Wpis z mikrobloga

#wrbwusa #usa #podroze #bron

Ale miałem szczęście.

Od jakiegoś czasu moje wcześniej teoretyczne zainteresowanie bronią palną przerodziło się w aktywnie poszerzane hobby. Mam uprawnienia, mam glocka, kopię kałacha dla ubogich i jeszcze z 7 kg innych pukawek, strzelam.

Wizyta w USA dawała nadzieję na sprawdzenie jak z bronią żyją tam, gdzie stała się częścią nie tylko codzienności, ale i lokalnej mitologii. USA opiewane i pokazywane jest jako kraj czystej wolności, gdzie prawo do obrony jest prawem tak oczywistym jak nieuniknione zwycięstwo dobra nad złem w hollywoodzkim filmie.

Niestety, ten obrazek nie oddaje życia, a przynajmniej nie w Kalifornii. Kalifornia ma bardziej restrykcyjne prawo niż Polska po zmianach z 2011 roku. Przynajmniej dla tych zdrowych, praworządnych ludzi którzy chcą i próbują skakać przez płonące obręcze prawnych obostrzeń. Niektórych modeli broni nie można kupić w ogóle, bo ponakładano jakieś certyfikaty, testy, zaświadczenia. Nazywa się to "progresywność" i "nowoczesność", ale lepiej pasuje "biegunka legislacyjna".

Miałem zatem szczęście, że udało mi się zaobserwować Homo Americanus w środowisku naturalnym, prawie że przy wodopoju. Nie udało mi się tego osiągnąć w bezkresnych pustyniach Nevady, czy ciągnących się daleko za horyzont pustkowiach Arizony, ale udało się w progresywnej Kalifornii.

Jeździmy teraz rowerem, co wiąże się -- poza bólem od siodełka w miejscu, które powinno boleć wyłącznie męską część niewielkiej społeczności lubującej się w ryzykownych zachowaniach seksualnych -- z bliższym kontaktem z naturą. Część tej natury tworzą (zwykle niestety) ludzie i dlatego też warto jeździć rowerem przez obce kraje, bo się widzi więcej.

Po zatrzymaniu na nocleg w jakiejś opuszczonej szkole usłyszałem oddalone strzały. Ja jestem ogólnie nieśmiertelny, jak uczy mnie doświadczenie, więc spokojnie poszedłem w ich stronę. Gdy minąłem zabudowania farmy krów (znów przejeżdżamy przez okolice łąk, farm i upraw) zobaczyłem ziszczony amerykański sen.

Na początku łąki stało 5 ogromnych pickupów. W USA te półciężarówki można kupić w różnych rozmiarach, zależnych od tego jak bardzo chcesz pokazać że w dupie masz tych całych lewaków i tą hipisowską ekologię, a w twoim życiu liczy się tylko wielkie spalanie i niska efektywność alokacji zasobów. No więc dla tych co tam zaparkowali dążenie do ekstremum skali zastopowały chyba tylko przepisy stanowe zabraniające korzystania z dróg opancerzonym pojazdom gąsienicowym.

Z pickupów ryczała muzyka country. Dookoła stało z 10 osób, różnej płci wraz z kilkoma dzieciakami. Na ziemi sterty łusek po amunicji śrutowej i puszek od piwa. Każdy z własną bronią, często z napoczętą puszką w ręku lub na ziemi obok (zależy czy strzelał, czy pauzował).
Jedna osoba rzucała rzutki za pomocą takiej pałeczki jak do rzucania psu piłki tenisowej. Rzutki to takie plastikowe, jaskrawo pomalowane dyski do zestrzeliwania. Ta konkurencja nazywa się (także po polsku) trap i jest fajna, choć trudna.

Amerykanie grali w uproszczoną odmianę, bo ręką te rzuty nie są ani takie szybkie ani takie dalekie jak na mojej strzelnicy. Utrudnieniem tutaj był stan upojenia alkoholowego, choć widać było, że wiedzą jak sobie z tym radzić :)

Ludzie w USA są z reguły bardzo mili. Nie spotkałem jeszcze tutaj gbura. Nawet jak staliśmy całą grupą na ulicy jak barany, tamując ruch to największy nerwus nie poprosił nas, żebyśmy "#!$%@?, #!$%@?", jak to w Polsce tylko "zjedź z drogi, kolego" :) No więc rzecz jasna zostałem zaproszony do wspólnego strzelania.

Najpierw dostałem puszkę piwa, potem półautomatyczną strzelbę śrutową świetnej włoskiej firmy Benelli -- wartą ponad 2 tys dolarów -- a na końcu instruktaż. Instruktażu udzielała osoba co do której mam nadzieję, że nie planował już samodzielnie wracać do domu. Tą charakterystyczną dla kompletnie pijanych manierą w kółko powtarzał jedną rzecz. Akurat tutaj to były informacje o bezpieczeństwie, korzystaniu z broni, środkach ostrożności.
W Polsce czasem się spotyka szkolenie BHP typu "tam masz kolego regulamin strzelnicy" :), a tutaj cały czas czuwano żebym celował w niebo jak nie strzelam i safety (bezpiecznik? zabezpieczenie? tak się zamerykanizowałem przez 2 tygodnie że nie pamiętam) ma być on.

Rzecz jasna puszkę piwa cisnąłem ze wstrętem w krzaki, bo w kraju mnie nauczono, że łyk alkoholu powoduje strzelanie na oślep po sąsiadach. Ale gdybym nie cisnął, byłoby to moje pierwsze strzelanie pod leciutkim wpływem, co zapewne wspominałbym pozytywnie. Może nawet bym sądził, że zupełnie to nie zmniejszyło mojego bezpieczeństwa. Kto wie do czego bym doszedł, możemy tylko teoretyzować :)

To było bardzo fajne popołudnie. Taką Amerykę sobie wyobrażałem, ale nie sądziłem że jej doświadczę.
Zaimprowizowana na polu strzelnica, skrzynki amunicji i piwa, a nawet eksplozje materiału wybuchowego zrobionego ze sztucznego nawozu.

Także ludzie byli ciekawi. Spotkałem w końcu rednecka, weterana wojny w Iraku, monstrualnie grubego, który powiewał flagą i ciągle się upierał żebym przyznał, że Ameryka to najlepsze państwo na świecie. Nie wypadało odmawiać, zwłaszcza że zapytany o film "American Snajper" odpowiedział że go to gówno obchodzi, bo on sam tam był i też zabił kilku "pustynnych czarnuchów" (sand nigger) :)

Powinni sprzedawać bilety na to. Wow, to się chyba nie trafia codziennie.
  • 5
@WolnoscRownoscBraterstwo: Nic tylko pogratulować wspaniałej przygody

Tak, prawo w wielu stanach jest ostre i zaostrzyło się jeszcze bardziej w ostatnich latach przez nagonkę na tak zwane assault weapon, dlatego drażni mnie jak ludzie mówią bo w Stanach to broń się kupuje ot tak albo w Stanach to tyle strzelanin...I nikogo już nie obchodzi w którym stanie jest luźniejszy dostęp a w których są strzelaniny. Zresztą to porównywanie Stanów jako całości z