Wpis z mikrobloga

@robka1996:

Po dzisiejszej nocy obudziłem się o 7:00 nie pamiętając żadnych snów, bo obudziła mnie rozmowa dwóch ludzi. Jeżeli chcemy zapamiętywać sny, musimy od razu o nich myśleć, bo inaczej pamięć o nich natychmiast się ulotni. Zatem próbuje zasnąć ponownie, w nadziei, że nadrobię stracony czas i zapamiętam sny mające jeszcze dziś nastąpić.

Sen nr. 1:

Znajduję się w ogromnej szatni jakiegoś budynku. Szatnia usytuowana jest w piwnicy. Pełno ludzi obraca się między szafkami, długimi korytarzami i osobnymi pokojami. Grupa ludzi zmierza w jednym kierunku w stronę najodleglejszego pomieszczenia. W rękach mają pełne torby gotówki. Mają przeczucie, że ktoś może podążać za nimi. Atmosfera robi się coraz gorętsza, trudno im utrzymać nerwy w ryzach. Jeden czarnoskóry członek zgrai tchórzy i porzuca torbę pieniędzy, chwytając w garść parę zwitków studolarówek i ucieka w przeciwną stronę korytarzy rozświetlonych zimnym światłem.

Sen nr. 2:

Znajduję się z nieznanym mi w rzeczywistości towarzystwie dwóch osób na zlodowaconym bezludnym krańcu ziemi. Stoję z "kolegą" na wzgórzu góry lodowej, która otoczona jest zamarzniętym wodami oceanu. Kręta zjeżdżalnia z lodu umożliwia nam ześliźnięcie się na zamarznięte lustro wody. Obok nas stoi czerwony namiot, z którego wyłania się "koleżanka". Decydujmy się zjechać ze ślizgawki. Przyśpieszając przy zjeździe zauważam skocznię, która łagodnie wybija mnie w powietrze. W trakcie lotu woda zamienia się w stan ciekły i ląduje w niej kilkanaście metrów za skocznią. Metr przed miejscem zanurzenia stoi liściaste drzewo, lekko pochylone nad wodą, wyrastające ze skrawka ziemi. Do ust dostają mi się suche liście, które zaraz wypluwam. Kolega zdziwiony moim długim lotem, również ześlizguje się z platformy lodowca, jednak nie dociera do miejsca mojego zanurzenia, z uwagi na jego większą masę. Ja tymczasem zabieram się za odkrywanie nieznanego. Przede mną pojawiają się metalowe siatki, głęboko sięgające pod wodę. Wypełnione są zwłokami prehistorycznych zwierząt wodnych, od małych rybek z ostrym długim uzębieniem, bo długie szkielety potwornych istot. Aurę tajemniczości i grozy potęguje cień padający na wody. Otacza mnie cisza, całość sprawia wrażenie, jak gdyby coś miało się za niedługo wydarzyć.
Teleportuję się do mieszkania, i jak się okazuje, że miejsce, które właśnie opuściłem, było miejscem z przeszłości, w której rasa ludzka jeszcze nie istniała. Osoba, z którą tam przebywałem, odkryła ponoć tajemnicę, jak dostać się w owo miejsce. Mieszkanie wypełnione jest banknotami z poprzedniego snu. Opuszczam budynek w poszukiwaniu kolegi. Nie wiem, gdzie się on znajduję, w dodatku miasto, w którym jestem, sprawia wrażenie obcego. Nie znam planu miasta i wsiadam do przypadkowego tramwaju. Po przesiadkach spotykam kolegę, który pokazuje mi, jak wyprostować kręgosłup. Jego technika nie pomaga i ja nadal muszę zmagać się z moim garbem. Na jego twarzy pojawia się zdziwienie. Po chwili oznajmia mi, że ukradł z mojego mieszkania pieniądze i że postanawia popełnić samobójstwo. W jego i moim otoczeniu pojawia się grupa ludzi, którzy sprawiają wrażenie, jakby od dawna znajdowali się w tym miejscu. Nie są obcy. Doradzam koledze, żeby popełnił samobójstwo. Z entuzjazmem mówię mu, że to wspaniały pomysł, bo przecież nie ma przeciwwskazań, i że przecież na pewno nie będzie żałował. Koniec.

#robka1996ld #sennik #dzienniksnow