Dostaję już w głowę od pobytu tutaj.

Pielęgniarkę spytałam dziś, ile razy dziennie powinnam smarować skórę butaprenem (zamiast Bepanthenem). Z pełnym przekonaniem powtórzyłam to, kiedy zrobiła wielkie oczy i wydusiła - "Czym...?"

Panią w aptece poprosiłam o wapno palone (?!) - na alergię.

A,
No więc tak. Idę dziś na mecz. Ze znajomymi mojego znajomego. Z X osób będę znała jedną. Z tego, co wiem, to do tego pubu wybiera się duuuża grupa jego znajomych.


I jeszcze pół biedy, gdyby byli tam sami faceci. Z facetami lepiej się dogaduję, czuję się przy nich dużo pewniejsza siebie, może dlatego, że oni są zwykle jacyś tacy bardziej nieśmiali. Ale tam mają być też...

@nvmm: ale generalizujesz o tych dziewczynach gadających tylko o głupotach. skoro ci nie odpowiada gadanie o dzieciach itd. to sama narzuć temat rozmowy i masz problem z głowy
  • Odpowiedz
Kurcze, Mireczki. Dwa tygodnie temu zadzwoniła do mnie zapłakana pani, z którą kiedyś pracowałam, że ma problem z córką. Problem w szkole, z zachowaniem, z nauką, z rodzeństwem, z kolegami z klasy, codzienne awantury, dramat, ona nie ma siły. Pogadałam chwilę z małą, wysłałam jej maila (tak na szybko narysowałam jej motywkę-przypominajkę) i właśnie dostałam wiadomość, że po tym telefonie problemy, które mieli z nią dzień w dzień od roku ustały jak
Czy możecie wyjaśnić mi, dlaczego okłamujemy dzieci?

Dlaczego uczymy je świata innego, niż jest?

Dlaczego wmawiamy im głupoty, o tym, że należy dbać o dobro wspólne, a jeśli nie dbać, to przynajmniej go nie niszczyć i je szanować?

Dlaczego
Kurcze, Mirki. Jestem szczęśliwa.

I to nie jest tak, że wszystko jest idealnie. Wręcz przeciwnie, przede mną dużo pracy nad samą sobą, ogarnięcia się, ustabilizowania swoich relacji, swojego życia, swojej kariery, swoich finansów, swojego zdrowia. Właściwie z perspektywy osoby stojącej z boku, przede mną jest do zrobienia, do wypracowania więcej, niż mniej. Z perspektywy moich rodziców mam do zrobienia jeszcze...wszystko.

Ale mieszkam w przepięknym miejscu. W miarę bezpiecznym zakątku świata. Mam co jeść, gdzie wygodnie spać, słucham muzyki jakiej chcę, mam dostęp do Internetu i tysiące nieprzeczytanych książek przed sobą. Mam ludzi, którzy mnie kochają i których ja kocham, a mimo, że od czasu przeprowadzki (i to tej pierwszej, kilka lat temu) nieustannie cierpię na deficyt znajomych, wiem, że na mojej drodze pojawi się jeszcze mnóstwo świetnych ludzi. I tych mniej świetnych też, ale dzięki nim wiele się nauczę. Cieszę się na samą myśl o ilości wiedzy, którą mogę przyswoić i o tym, jak poszerzy ona moje horyzonty. Mam swoją wiarę i mimo, że daleko mi do wzoru do naśladowania w tych kwestach (nigdy też nie zależało mi na tym, żeby nim być), to mam poczucie, że istnieje jakaś Siła Wyższa, która bardzo mnie lubi. Mimo przeżytych epizodów fobii społecznej, wierzę, że nawiążę jeszcze wartościowe przyjaźnie. Że wreszcie wypracuję wymarzoną sylwetkę. Że trochę bardziej uwierzę w siebie.

Kiedyś,
@Magromo: Nie nagle, bo takie rzeczy wymagają pracy, a te niedawno było kilka miesięcy temu. Wszystko okazuje się kwestią odpowiedniego przewartościowania. Ja po prostu nie z tych, którzy czekają z założonymi rękoma, aż wszystko samo pospada z nieba, a że mam gorsze chwile - kto nie ma? Zauważ, że nigdzie nie deklaruję wiecznego psychohurraoptymizmu. Chodzi raczej o to, że mimo, że mam niewiele, to jestem wdzięczna za to, co mam.
  • Odpowiedz
Ponad 4 lata temu zdiagnozowano u mnie 3 stopień złośliwego nowotworu. Węzły chłonne, szyja, klatka piersiowa i brzuch. Największy, kilkunastocentymetrowy, w okolicach płuc...


