trochę pod wpływem szeroko rozumianej niechęci, którą można zaobserwować na przykład na wykopie, wynikającej głównie ze stereotypów i złych doświadczeń z anime, jednakowoż głównie z własnego widzimisię co do uskuteczniania poniższej grafomanii oraz mam nadzieję wywołania ciekawych dyskusji, planuję zrobić serię esejów, które mam nadzieję przekonają co poniektórych do zapoznania się z tym niezwykle ciekawym medium. Jako, że sam zacząłem oglądać anime na poważniej po tym jak praktycznie obejrzałem większość kina zachodniego uważanego za dobre, toteż będąc poniekąd „skażonym” zachodnim stylem patrzenia na obraz ruchomy, tytuły o których pisał będę, a które trzymam w najwyższym poważaniu, mogą stanowić bardzo dobry wstęp dla ludzi, którzy chcą zacząć przygodę z anime albo chociaż tocząc debatę o tym jakim anime to złem, nie wyszli na ignorantów, dla których szczytem odniesienia jest hentai z tentaclami.

A więc po kilku słowach wprowadzenia zacznę od dzieła, które osiąga poziom perfekcji najbliższy temu, czego jako widz oczekuję. A mowa tu o Monsterze. Jest to 74 - odcinkowy serial z 2004 roku na podstawie mangi Naokiego Urasawy, klasyfikowany gatunkowo jako kryminał, thriller, dramat, psychologiczny.

Jest to historia młodego, genialnego japońskiego chirurga. Kenzo Tenma, bo tak się nazywa jest u progu błyskotliwej kariery, ma piękną narzeczoną, która jest jednocześnie córką ordynatora szpitala, w którym pracuje. Wydawać by się mogło - sielanka. Jednak wszystko się zmienia, gdy dręczony wątpliwościami natury etycznej ratuje małego chłopca zamiast burmistrza miasta. Decyzja ta jest jednak brzemienna w skutkach i sprowadza na Tenmę szereg nieszczęść. Tu skończę to „spoilerowanie” a skupię się na tym co mnie w Monsterze urzekło.

Zacznijmy od miejsca akcji – jest to koniec lat 80 XX wieku, Niemcy, a mówiąc precyzyjniej ówczesny RFN. Niesamowite jest to, jak dokładnie oddane są realia tamtym czasów i miejsca rozgrywania akcji. Od miast i zabudowań po samochody i ubiór ludzi. Pamiętam jak pierwszy raz oglądałem Monstera, rzuciło mi się oczy postrzeganie europejczyków okiem azjaty. Tak jak nam zdarza się myśleć, że azjata to azjata – każdy „skośnooki” jest taki sam, tak tutaj ciekawe jest ukazanie szczególnie postaci drugo- i trzecioplanowych w bardzo podobny sposób, gdzie nie można mówić o żadnego rodzaju kopiuj-wklej, tylko o celowym zabiegu.

Fabuła Monstera jest moim zdaniem idealna i każdy z 74 odcinków wnosi coś do fabuły. Lubię porównanie fabuły do rzeki. Wyobraźmy sobie kilka płynących rzek. Jedna jest szersza, druga węższa, jedna ma więcej odnóg, druga mniej, wreszcie jedna płynie szybciej, druga wolniej. Rzeka zwana Monster może nie płynie najszybciej, ale jest jedną z najszerszych i z największą ilością odnóg rzek jakie widziałem.

Kolejną ważna sprawą są postacie. Nie ma dobrego thrilleru psychologicznego bez postaci. A te w Monsterze są genialne. Każda z drugoplanowych postaci ma prawdziwą, wiarygodną osobowość i jest interesująca na swój sposób. Postacie przechodzą swego rodzaju katharsis, a character development niektórych z nich są jednymi z najciekawszych, z którymi się spotkałem. Wisienką na torcie jest pościg naszego głównego bohatera za „tym złym”, gdzie pozornie nieskazitelny chirurg targany jest chwilami zwątpienia w sens swoich działań. Sam antagonista jest nazywany jednym z najlepszych czarnych charakterów w anime.

