#anonimowemirkowyznania
Witajcie mirki i mirabelki.
Przychodzę do was z problemem miłosnym. Od prawie 1,5 roku jestem w związku który od początku był relacją na odległość. Mój niebieski studiuje, ja siedzę w domu, bo maturzystka. Sprawa polega na tym, a dokładniej problem, że ja tak naprawdę czuję że niszczę te relację. Jestem osobą głęboko zaburzoną, z nerwicą, która całe dnie spędza w domu. Nie potrafię rozmawiać ze swoim chłopakiem o planach, przyszłości, on też nie umie ze mną. Rzadko chodzimy razem na imprezy z jego strony, prawie wcale. Raz było tak, że lekko było mi przykro gdy nie poszedł ze mną na chrzciny do brata tylko opowiadał mi o nich i się denerwował gdy tylko pytałam czy jest gotowy na imprezę itp (nawet mnie nie zaprosił) i drugi raz jak poszedł na wesele też sam. Jedynie te na które jak go zaprosiłam bądź byłam zaproszona bądź jakaś klasowa to był i bez wahania raczej szedł. Rodziny jego nie znam, oprócz młodszego brata który wydaje się być rozsądny i spokojny. Nie rozmawiamy w ogóle na ten temat, bo nie chcę być nachalna. U niego w domu byłam raz, a drugi raz też w domu, ale w innym mieszkaniu, u brata. Wiem,że mają gospodarstwo i z tego powodu też zapierdziel, tu i tam, przez co w wakacje w tamtym roku widzieliśmy się mało razy. Nie uczestniczę w jego życiu, a chciałabym, niestety sama nie mam też prawka by go odwiedzić gdyby mu się popsuło auto itp. W dodatku przeczuwam jedno- że to chodzi o mnie, nie dziwię się zresztą, pewnie się boi przypału, bo bywam specyficzna. Jednakże dziwi mnie, że on lubi spędzać czas u mnie, gdzie dom wygląda okej, ale nie najpiękniej, najładniej wygląda mój pokój, a moja chora mama (choroba psychiczna, niezbadana albo nieleczona ale to widać...) potrafi wchodzić nam do pokoju i zadawać głupie pytania. Może chodzi o prywatność? Jego rodzina jest większa niż moja, ja mam rodziców, on ma dużo więcej osób w dom, w tym małe dzieci. Albo wstydzi się gospodarstwa? Nie potrafię z nim o tym rozmawiać. Jak już rozmawiamy to raczej o jakiś innych sprawach a'la studia czy szkoła, które oczywiście są istotne. Nie wiem jak będzie wyglądał nasz związek... Nie wiem czy on ze mną wytrzyma. Czy jest sens trwać w związku na odległość, bo ja chyba nie pójdę do tego miasta gdzie jest on, obawiam się jego reakcji i reakcji rodziców bo mam tylko ich, żadnych innych dzieci nie ma. O ile w ogóle maturę zdam, bo uwaliłam i liczę na sierpień albo policealna i praca. Czy jest sens dalej robić chłopakowi krzywdę? Ja chcę z nim być a on mówi mi zawsze, że mnie bardzo kocha... Modlę się cały czas i zadaję pytania... Nie umiem jednak już tak. On nie pisze prawie nic (mało rozmawiamy przez telefon ja bym gadała czasem dłużej, on krócej), wszystkiego dowiaduje się po czasie, ale na szczescie o niektórych sprawach pisze od razu i staram się go wspierać. Boje się, że jego rodzina może mieć dosyć tego, że on wieczory spędza ze mną. I boję się, że po prostu... z taką osobą nie da się wytrzymać.
Czy najpierw naprawiać związek czy samą siebie? Czy może najlepiej wyjechać gdzieś bez śladu? Czy może wszystko jest okej a ja świruję?
Chaotycznie ale nie umiem się wysławiać, mam taką pustkę w sobie....
Kliknij
Witajcie mirki i mirabelki.
