Wpis z mikrobloga

#coolstory #truestory #ochronadanychosobowych #przedchwilo
@lizakoo: @bravenewworld63: @MordimerMadderdin: @jankotron:
Dobra, już ich zmasakrowałem, opowiem wam, jak było.

Moja babcia miała wypadek, wróciła właśnie ze szpitala, no i zadzwoniła do niej jakaś facetka, że jest z firmy, która pomoże wywalczyć babci super mega odszkodowanie, i że zaraz u niej będzie. Babcia dała cynk mamełe, mamełe mi, ja szybka konsultacja z wami na myrko i w te pędy do babci. Facetka (a właściwie dwie) już u babci, nawijają, jak to współczują, i że tak chcą pomóc, nie wtrącam się, myślę, niech się babcia wyżali, dopiero jak wyciągną jakieś papierki do podpisywania, to zainterweniuję.

No i już coś tam te facetki przebąkują, że one mają dokumenty, i że podpisanie do niczego nie zobowiązuje, no i wtedy ja - uważajcie teraz - mówię niby od niechcenia, nonszalancko bawiąc się troczkiem od bluzy, że skoro już mowa o dokumentach, to niech pokażo ten, na którym babcia udzieliła im zgody na przetwarzanie jej danych osobowych. Taki byłem kozak! Facetki momentalnie stanęły na baczność, gotowe do wyjścia, rzuciły na siebie porozumiewawcze spojrzenia, i że jaka zgoda, he he, jakie dane osobowe, czo pan opowiada. No to ja im na to, że imię i nazwisko, numer telefonu i adres to już dane osobowe, nie mówiąc o wiedzy o stanie zdrowia babci, bo to chyba jeszcze bardziej poufna informacja. Facetki zmieszane, że one z ludźmi rozmawiajo, i ludzie dobrego serca z całej Polski im dają namiary do ludzi po wypadkach, tak chco wszyscy pomagać. Mówię, nie wątpię, nie jest to zabronione, ale wykorzystywanie takiej wiedzy do działalności gospodarczej, bez zgody zainteresowanego, już tak.

Ale najlepsze będzie teraz, facetki się wiercą niepewnie, zerkajo to na babcię, to na mnie, dalej mantrujo, że pomaganie, że ludzie sami ich na kolanach proszo, żeby wzięli od nich czyjeś dane, i tak dalej. I wtedy ja dobywam asa z rękawa, magiczne zaklęcie, które jest jednocześnie najpiękniej brzmiącym skrótowcem w języku polskim - GIODO. Mówię im - niby spuszczając z tonu - nie, no spoko, nie chciałem pań urazić, wiadomo, że to wszystko legalnie, mimo wszystko dla pewności zgłoszę to do GIODO, żebyśmy wszyscy mieli pewność, jak to z tym jest. To co tam panie mówiły, co tam babcia miałaby podpisać?
- Nie nie, nie chcemy się narzucać, to tak jak babcia mówiła, niech sobie przemyśli, nie będziemy przeszkadzać, będziemy się zbierać, bla bla bla. I paszły.

Nie no, tak naprawdę nie byłem taki kozak, byłem bardziej żenujący, nogi mi drżały, głos się załamywał, nie umiem załatwiać takich rzeczy. Ale powiedziałem, to co napisałem wyżej, i one też tak zareagowały, jak napisałem. Tylko że nie wyszły od razu, chciały chyba żebym zapomniał o tym GIODO, i nawijały jeszcze parę minut. Ja też nie chciałem zostawiać złego wrażenia po sobie, i im wytłumaczyłem, że nie mam nic do nich, ani ich pracy, że rozumiem, że nie są oszustkami i że taka forma dochodzenia odszkodowań jest skuteczna i opłacalna dla obu stron, i że możliwe nawet, że prócz prowizji robią to z dobrego serca, tyle że nielegalnie zdobywają dane potencjalnych klientów, i to tylko chciałem im wytknąć - tak im powiedziałem.

Ale na koniec jeszcze ripostę #!$%@?łem, z której jestem dumny, facetka mi mówi, żebym sobie poczytał opinie w internecie o ich firmie, ja jej na to, że już czytałem. I ta facetka się mnie pyta: i co, negatywne? A ja jej mówię: nie, bardzo dużo pochlebnych, słowo w słowo takich, jakich pani używała w czasie naszej rozmowy, pewnie z tego samego szkolenia.
Tak jej, murki, powiedziałem! Po tym, to już naprawdę wyszły.

wpis nawiązuje do tego: link gdzie pytałem, czym zagiąć takich agentów, ale sytuację opisuję szerzej teraz w osobnym dla atencji.

  • 3
@jankotron: Tak sobie myślę, że za każdym razem w podobnej sytuacji, trzeba zrobić jedną rzecz:
1.Absolutnie niczego nie podpisywać
2.Poprosić o zostawienie wszystkich papierów jakie trzeba podpisać. Umowy, oświadczenia i upoważnienia.
3.Umówić się na drugi dzień.
4.Najpierw przeczytać w samotności te papiery, potem zrobić śledztwo w internecie.
5.Jak sprawa jest czysta i rzeczywiście ma sens - podpisywać na drugi dzień, w pełni świadomym tego co się robi.
@mike78: Dokładnie. Mi się wydaje, że dobrą praktyką byłoby, jakby te firmy same proponowały takie rozwiązanie: my tu pani zostawiamy, pani sobie w spokoju przeanalizuje, a jak się pani zdecyduje - proszę zadzwonić. Ale te facetki niczego nie zostawiły oprócz wizytówki.

Zdziwiło mnie też, że nie interesowało ich w ogóle, gdzie i czy w ogóle babcia jest ubezpieczona, a to chyba dość istotne. Jak im babcia opowiadała przebieg wypadku, to od