Jeśli mowa o wadach to ja osobiście nie widzę żadnych, jednak mniej cierpliwi widzowie zarzucają Monsterowi wspomniane wcześniej dość wolne tempo akcji, co mi osobiście nie przeszkadza, gdyż uważam, że spójność fabularna i charakterologiczna jest najważniejsza a tym Monster jest idealny.

Kończąc wspomnę o tym dlaczego zdecydowałem się na Monstera jako pierwszy tytuł do opisania. Tak jak na początku wspominałem jednym z celów jest przekonanie kogoś do obejrzenia choćby jednego anime, a Monster jest do tego idealny. #!$%@?ąc od samej fabuły i tempa akcji jest on chyba najbardziej przystępnym tytułem dla zachodniego widza. Nie ma w nim żadnych elementów tzw. „otaku pandering”, czyli wykorzystywania motywów najczęściej kojarzących się z tymi „dziwnymi” anime, ku zadowoleniu tych „dziwniejszych” fanów, które moim zdaniem jest największym rakiem toczącym to medium, ale to temat na inną dyskusję.

Na tym zakończę moje rozważania i ciekaw jestem waszych opinii zarówno co do anime jak i mojej inicjatywy.
faustinek - #anime 

Drodzy wykopowicze!

Trochę pod wpływem szeroko rozumianej n...

źródło: comment_rGmMpHdKSXifJ9RJIRrONC2m0bpz4tuy.jpg

Pobierz
  • 39
  • Odpowiedz
@faustinek: Nie oglądałam i obawiam się, że pewnie nie obejrzę, ale przedstawienie anime z innej strony niż półnagie 10latki, hektolitry niepotrzebnej krwi, równie niepotrzebna przemoc, przeerotyzowanie i fabuła pokręcona jak spaghetti w wirówce mnie cieszy. Ach, no i z bardziej realistyczną kreską (Vampire Hunter D Bloodlust miało bardzo ładną). To twoje wygląda ciekawie:)
  • Odpowiedz
@Skyworld: Nie mam na czarnej, bo od czasu do czasu pojawia się coś fajnego, ale Japończycy naprawdę mają niezdrową tendencję do przedstawiania dzieci w kontekście erotycznym. U nich chyba nawet jest albo do niedawna była legalna rysowana pornografia dziecięca.
  • Odpowiedz
@Killjoy: Japończycy mają kilka niezdrowych tendencji.
Co do legalnej rysowanej pornografii dziecięcej nie mam zdania o o tym nie słyszałem ale też by mi nie przeszkadzała. Jakby kogoś to podniecało może znalazł y coś co dałoby mu upust i nie tykał dziecka?
U Japończyków najbardziej mnie denerwuje ich mania na punkcie kazirodczym. Wprost uwielbiają dawać zakochaną kuzynkę czy siostrę która czasem okaże się adoptowana albo i nie.
  • Odpowiedz
@Skyworld: Wiem, o mało mi tym nie zepsuli Angel Sanctuary. Już nie mogli znaleźć innego powodu dlaczego bohaterowie nie mogli być razem? W ostateczności mogli zrobić z nich przyrodnie rodzeństwo wychowane osobno, byłoby nieco lepiej.
  • Odpowiedz
@Killjoy: A. Sanctuary nie oglądałem więc się nie wypowiem. Lecz z tego co mówisz nie jest tak zle zazwyczaj zrobią z tego nieodwzajemnioną miłość i się człowiek zastanawia czy ta scena miała być smutna czy co?
Po prostu wiem że jak w visual novel albo anime jedna z bohaterek jest spokrewniona z protagonistą to praktycznie na pewno coś będzie. Biorąc pod uwagę że udało im się to wrzucić w Tsukihime
  • Odpowiedz
@Skyworld: Proponuję studio Ghibli, prześliczne widoczki, mało przemocy, zero kazirodztwa:) A tak poważnie, to ja się ostatnio na anime nie znam, bo już dawno nie oglądam, ale mam wrażenie że kreska coraz bardziej dziwaczna, fabuła coraz bardziej na siłę pokręcona i w dodatku sporo zbędnej przemocy (niezbędna jak najbardziej ok). Zniechęciłam się jakoś.
  • Odpowiedz
@Killjoy: Co do nowszych się nie wypowiem, czasem coś obejrzę. Szczególnie że z obecnie wychodzących oglądam jedynie nowego Fate'a i Danmachi przeglądam dla zabicia nudy.
Co do kreski przypuszczam że oryginalne kreski z danego studia czy eksperymentują może? Ciężko mi powiedzieć powoli odpadam z tematu anime za mało czasu.
  • Odpowiedz
No dobrze, może ktoś się zainteresuje. Ale pewnie jest też od groma ludzi, którzy mają jak ja:

