Gala KSW, pełne trybuny, tłum wiwatuje. Do oktagonu wchodzi pewnym krokiem, cały w dziarach, napakowany Marcin, kochający zwierzęta satanista-filantrop wierzący w żywioły. W tle przygrywa „Zaraz cię zniszcze”. Chwilę po nim wychodzi na ring znany komentator sportowy i prezenter Mateusz Borek. Ogłasza, że śmiertelny rywal Marcina, Mariusz się spóźni. Nastała cisza. Wszyscy czekają, a rywala brak. Wkurzeni ludzie zaczynają buczeć i gwizdać. Niektórzy stopniowo opuszczają arenę. Ja nie przejmując się zbytnio wesolutko nucę odegraną melodię.
- Wielkie mi tam. Jakbym to ja się nigdy do pracy nie spóźnił. Pewnie w korkach stoi, albo mu autobus odjechał - powiedziałem do przypadkowego gościa siedzącego obok.
- Przynajmniej zostaną najwierniejsi fani MMA - odpowiedział dumnie facet w koszulce, czapce z daszkiem, krótkich spodenkach, butach, skarpetach, a i zapewne też majtach z logo jedynie słusznej federacji w Polsce.
Sala pustoszała. Czekania nie było końca, a ostatecznie Marcin nikogo nie zniszczył, choć po minie widać było, że miał na to ogromną ochotę.
Kolejna „walka”. Zaczęło się jak to zwykle od zajawkowego filmu przedstawiającego rywali, a w zasadzie rywalki. Pojawienie się jednej z Pań na wideo zostało okraszone słowami komentatora:
-”O! To ta pani znana z pokazywania żeber”.
- Wielkie mi tam. Jakbym to ja się nigdy do pracy nie spóźnił. Pewnie w korkach stoi, albo mu autobus odjechał - powiedziałem do przypadkowego gościa siedzącego obok.
- Przynajmniej zostaną najwierniejsi fani MMA - odpowiedział dumnie facet w koszulce, czapce z daszkiem, krótkich spodenkach, butach, skarpetach, a i zapewne też majtach z logo jedynie słusznej federacji w Polsce.
Sala pustoszała. Czekania nie było końca, a ostatecznie Marcin nikogo nie zniszczył, choć po minie widać było, że miał na to ogromną ochotę.
Kolejna „walka”. Zaczęło się jak to zwykle od zajawkowego filmu przedstawiającego rywali, a w zasadzie rywalki. Pojawienie się jednej z Pań na wideo zostało okraszone słowami komentatora:
-”O! To ta pani znana z pokazywania żeber”.
Czyli kawałek kiełbasy, jabłko, gaśnicę halonową. I olbrzymią apteczkę.
- A, i trzymaj odległość od tirów. Koniecznie. Pamiętam jak w twoje urodziny, 15 czerwca nad ranem, na remontowanym odcinku drogi w Chrzczonowicach pękła opona tira, nad którym to kierowca nie mógł zapanować, no i zabił osiem osób. Wszyscy byli z Rawy Mazowieckiej - mama przytuliła mnie mocno, po czym dodała:
- No i nie jedź za szybko. Wiem, że jeździsz jak szalona i lubisz się ścigać. A ci co się ścigają, kończą źle. 11 czerwca 1955 roku podczas wyścigu w Le Mans Pierre Levegh pędził z prędkością 200km/h, no i się zapędził! Bum w bolid Lance'a Macklina. A potem to już tylko pożar na trybunach, śmierć i poparzenia. 84 osoby zginęły. Tak jak ostatnio pod kołami tego zamachowca w Nicei - mama zamilkła na moment, gdy badałam zawartość apteczki.
- Co to? - zapytałam.
- Pęseta do usuwania kleszczy.