Wpis z mikrobloga

#ragingphoenix #matematyka #edukacja
Udzielam korepetycji z matematyki od gimnazjum do matury rozszerzonej w takim jednym polskim mieście królów; kobieta znalazła mnie trochę przypadkiem, trochę po znajomości, ale zgodziłem się bez problemu, chociaż ma dziecko w szóstej klasie podbazy. uczennica to standardowa, przeciętna szóstoklasistka, rodzina przeciętnie rozbita, widać problemy emocjonalne u rodziców, ale dzieciak trzyma się nieźle. Tyle, że trzyma się jej matematyka niczym TVNu prawda; po raz kolejny trzepiemy te same zadania, dokładnie te same: egzamin szóstoklasisty, ile jest centymetrów w metrze, mililitrów w litrze, ile na mapie to ile w realu.
Zwęszyłem w pewnym momencie coś nie tak w tym domu, problemy emocjonalne u rodziny, ojciec zimny jak wyłączona płyta bez płomienia, matka ciepła, ale przejęta za bardzo, i dziecko "z problemami z nauką" jak to się oficjalnym tonem mówi, ale milczę, bo po co gadać w tym wypadku? Ich sprawa, nie jestem od naprawiania cudzych rodzin, tylko od matmy. No i tłukę z nią te zadania, po raz kolejny próbując zasadzić "niesforne" dziecko do roboty. No i ją obserwuję, bo z jakiegoś powodu się do cholery nie uczy, z dupy się to nie wzięło.
Kolejna seria zadań, wydrukowane egzaminy szóstoklasisty z MENu z poprzednich lat, po prostu ciupię i oceniam zadania po kolei; nie daję jej od razu feedbacku, tylko zrób mi zadanie - i tylko oznaczam na czerwono, albo krzyżyk, albo fajka, i nagle zadanie ze skali, normalka. Okej, to robimy. Wyciskam z dziewczyny to, co w jej mózgu ostatnio zasiałem, a właściwie - co mi się wydawało, że zasiałem. Dziewczę się wierci, narzeka, nieeeeee, nieeeeeeeeee, sięga do książki, nic z niej nie wyciąga, nie pamięętaaaaaam, niee wieeeemmm, wierci, biegnie po encyklopedię, daje mi ją w ręce, sama nie wie, po co przyniosła.
Przecież do #!$%@? nędzy, coś się we mnie otworzyło, robiliśmy to, robiliśmy to przez dwa zajęcia, w tym jedne ostatnie. Normalnym tokiem jej pokazałem - masz to, bierzesz to, mnożysz, dostajesz to. A ona widzi i od razu nieeeeeeee. Się we mnie po prostu gotować zaczęło, ale do jasnej cholery to przecież nie jej wina, dziołcha nawet jeszcze nie wie, co to dojrzewanie, przecież jej nie pojadę na niedojrzałe jeszcze poczucie obowiązku ani sumienność, bo od tego są jej starzy, którzy i tak po niej jadą bardziej, niż trzeba.
I się #!$%@? wściekłem tak bardzo, że po prostu przesunąłem to wszystko w kąt i wziąłem dwie kartki czystego papieru, Chodź, na razie to zostawiamy. Bierz długopis. Pokazuję jej. Słuchaj, na egzaminie szóstoklasisty, cała skala to jest ten jeden numerek. Patrz. Ten duży numer. Piszę dwa słowa, po lewej plan, po prawej rzeczywistość, i każę jej przepisać, dokładnie tak samo. Na czystej kartce całkiem po lewej plan, po prawej rzeczywistość.
I jedna strzałka. Przerysowała. Z planu do rzeczywistości: mnożysz przez tę liczbę. I pod nią, duże MNOŻYSZ. Przepisz. Zrobiła. Narysowała zamiast mnożenia duży plus, bo się zwiększa. Nie polemizuję, ma swój rozum dziewczę. Nie będę jej poprawiał i pakował formalizmów do głowy jakbym był urzędnikiem w szkole podstawowej.
I druga strzałka. Przerysowała. Z rzeczywistości do planu: dzielisz. I pod nią, duże DZIELISZ. Przepisz. Przepisała. Dała minus.
No i patrz na to zadanie. I spojrzała, aha, to mnożę, i pojechała jak traktor na Warszawę, zamieniła jednostki, wpisała.
Ja #!$%@?ę. Tak po prostu.
Jeszcze jedno dla testu, pojechała, drugie, pojechała, trzecie, w drugą stronę: też zrobiła.
Jadę dalej korki, czas minął, zmęczyła się, pieniądze prawie zainkasowane, i nagle mi się przypomniało, Hej, pamiętasz? Z planu na rzeczywistość?, I odpowiada od razu, Mnożenie, a do planu dzielenie.
Bez wahania i bez zająknięcia, i mi się wtedy maczeta w kieszeni otworzyła chociaż od tygodnia na Bieżanowie nie byłem.

