Wpis z mikrobloga

#!$%@? tam, nie wiem o czym pisać, to wam opowiem mirasy kolejne #coolstory. Był czas w moim życiu w #licbaza, kiedy powoli wychodziłem z okresu meloniarstwa i zaczynałem stawać się cool ( ͡° ͜ʖ ͡°). Niestety wychowując się w #zyrardow nie było szans, żeby nie spaczyć swojego mózgu pewnymi patologiami, tak więc pewnego pięknego wieczoru, stwierdziliśmy z kolegą wariatem, że czas zrobić coś epickiego a zaraz debilnego, żeby podbić sobie poziom coolnesu. Wybór padł na Warszawskie Zoo, a konkretnie pomyśleliśmy, że było by zajebiście śmiesznie, wypuścić lwy z klatek (tak, nie mylicie się...). Zgodnie z zasadą Króla Juliana, nie poświęciliśmy temu zagadnieniu zbyt wiele czasu, zebraliśmy się do Warszawy, uprzednio biorąc brzeszczot, bo przecież jakoś trzeba się dostać do środka. Na miejsce dotarliśmy koło 2:00 w nocy, od strony wejścia do Zoo, jest dość wysoki płot, ale bez dodatkowych zabezpieczeń, więc sforsowaliśmy go z łatwością.

W tym miejscu, chce wam powiedzieć, że zwiedzanie Zoo nocą było naprawdę świetnym przeżyciem (wcześniej byłem tam tylko raz w podstawówce, więc za cholerę nie pamiętałem co tam się dzieje). Co prawda większość zwierzaków spała i nie było co oglądać, ale te które zazwyczaj żerują w nocy łaziły po swoich wybiegach, więc dane mi było zobaczyć kilka gatunków, których nigdy w dzień nie widziałem. Mój kolega, trochę nawet bardziej przypałowy niż ja sam, wbił się wybieg dla Koni Przewalskiego czy ki #!$%@? (dla mnie to zwykłe konie) i zaczął je ganiać, machając przy tym łapami, konie oczywiście zaczęły #!$%@?ć w kółko (bo niby gdzie), a ja zacząłem się poważnie martwić, że przez debila zaraz nas złapią, na szczęście nic się nie stało. Innym razem widzieliśmy mały wybieg wkopany w ziemię otoczony murem, nie wiedzieliśmy co tam mieszka, ale i tak postanowiliśmy że przebiegniemy na przełaj (wiecie, takie udowadnianie kto jest bardziej męski), potem okazało się, że mieszkała tam Panda mała, tacy jesteśmy zajebiści!

No ale nic, koniec końców dotarliśmy do wybiegu dla lwów i tygrysów. Ni #!$%@? nie pamiętałem, że to taki wielki teren, a one sobie grzecznie śpią w tych swoich jaskiniach, więc po chwilowej analizie, doszliśmy do wniosku, że przecięcie kłódki i otworzenie furtki spowoduje zupełnie nic, bo niby skąd lwy mają wiedzieć, że są wolne i trzeba wychodzić...Nie muszę dodawać, że żaden z nas nie zgłosił się na ochotnika jako przynęta :). Trochę zawiedzeni poszliśmy zwiedzać dalej, przy okazji zastanawiając się nad jakąś alternatywą, bo przecież po coś tu przyjechaliśmy. Dotarliśmy do alei ptaków, tam namierzyliśmy Bażanta Japońskiego, gatunek zagrożony wyginięciem...Bingo to jest nasz cel (i tak, teraz wiem, że biedne ptaszysko nie przeżyło by dnia wolności). No stanęliśmy za klatką, brzeszczot w łapę i dawaj ciąć kłódkę do klatki. Wyobraźcie sobie teraz że jest noc, środek zoo, gdzie nie ma prawie żadnych dźwięków, a potem wyobraźcie sobie jaki dźwięk wydaje piłowana kłódka. No #!$%@?, za daleko to zaszło, żeby teraz rezygnować, po kilkunastu minutach piłowania, kiedy przebiliśmy się przez 3/4 kłódki, widzimy w oddali gościa z latarką. Do tej pory nie wiem czy był to zwykły obchód, czy faktycznie zwabiły go hałasy, ale plan został porzucony (Hurra ochroniarz uratował ptaszka!). Schowaliśmy się w krzakach nieopodal i zaczęliśmy zastanawiać się jak ominąć tą niespodziewaną przeszkodę. Kumpel mówi, że dawaj walimy w prostej linii jak najdalej od ochroniarza, przebijemy przez wybieg dla bizonów czy tam żubrów i #!$%@?. Ja niejasno przypominam sobie, że przecież od tamtej strony jest drut kolczasty, poza tym #!$%@? są tam bizony czy żubry! Ni #!$%@?, mówię, gość ba bank nie spodziewa się, że pójdziemy w jego stronę. Teren jest duży nie ma szans, żeby nas wykrył. I faktycznie, bez przeszkód dotarliśmy do miejsca, w którym dostaliśmy się do środka. Adrenalina już robiła swoje, ledwo przeszliśmy przez ten płot, ale udało się, jesteśmy wolni! Czym prędzej pobiegliśmy do parku praskiego, żeby skryć się za drzewami na wszelki wypadek.