Przełamując się teraz ze wszystkich sił, bo to nie łatwe biorąc pod uwagę miejsce, w którym się znajdujemy, chciałabym przekazać tylko, że jeśli chorujesz, lub ktoś z Twoich bliskich przechodzi właśnie raka, to ośmielona przez kilka wiadomości, które otrzymałam po opublikowaniu tego wpisu założyłam bloga, na którym być może teraz, lub w przyszłości znajdziesz wpisy, które mogłyby Cię zainteresować. Blog jest tu jest tu, lubimy go tu
Babcia opowiadała mi kiedyś, że kiedy 30 lat temu moja ciotka oglądała jakiś film o wampirze, takim wampirze, że dla nas mogłaby to być komedia, wiecie, latanie na sznurkach i takie bajery, nie wytrzymała napięcia i zemdlała.... Ale tamci ludzie nie byli wychowani w scenach morderstw w każdym możliwym filmie, nie naoglądali się tylu zombie, potworów, demonów, duchów, katastrof i innych cudawianków, które nam serwuje się dziś na co dzień.
Jesteśmy pokoleniem, które jest na tyle delikatne i wrażliwe, żeby kolorować kredą ulice po zamachach, przywiązywać się do drzewek przed buldożerami, bo w lesie pod Pcimiem Dolnym widziano jakiegoś ptaszka, stanowczo przyozdabiać profilowe na fejsiku w kolory tęczy żeby okazać solidarność ze strasznie ciemiężonymi homo-, trans-, i bardziej alternatywnymi - seksualistami (których preferencje tak naprawdę nie obchodzą nikogo, poza nimi samymi). Jednocześnie autentyczne ataki bombowe, czy egzekucje z Syrii i innych miejsc tego samego świata, po którym stąpamy, w których giną autentyczni, trójwymiarowi, żyjący i prawdziwie niewinni ludzie, w których widać rozerwane ludzkie ciała i rozbryzganą na budynkach krew, taką samą jaka płynie sobie spokojnie w nas, oglądamy bez większych emocji, komentujemy tylko najwyżej, że słabe, bo grafika kiepska, kręcone kalkulatorem, a zresztą nudy.
Niedługo po premierze byłam w kinie na "Mieście 44". Kilka rzędów przede mną siedziała grupka rozkosznych, pyzatych i zajadających się cały seans tłustym popcornem dzieciaków z okolic wczesnej gimbazy.
Jest w tym filmie taka scena, w której młody chłopak, Polak, koło 20 chyba, nie pamiętam już dobrze, ale taki sam, jakich na sali było ze czterdziestu, zostaje postrzelony w twarz. Ten chłopak rozmawiał wcześniej z innymi bohaterami filmu, a teraz ma roztrzaskaną głowę, leje się z niego krew i umiera.
Zanim otworzę zaciśnięte odruchowo oczy, z sali usłyszę "Headshot!". I heheszki.
Wychodzę z tego kina, pyzate dzieciaki relacjonują sobie obejrzany film. "Ej, ale dobre było, jak temu na cmentarzu łeb odstrzelili, no nie? Pewnie mu czaszka pękła", hehe, "Nooo, albo jak te dziewczynę zabili strzelając do niej z czołgu", hehe. Jakaś niunia uwiesza się na swojego misia "O czym to w ogóle było, bo pół przespałam, ta komedia na której byliśmy ostatnio lepsza, idziemy na kurczaka?".
@nvmm: z Twojego wpisu można wywnioskować, ze mdlenie na widok kukielkowych wampirów jest normalne, za to teraz ludzie są nieczuli i w ogole. Jak dla mnie teraz jest wszystko w porządku. Gimbami smiechajacymi ze scen śmierci bym sie nawet nie przejmował, na bank chcą sie popisać i tyle. Założę się, ze gdyby ludziom, na których zadnego wrażenia nie robi smierć na ekranie przydarzylo by sie byc świadkiem śmierci w rzeczywistosci
  • Odpowiedz
- Pani Nvmm, czy ja mogę dziś u pani na zajęciach zostać?
- Pewnie, a rodzice wiedzą, że zostajesz?
- Mama wie... - wzrok wbija w ziemię, coś się święci.
- ...a tata?
- Tatę wczoraj policja zabrała bo chciał zabić mamę. I o tym chciałam z panią porozmawiać.

Przerwę
@nvmm: nie da się tego jakoś zgłosić, żeby zabezpieczyć chociaż dzieci? #!$%@? z matką, jak głupia, ale biedne dzieci mogą w amoku od ojca wyłapać kosę
  • Odpowiedz