- Odrzuca mnie ten styl rysowania. I nie, nie pytaj który, bo przecież każde studio/autor ma swoją niepowtarzalną i tak oczojebnie charakterystyczną kreskę... Nie, dla człowieka, którego to nie interesuje nie mają. Po prostu ten sposób rysowania twarzy, postaci itd. mnie odpycha i chyba mam do tego prawo?
- Język. Toż to same krzyki. Nie umiem się identyfikować emocjonalnie z bohaterami, którzy drą się gdy mówią "kocham cię", drą się gdy są szczęśliwi, ryczą jak SSmani gdy chcą kupić zapałki w kiosku. Intonacja to element gry aktorskiej, przekazu, a ta z języków Dalekiego Wschodu wprawia mnie w konsternację i irytuje.
- Otoczenie. Zwyczajnie mnie nie interesują historie z przedmieść Tokio czy Szanghaju. Daleki Wschód w ogóle mnie nie pociąga, nie umiem się z nim identyfikować. Są charakterystyczni, to bogaty i ciekawy świat- ale nie dla mnie.

Chwalenie
  • Odpowiedz
@gascoigne:
No dobra, powiem szczerze, że liczyłem na taki post, bo głównie do takich ludzi chciałbym dotrzeć i przekonać a nie do wyzywających krzykaczy. Jestem na lekkim kacu, ale spróbuje zmierzyć się z twoimi uprzedzeniami względem anime i może dasz szanse chociaż jednej produkcji, bo moim celem nie jest zrobienie z ludzi hardcorowych anime fanów a raczej dotarcie do ludzi, którzy lubią dobre kino czy książkę a z jakiegoś powodu zrazili się do anime, gdyż istnieje naprawdę kilka ciekawych tytułów w tym medium dla każdego, kto lubi ambitne historie. Więc po kolei:

- Odrzuca mnie ten styl rysowania. I nie, nie pytaj który, bo przecież każde studio/autor ma swoją niepowtarzalną i tak oczojebnie charakterystyczną kreskę... Nie, dla człowieka, którego to nie interesuje nie mają. Po prostu ten sposób rysowania twarzy, postaci itd. mnie odpycha i chyba mam do tego prawo?

- Język. Toż to same krzyki. Nie umiem się identyfikować emocjonalnie z bohaterami, którzy drą się gdy mówią "kocham cię", drą się gdy są szczęśliwi, ryczą jak SSmani gdy chcą kupić zapałki w kiosku. Intonacja to element gry aktorskiej, przekazu, a ta z języków Dalekiego Wschodu wprawia mnie w konsternację i irytuje.
- Otoczenie. Zwyczajnie mnie nie interesują historie z przedmieść Tokio czy Szanghaju. Daleki Wschód w ogóle mnie nie pociąga, nie umiem się z nim identyfikować. Są charakterystyczni, to bogaty i ciekawy świat- ale nie
  • Odpowiedz