Wpis z mikrobloga

Dzieńdobry. Tak przeglądam sobie wykop i widzę, że coraz większy udział w znaleziskach mają wykopy pod tytułem "ja to w Polszy jest #!$%@?". Fakty są niestety smutne - lecimy w dół z całkiem niezłym przyspieszeniem. Zastanawiam się tylko gdzie jest granica? Gdzie leży ten punkt, po przekroczeniu którego coś w nas pęknie i zechcemy wreszcie coś z tym burdelem zrobić? A może takiego punktu nie ma? Może po prostu są setki tysięcy pojedynczych punktów, po jednym dla każdego z nas, a po jego przekroczeniu mówimy sobie "#!$%@?ę, #!$%@? stąd, zgaście za mną światło" i wyjeżdżamy? W czasach PRLu nie można było po prostu powiedzieć sobie "wyjeżdżam". W dodatku nasi rodzice wcale nie walczyli o "wolność, własność, sprawiedliwość", tylko o "socjalizm z ludzką twarzą" i w większości przypadków oni dalej tego socjalizmu chcą. Ludzie nie dostosowali się do nowej kapitalistycznej rzeczywistości i nie dają sobie rady w świecie, gdzie sami muszą zadbać o swoją przyszłość. Chcą żeby mityczne Państwo zajęło się ich zdrowiem, wykształciło i wychowało ich dzieci i żeby zajęło się nimi niczym dobry tatuś, gdy podwinie im się noga. Tylko, że ja nie chcę wyjeżdzać. Lubię ten kraj jako krainę geograficzną, lubie polskie tradycje, polskie żarcie, polskie piękne dziewczyny. Chcę żyć normalnie i chcę żyć TUTAJ. Zróbmy więc coś do cholery, nie oglądajmy się na lewactwo, bo dyskusje z takimi prowadzą tylko do tego, że sprowadzą do swojego poziomu i pobiją głupotą. Damy radę w ogóle coś zdziałać, czy może każdy z nas stanie przed alternatywą czy opuścić swój kraj, czy zaharować się i w wieku 40 lat fiknąć na zawał? Bo taka wegetacja (za mało by żyć, za dużo by umrzeć) to jest chyba najgorszym możliwym wyjściem - robota za 1000 zł i jak dożyję emerytura, za którą na starość nawet sobie leków nie kupię... #dziendobry #analizaradoslawa #jakzyc #gorzkiezale