Wpis z mikrobloga

#wybory #truestory #wyboryprezydenckie2015
tl;dr


Dzisiaj druga tura wyborów, więc postanowiłem wykorzystać swoje prawo wyborcze. Jako, że studiuje poza miejscem zamieszkania przed I turą złożyłem w Urzędzie Miasta w którym studiuję wniosek o dopisanie do listy wyborów. Jak gdyby nigdy nic poszedłem zagłosować w drugiej turze i tu zaczęły się problemy. W lokalu wyborczym powiedziałem dzień dobry, podszedłem do odpowiedniej osoby, podałem dowód osobisty oraz podałem adres zamieszkania. Jako ciekawostkę dodam, że w mieście rodzinnym i w tym którym aktualnie studiuję mieszkam przy tej samej ulicy. Pani sprawdzając dowód stwierdziła, że nie ma mnie na liście, na innej żółtej (pewnie też dopisani czasowy czy coś) także mnie nie było. Powiedziałem, że przecież podałem adres zamieszkania a dowód służy do potwierdzenia tożsamości. Po długim szukaniu udało znaleźć się mnie na liście, ale przy moim nazwisku widniał PARAGRAF 28, ŁOBORZE PARAGRAF 28. Nikt w komisji nie wiedział co on oznacza, więc stwierdzili, że nie mogę głosować, ale jeszcze sprawdzą to w Delegaturze Krajowego Biura Wyborczego. Aby to sprawdzić trzeba było udać się do telefonu stacjonarnego w sekretariacie (lokal wyborczy znajduje się w szkole). Przez 15 minut szukano kluczy do tego sekretariatu. Gdy to już się udało a Pan Wiceprzewodniczący Komisji dodzwonił się do miłej i pomocnej pani z KBW poprosił mnie o podyktowaniu peselu, BO SAM NIE BYŁ WSTANIE TEGO ZROBIĆ. Oddałem słuchawkę, bo jakimś czasie pan zakończył rozmowę i powiedział, że nie mogę głosować. Spytałem dlaczego, przecież wypełniłem wszystkie formalności by móc głosować. NIE MOŻE PAN I JUŻ. Zażądałem od niego numeru do Biura Wyborczego by ktoś kompetentny wytłumaczył mi na jakiej podstawie odmawiają mi mojego prawa do wyboru głowy państwa. Samo podanie numeru było wielką trudnością ponieważ Wiceprzewodniczący nie był wstanie znaleźć numeru na kartce i go podyktować. Sprawiał wrażenie mocno wczorajszego*. Zdenerwowany zgłosiłem się do Biura Wyborczego i przedstawiłem swoją sytuację oraz moją wątpliwość co do trzeźwości tego pana. Po kilku minutach dostałem informację zwrotną, że JESTEM UPRAWNIONY DO GŁOSOWANIA i przy mam zgłosić moje podejrzenia na policję. Zadowolony wróciłem do lokalu wyborczego i poinformowałem, że jestem uprawiony do głosowania, ale panie stwierdziły, że mogłem sobie to wymyślić i że trzeba spytać wiceprzewodniczącego (tego o wątpliwym stanie trzeźwości). ON STWIERDZIŁ, ŻE NIE MOGĘ. Słowo przeciwko słowu, a mnie oskarżono o kłamstwo. W tym momencie pojawiła się pani obserwator(chyba jedyna ogarnięta), która powiedziała, że przecież ten paragraf można sprawdzić w internecie. Okazało się, że jest to mniej więcej adnotacja, że zostałem dopisany do spisu wyborców na mój pisemny wniosek. I TYLE. Po prawie godzinie walki udało mi się oddać głos. Według mnie cała komisja nadaje się do #!$%@?, bo to był jakiś cyrk. Po mnie przyszła osoba i miała TEN SAM PROBLEM.()
*Wychodząc z lokalu dostałem telefon z Biura Wyborczego bym jednak nie dzwonił na policję ponieważ pan z komisji jest chory i prawdopodobnie po wylewach i rzeczywiście może sprawiać wrażenie nietrzeźwego. W czasie głosowania w I turze ktoś miał takie same wątpliwości i przyjechała policja to sprawdzić i był trzeźwy. Potem trzeba było tego pana przepraszać.
90% osób miałoby w dupie dalszą walkę o możliwość głosowania. Teraz się nie dziwię, że ludzie mają wybory w dupie. Same kłody pod nogi, oskarżenia o kłamstwa i ponad godzina spędzona na czynności która powinna zająć 30 sekund. BRAWO #!$%@?.
  • 2