Wpis z mikrobloga

#truestory #silnawola #nocnazmiana

Jest 4:30. Przez nieszczelne okno z niepokojącym świstem wdziera się do twojego pokoju chłód zimowej nocy. Siedzisz przed komputerem. Beztroska radosnego surfowania po sieci trwała przez jakiś czas, jednak przez ostatnie parę godzin walczysz. Jak co noc z resztą, walczysz żeby zasnąć.

Ok, wieczorna toaleta i do łóżka


- mówisz sobie po raz piąty, lecz ostatni tej nocy- po czym po 15 minutach realizujesz plan. Wstajesz (stawiając stopy na podłodze czujesz tak niekomfortowy, że aż przeszywający chłód), i zaczynasz kroczyć w kierunku do łazienki. Ciemność spowija całe mieszkanie (nie zapalasz bowiem światła, by nie obudzić rodziny). Cel wędrówki jest już ledwie parę mrocznych kroków od ciebie. Wystarczy tyllko, że miniesz, znajdującą się po prawej stronie kuchnię. Kuchnię, z której nie słyszysz absolutnie nic niepokojącego, ot - twoja zwykła kuchnia. Twój organizm uznaje taką zwykłą i niepodejrzaną kuchnię za coś nieco niepokojącego i nakazuje ci sprawdzić, czy aby na pewno wszystko z tą kuchnią w porządku. No to wchodzisz, znów czując chłód wiejący od strony okna - rozglądasz się... Zlew w porządku. Szafka jedna, druga - też ok.

Może źródło tego niepokojącego spokoju kryje się w lodówce


- dobiega cię przenikliwy głos we własnej głowie. Dla pewności warto to sprawdzić. Chwilę się wahasz - wydaje się bowiem, że z wnętrza lodówki dochodzą jakieś odgłosy. Odgłosy, których nie można skojarzyć z niczym konkretnym, jednak zdecydowanie wprawiają człowieka w niepokój.

Myślisz sobie jednak, że to nic takiego, że to ten stary szmelc się pewnie psuje. Otwierasz drzwi lodówki ruchem jakby mniej stanowczym niż pewność, która cechowała cię zaledwie przed sekundą. Coś ci mówi, że nie powinieneś tego robić. Ignorujesz jednak ten nagły powiew instynktu. Powoli zerkasz, zaczynając od spodu, na każdą kolejną półkę.

Na pierwszych dwóch nie natrafiasz na nic niepokojącego. Czując ulgę pozwalasz sobie unieść wzrok nieco wyżej, będąc już niemal pewnym, że żadne niebezpieczeństwo się tam nie czai. Kiedy jednak twoje spojrzenie dociera na trzecią półkę zastygasz w bezruchu.

Zastygasz zupełnie tak, jakby twoja podświadomość uznała, że ucieczka nie ma sensu, że już nie ma ratunku. O tej porze nie zdążysz też pomyśleć o jakiejkolwiek formie obrony przed napotkaną zmorą. Jedyne co próbujesz to przeprosić siebie samego za nieposłuchanie tajemniczego wołania sprzed chwili, mówiącego: ,,nie rób tego, nie otwieraj tych drzwi". Jesteś mizerny.

Poddajesz się.

  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach