Naszło mnie dziwne przemyślenie. Są ludzie, z którymi rozmowa (nie klei się), spacer (wchodzą pod nogi) są tak drewniane i kwadratowe, że powodują silną chęć jak najszybszego uwolnienia się od krępującej sytuacji spotkania z nimi.
Z czego wynika, że z jedną osobą mógłbym konie kraść, a z inną czuje totalny dyskomfort.