Przychodzę do was z problemem miłosnym. Od prawie 1,5 roku jestem w związku który od początku był relacją na odległość. Mój niebieski studiuje, ja siedzę w domu, bo maturzystka. Sprawa polega na tym, a dokładniej problem, że ja tak naprawdę czuję że niszczę te relację. Jestem osobą głęboko zaburzoną, z nerwicą, która całe dnie spędza w domu. Nie potrafię rozmawiać ze swoim chłopakiem o planach, przyszłości, on też nie umie ze mną. Rzadko chodzimy razem na imprezy z jego strony, prawie wcale. Raz było tak, że lekko było mi przykro gdy nie poszedł ze mną na chrzciny do brata tylko opowiadał mi o nich i się denerwował gdy tylko pytałam czy jest gotowy na imprezę itp (nawet mnie nie zaprosił) i drugi raz jak poszedł na wesele też sam. Jedynie te na które jak go zaprosiłam bądź byłam zaproszona bądź jakaś klasowa to był i bez wahania raczej szedł. Rodziny jego nie znam, oprócz młodszego brata który wydaje się być rozsądny i spokojny. Nie rozmawiamy w ogóle na ten temat, bo nie chcę być nachalna. U niego w domu byłam raz, a drugi raz też w domu, ale w innym mieszkaniu, u brata. Wiem,że mają gospodarstwo i z tego powodu też zapierdziel, tu i tam, przez co w wakacje w tamtym roku widzieliśmy się mało razy. Nie uczestniczę w jego życiu, a chciałabym, niestety sama nie mam też prawka by go odwiedzić gdyby mu się popsuło auto itp. W dodatku przeczuwam jedno- że to chodzi o mnie, nie dziwię się zresztą, pewnie się boi przypału, bo bywam specyficzna. Jednakże dziwi mnie, że on lubi spędzać czas u mnie, gdzie dom wygląda okej, ale nie najpiękniej, najładniej wygląda mój pokój, a moja chora mama (choroba psychiczna, niezbadana albo nieleczona ale to widać...) potrafi wchodzić nam do pokoju i zadawać głupie pytania. Może chodzi o prywatność? Jego rodzina jest większa niż moja, ja mam rodziców, on ma dużo więcej osób w dom, w tym małe dzieci. Albo wstydzi się gospodarstwa? Nie potrafię z nim o tym rozmawiać. Jak już rozmawiamy to raczej o jakiś innych sprawach a'la studia czy szkoła, które oczywiście są istotne. Nie wiem jak będzie wyglądał nasz związek... Nie wiem czy on ze mną wytrzyma. Czy jest sens trwać w związku na odległość, bo ja chyba nie pójdę do tego miasta gdzie jest on, obawiam się jego reakcji i reakcji rodziców bo mam tylko ich, żadnych innych dzieci nie ma. O ile w ogóle maturę zdam, bo uwaliłam i liczę na sierpień albo policealna i praca. Czy jest sens dalej robić chłopakowi krzywdę? Ja chcę z nim być a on mówi mi zawsze, że mnie bardzo kocha... Modlę się cały czas i zadaję pytania... Nie umiem jednak już tak. On nie pisze prawie nic (mało rozmawiamy przez telefon ja bym gadała czasem dłużej, on krócej), wszystkiego dowiaduje się po czasie, ale na szczescie o niektórych sprawach pisze od razu i staram się go wspierać. Boje się, że jego rodzina może mieć dosyć tego, że on wieczory spędza ze mną. I boję się, że po prostu... z taką osobą nie da się wytrzymać.
Czy najpierw naprawiać związek czy samą siebie? Czy może najlepiej wyjechać gdzieś bez śladu? Czy może wszystko jest okej a ja świruję?
Chaotycznie ale nie umiem się wysławiać, mam taką pustkę w sobie....
Kliknij
Poniższą sytuację opisuję tutaj ,gdyż szczerze potrzebuję rady osób totalnie niezwiązanych emocjonalnie ze mną. Będę wdzięczny za każdą sugestię, gdyż za długo już się z tym wszystkim borykam.
Krótki wstęp:
Ja - 30 lat pracuję w firmie na stanowisku dyrektora, mam pod sobą 8 osób z tego 6 to kobiety. Jestem oskarkiem 190cm wzrostu, cynicznym, bezczelnym i pewnym siebie. Od 6 lat w szczęśliwym związku - po wakacjach się oświadczam.
Problem:
@Kormas
@Kremuwkonafide