DO #!$%@? NĘDZY SAWICKA!! Jakim prawem jeden, jeden student idiota z zerowym wykształceniem pedagogicznym wpada na coś, co dziecku zaskakuje szybciej, skuteczniej i łatwiej niż całej rzeszy wykształconych, doświadczonych i ciągle dokształcających się nauczycieli!? Do jakiej gównaniej nędzy doprowadzony jest ten system edukacji, żeby tak zniechęcić dzieciaka do samodzielnego myślenia!? Ja jebię, naprawdę, jedna prosta rzecz, sprawienie jej choćby odrobinki, krzty radości w tym wszystkim, jak do jasnej cholery wypisanie sobie dwóch słów, porysowanie sobie strzałek i znaków działań i zaskoczyło! Ilu idiotów i jak #!$%@? atmosfery na lekcjach trzeba, żeby coś takiego przeszło!?
Ja do jasnej cholery podziwiam normlaność, chłód i opanowanie tej dziewczyny, chociaż ma ledwo dwanaście lat, a już okazała się mądrzejsza ode mnie, od swoich starych, od tych wszystkich nauczycieli: ma na to wszystko #!$%@? po prostu! Nie przejmuje się w ogóle tym, że nie jarzy matmy, skacze dookoła, nie trafiają w nią ani jęki matki, ani groźby ojca, ani moje próby zaciągnięcia jej do roboty i myślenia; po prostu ma wyczesane w kosmos, widać po niej, że chociaż za cholerę nie jest tego świadoma, to jej psycha i tak pakuje odpowiedzialność we właściwe miejsce, czyli na zewnątrz, na tych wszystkich idiotów nauczycieli.
Z całą resztą jest dokładnie to samo. Ludzie oduczeni logiki, oduczeni myślenia, zniechęceni do formułowania zdań, wyciągania wniosków z już istniejących, łączenia ich w ciągi przyczynowo-skutkowe. Ogłupianie od #!$%@? podbazy! Moje pokolenie, bo sam przez to przeszedłem, i jak widać, kolejne!
I się #!$%@? potem dziwić, że ludzie nie są w stanie zrobić najprostszych rachunków i prezentują poziom rodem z fejsbukowych screenów _ile to jest 2*2+2_.
Po prostu jeszcze trochę tego zobaczę i samodzielnie jakąś rewolucję rozpętam.

#ragemodeon
  • 12
jeden student idiota z zerowym wykształceniem pedagogicznym wpada na coś, co dziecku zaskakuje szybciej, skuteczniej i łatwiej niż całej rzeszy wykształconych, doświadczonych i ciągle dokształcających się nauczycieli!? Do jakiej gównaniej nędzy doprowadzony jest ten system edukacji, żeby tak zniechęcić dzieciaka do samodzielnego myślenia!?


@phoe: może zepsuję ci twoją wizję samego siebie, ale ty nie nauczyłeś jej myślenia a tylko prostego schematu do rozwiązywania JEDNEGO, specyficznego typu zadania na egzaminie gimbazjalnym i
@prusi:

na egzaminie gimbazjalnym

czytaj dokładniej, napisałem, że to szóstoklasistka. nie pisz o gimbazie tam, gdzie jej nie ma, i w związku z tym Twój argument, że skala może pójść w drugą stronę, idzie gdzieś - tego na egzaminie szóstoklasistów po prostu nie ma.
i zauważ, że w przeciwieństwie, do wszystkich dotychczasowych książkowych przykładów, wszystkich starań nauczyciela, coś jej utkwiło w głowie.
i uczyłem się sam matematyki na tyle mocno i
@phoe: jakie to ma znaczenie, że na egzaminie dla szóstoklasistów nie ma czegoś takiego?
poza tym mylisz dwie rzeczy: rozwiązywanie zadań a matematyka to dwie różne rzeczy. sam tylko mogę domniemywać ilu wspaniałych matematyków nie rozwinęło się przez nakaz wkuwania takich schematów i bezsensownego klepania idiotycznych zadań.
@prusi: znaczenie jest proste, zwyczajny pragmatyzm. dziewczyna spotka się z tym konkretnym zadaniem lub jego wariantem na egzaminie i będzie potrzebować umieć go rozwiązać.
z mojej perspektywy najchętniej bym stwierdził, że #!$%@?ć system, po jaką cholerę ona w ogóle chodzi do państwowej szkoły i nie ma jakiegoś normalnego nauczania, ale jest to póki co awykonalne. więc staram się zaszczepić się co się da. matematyka z niej nie zrobię, bo mam z
@phoe: problem w tym, że sam jesteś betonem. właściwie to twoja ignorancja w temacie nie jest problemem, dopiero w połączeniu z pewnością siebie jest niebezpieczna.
@prusi: nikt Ci nie każe już teraz odpowiadać. możesz nawet i za dwa tygodnie napisać, kiedy zbierzesz siłę i czas na to. konstruktywnej krytyki jest nigdy dość i nigdy mało.