Wchodzimy więc sobie już na spokojnie w głąb parku, obydwaj ubrani w czarne polary (takimi byliśmy BFF), ja brzeszczot schowany w rękawie, gdy po chwili naszym oczom ukazują się niebieskie koguty na dachu poloneza, wjeżdżającego do parku, ewidentnie starającego się przeciąć naszą drogę. Tu muszę nadmienić, że mojej kontakty z policją jak do tej pory ograniczały się jedynie do spisania danych w Żyrardowie, co ważne dla historii. No ale nic, zachowuje zimną krew, postanawiamy nie #!$%@?ć (nie wiem czemu w sumie, chyba strach), jednocześnie wiem, że z brzeszczotem będzie się ciężko tłumaczyć, więc mówię do kolegi: idź do nich, ja się odleję szybko, a w międzyczasie wyciągnę i wyrzucę ten brzeszczot. Policja się zatrzymuje, wysiadają z auta i do nas machają, kolega idzie powoli w ich stronę, ja krzyczę, że odleje się i podejdę :). Sikam i próbuję wyjąć niepostrzeżenie kawał blachy z ząbkami, niestety był włożony ząbkami do dołu, a że to polar, to nie da rady, zaczepia się ciągle. Czuje, że zaczyna mi się palić grunt pod nogami...tamci coraz bardziej gorączkowo mnie wołają. No nic, mówię. No risk no fun! Idę do nich. Panowie grzecznie pytają skąd uciekamy, my palimy głupa, że przecież nie uciekamy i o co chodzi (w głowie oczywiście: Zadzwonili po nich z Zoo), oni, że widzieli jak biegniemy do parku, a ulica pusta, więc skąd uciekamy. Na takie dictum kolega złotousty zaczyna im #!$%@?ć, że lubimy sprawdzać swoje progi wytrzymałości i że od paru godzin chodzimy po Warszawie i jesteśmy już tak zmęczeni, że nie wiem, więc postanowiliśmy sprawdzić się jeszcze bardziej i pobiegliśmy...panowie policjanci patrzą jak na debila, ja patrzę jak na debila, kieruję zrezygnowany wzrok na policjantów i potwierdzam, bo co mam robić. Panowie, grzecznie pytają o dane personalne. I tutaj wkracza moje i kolegi doświadczenie z policją Żyrardowską. Na kilka razy kiedy byłem spisany, zawsze podawałem fałszywe dane, a oni nigdy (serio, ani razu) ich nie sprawdzali, więc uznałem, że to powszechna sprawa. I tutaj zdziwienie, bo panowie jednak weryfikują. Sprawa szybko wyszła na jaw, więc panowie nie chcąc wypuszczać podejrzanych gości, sprawdzają nas pobieżnie (takie oklepanie ciała jak na lotnisku), na szczęście polar miękki, a brzeszczot wzdłuż ręki to nie znaleźli, po czym proszą nas o zajęcie wygodnego miejsca w suce. Zgasili światło i wiozą nas na komendę. Ja już roztaczam wizję więzienia przed sobą (pierwszy poważny kontakt z policją), ale #!$%@? nie pozostaje nic innego jak iść w zaparte i chociaż próbować się wyłgać. Będąc jeszcze w aucie wyciągam brzeszczot i chowam go pod wycieraczkę :). Na komendzie oczywiście przewiskali nas konkretnie, więc dobrze zrobiłem. Przez kolejne kilka godzin próbują nas zastraszać (np po jakimś czasie wchodzi jeden gość i od progu krzyczy: My już wiemy co zrobiliście i czeka..., uciekliście z domu dziecka! My w śmiech, tak wielką ulgę odczuliśmy, że jednak z Zoo nie dzwonili) żebyśmy się przyznali, my próbujemy okazać skruchę (płacz :)). Rodzice oczywiście stwierdzili, że po nas nie przyjadą (bo jak z Żyrardowa w środku nocy) i żebyśmy sobie sami radzili. Sytuacja patowa bo my się nie przyznajemy, dowodów nie ma to dali nam po 250zł mandatu za podawanie fałszywych danych i kazali o 5:00 #!$%@?ć w podskokach (dosłownie, kazali nam skakać jak żabki przez cały #!$%@? korytarz). I to jest koniec historii o tym, jak dwóch patoli chciało wypuścić lwy.

#coolstory #zyrardow #patologia
  • 20
@Kellanved: starzy Ci pozwalali nocami z domu wychodzić w takim wieku?
Mi teraz a mam 3 dychy na karku nie pozwalają do spozywczaka iść jak jest ciemno, czyli zimą tak do 16 mogę być poza domem (ale i tak nie wychodzę bo #strach)
@UlfNitjsefni: @c1nu: Ta. Dzielnice. Cały Żyrardów to 40tyś mieszkańców. W pół h przejdziesz z jednego końca na drugi. Niby są tam miejsca, gdzie lepiej nie zaglądać nocą ani nawet za dnia, ale dzielnicami bym tego nie nazwał. Nawiązując do pytania, ja akurat mieszkałem w "normalnym kawałku" o ile mówiąc o tym mieście można użyć tego określenia.
@patol_pl: Odpowiem Ci innym małym #coolstory. Kiedyś wróciłem nad ranem do domu nie mówiąc wcześniej że mnie nie będzie (nawinęła się Karyna chętna na mizianie przez pół nocy to korzystałem, mimo świadomości #!$%@?). W drzwiach przywitała mnie narąbana mamusia takimi słowy: "O dobrze, że cię nie było, bo mieliśmy tu małą imprezę i w twoim pokoju śpią moje koleżanki".
@UlfNitjsefni: Teraz to już zaczyna przypominać normalną aglomerację, ale historycznie to miasto zostało zbudowane w oparciu o Polski Len, postawili całą masę budynków z czerwonej cegły, żeby pracownicy mieli gdzie mieszkać. Potem (już za mojego życia) Polski Len upadł, a bezrobocie i alkoholizm sięgnęły zenitu. Pojawiło się na ulicach od cholery dresiarstwa i patologii. Raz nawet mieliśmy najwyższą albo drugą najwyższą przestępczość w przeliczeniu na mieszkańca. Czy taka odpowiedź wystarczy?