Wpis z mikrobloga

Hej mirki, opowiem historię na temat związków i do jakich doszedłem wniosków, może komuś się to przyda lub otworzy oczy.

Mam za sobą kilka związków, jednak skupię się na ostatnim. Poznałem dziewczynę (już jakiś czas temu) przez internet (ale nie na żadnym portalu randkowym czy tinderze, bardziej na tematycznym). Okazało się, że mieszka w tym samym mieście więc zaproponowałem spotkanie po kilku dniach rozmów przez neta. Zgodziła się, były długie spacery, ogólnie brak nudy i niezręczności. Zagadywałem ją wieloma historiami z mojego życia zwracając uwagę by były nacechowane emocjonalnie. Na jej twarzy widoczne były reakcje na wszelki zwroty akcji w opowieściach. Wszystko było w mojej głowie jakby wyreżyserowane. Trzecie spotkanie, odprowadzam ją pod dom, obniżam ton, mówię wolniej, patrzy mi na usta, czyli liczy na pocałunek. Całuję ją, żegnam się i odchodzę. Trzy dni się nie odzywam, spotykamy się znowu, zabieram ją tu i tam, opowiadam sentymentalne historie związane z owymi miejscami. Właściwie można powiedzieć, że w tym momencie zrobiłem wszystko żeby się we mnie zauroczyła/zakochała. I tak się stało, jakie to proste...
Pozostaje pytanie dlaczego to takie proste. A no dlatego, że ona mi się zaledwie podobała, a nigdy się w niej nie zakochałem. Stąd moja zimna krew. Moje intencje były szczere, ale niepewność czy się w niej zakocham zamieniła się w pewność, że nic z tego. Nie mogłem tego dłużej ciągnąć żeby jej nie robić nadziei na wieloletni związek i po prostu nie krzywdzić dziewczyny fałszem, więc po kilku miesiącach musiałem to zakończyć. Naprawdę miałem nadzieję, że coś z tego będzie, ale sam się stałem zakładanikiem swojej wizji.
Dlaczego tak się dzieje?
Gdybym był w niej zakochany najprawdopodobniej nie rozkochałbym jej w sobie. Byłbym zbyt nachalny, zbyt przejmował się co pomyśli, zbytnio bym się zastanawiał czy dobrze wyglądam, czy dobrze coś powiedziałem itd.
Tu też powstaje moja teza dlaczego dziewczyny lecą na kolesi, którzy ich nie chcą (słynne sebixy zawadiaki). Myślę, że dlatego, że tylko oni potrafią wyzbyć się całej aury zauroczenia i skierować swoje działania na wyłącznie zewnętrzne protify wynikające z "posiadania" ładnej dziewczyny. Każdy normalny facet stara się wypaść jak najlepiej, stresuje się, i przez to staje się nieatrakcyjny w porównaniu do wyrachowanego playboya.
Trudno jest być zakochanym facetem, bo trzeba się nieraz torturować żeby nie wyjść na desperata unikając zbyt częstego kontaktu, zwłaszcza dla ludzi, którzy nie mają za dużo zainteresowań, na które mogliby przerzucić swoje ciężary emocjonalne.

#zwiazki #rozowepaski #niebieskiepaski
  • 23
@trq: to chyba nie zalezy od poziomu starania sie tylko od ludzi. Kiedys tez mi sie wydawalo ze im bardzej sie staram tym bardziej facet sie oddala bo czuje sie osaczony. A potem poznalam mojego niebieskiego i oboje staralismy sie i zabiegalismy o siebie na tym samym poziomie (on niesmialy) i jak czasen widac bylo ze sie stresuje to mi sie milo robilo ze tak mu zalezy. Takze po prostu trzeba
@trq:
Częściowo masz rację, ale częściowo nie.

Fakt: zbytnie zabieganie o kogoś to demonstracja tego, że postrzegamy naszą wartość jako niższą niż wartość naszego celu. To zmniejsza szanse na to, że cel się nami totalnie zauroczy. Lepiej dla nas jest, gdy cel myśli, że to my mamy wyższą wartość. I że w pewnym sensie "robimy łaskę", że z nim gadamy. Przesada jest niewskazana, ale chodzi o to, żeby cel myślał "kurde,
@trq: Coś w tym jest. I dla tego wygrywa natura - zwykłe osobniki mniej inteligentne, słabo rozwinięte psychicznie i emocjonalnie wyrywają ładne dupy, bo muszą wsadzić i miłości im nie w głowie. A ty chcesz taką towarzyszkę życia znaleźć, to nie znajdziesz, bo się zakochasz i polecisz za bardzo, wyjdziesz na fajtłape albo napaleńca.
@newerty: niestety tak, nie jest to dla mnie powód do dumy, bo wyszło, że tylko na tym mi zależało..

@Sh1eldeR: napisałem to trochę prowokacyjnie i generalizująco, ale masz rację w wielu kwestiach. Pocieszasz mnie ostatnim akapitem, bo mam wrażenie, że ciężko mi będzie się zakochać bez wpadania w ten sam schemat i posiadania w głowie gotowego scenariusza co po czym powinno się stać żeby zadziałało tak, a nie inaczej. Dodatkowo
@trq: Co poruchałeś to twoje. Na co komu się zakochiwać? Co prawda ma to jakieś swoje plusy - posprzątane mieszkanie i zrobione pranie, ale kurde czy warto się tak poświęcać? Oo
Trzy dni nieodzywania się są zupełnie zbędne. To głupia reguła, która kiedyś wbijano nam do głowy. Prędzej bym jej nie polecał niż polecał. Efekt demonstracji tego, że nie jesteśmy super podjarani jak wygłodniałe kundle, można osiągnąć inaczej. Wieloma mniejszymi środkami. Demonstrację wyższej wartości też. Trzydniowa przerwa jest trochę awkward.


@Sh1eldeR: Mógłbyś, proszę, rozwinąć, jakie masz sposoby i 'mniejsze środki', aby to inaczej osiągnąć? :)
@Dawidinho8:
Wystarczy generalnie zademonstrować wysoką bezwzględną wartość i nie robić pewnych rzeczy, które by obniżyły naszą wartość relatywnie do niej.

Takie obniżacze to np. bycie zbyt podjaranym. Prawienie zbyt wielu komplementów (z tymi trzeba BARDZO uważać, dopóki się nie jest w związku). Stawianie na piedestale. Proszenie się o cokolwiek. Usługiwanie -- robienie czegoś "dla niej". Czasem: płacenie za nią gdy ona nawet się nie zaoferuje, że zapłaci. Dawanie się zapędzić w
Dodatkowo chyba mam inny problem, że po prostu nie chce mi się od nowa tego wszystkiego przerabiać, najpierw spojrzenia, potem lekkie zagadywanie, w końcu zaproszenie na jakieś wspólne wyjście, rozmowy, pocałunki, randki itd.. Już sama ta wizja wzbudza moją niechęć, znowu ten sam scenariusz.


@trq:
Zieeew. To normalne w tej branży. Chyba każdy ("z branży") z odpowiednim doświadczeniem w końcu tego etapu dochodzi.

Można jednak się w tym odnaleźć. Można czerpać
Fakt: zbytnie zabieganie o kogoś to demonstracja tego, że postrzegamy naszą wartość jako niższą niż wartość naszego celu. To zmniejsza szanse na to, że cel się nami totalnie zauroczy. Lepiej dla nas jest, gdy cel myśli, że to my mamy wyższą wartość.


@Sh1eldeR: To zupełnie nie o to chodzi. Po prostu jeśli cały czas zamiatasz pył spod jej stóp i własnym płaszczem zasłaniasz wszelkie kałuże, obsypujesz ją bukietami róż i czekoladkami,
@Killjoy:

To zupełnie nie o to chodzi.

To dokładnie o to chodzi.

To, co dalej opisałaś -- zasłanianie płaszcza kałużami ;-) itd. -- to już po prostu gruba przesada. Wtedy i tak ma miejsce to, co ja napisałem (obniżenie własnej wartości), ale również to, co Ty (obawa obsesji).

Ja pisałem o tym, że nawet dużo drobniejsze i bardziej sporadyczne rzeczy mogą obniżać naszą relatywną wartość. Zresztą: nieradzenie sobie samemu i desperacka
nienachalnym


@Sh1eldeR: Właśnie o nachalność tutaj chodzi. Jeśli jesteś nachalny, to znaczy kilka rzeczy, a żadna z nich nie jest dobra:
1. Jesteś zdesperowany - wziąłbyś jakąkolwiek osobę płci żeńskiej, która nie ucieka na drzewo. To znaczy, że tak naprawdę nie jesteś zainteresowany tą konkretną osobą, tylko jakimkolwiek związkiem. To może kobietę urazić.
2. Wręcz przeciwnie, masz obsesję na jej punkcie - dlaczego obsesje na jakimkolwiek punkcie są złe nie trzeba
@Sh1eldeR: Drugi raz już bardzo zainteresowałeś mnie tym co piszesz, szczególnie dlatego, że ostatnio chyba przechodzę taką samodzielną przemianę wewnętrzną dotycząca postrzegania własnej osoby w odniesieniu do kobiet i związków. Różnica jest taka, że u Ciebie wszystkie teorie są już bardzo uporządkowane i bardzo dobrze ubrane w słowa, dodatkowo podajesz bardzo obrazowe przykłady. Czytając chociażby to, co wyżej, co kilka linijek mam taką refleksję, że "kurde, racja, to samo ostatnio myślałem".