Nie należę do osób, które głośno mówią o swoich problemach i wszystko w sobie na ile to możliwe nie daję nic po sobie poznać mówiąc, że wszytko jest w porządku, ale brakuje mi już sił do walki dlatego proszę Was o pomoc. Ten list traktuje jako terapie, może to pomoże mi w jakimś stopniu zrzucić ciężar jaki dźwigam każdego dnia. Nie chcę się nad sobą użalać, bo przeszedłem już ten etap i wiem, że trzeba zacisnąć zęby i żyć dalej. Jestem wdzięczny Bogu za każdy dzień i każdą chwilę za to, że mam ręce, nogi, że widzę, za wszystko... i ciągle mam nadzieję, że powróci węch...
Od najmłodszych lat byłem sportowcem - pod blokiem, po szkole, na działce, wakacjach. Sport to było całe moje życie; bieganie, skakanie, pływanie, piłka nożna, ręczna, koszykówka...Oczywistym więc był wybór klasy sportowej, a ponad 12 godzin zajęć sportowych w tygodniu spełnieniem marzeń do tego jeszcze wyjazdy na zawody szkolne, a nawet obóz sportowy.
U osoby która nigdy nie chorowała w wieku 13 lat zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy (neuroblastoma olfactorium reg sinus maxillaris et ethumoidalis dex.) będąc młodą osobą byłem przekonany, że szybko po leczeniu wrócę do swojego dalszego życia... Niestety piętno jakie odcisnęła choroba i powikłania towarzyszące mi noszę po dziś dzień.
Z oddziału ogólnego gdzie jakiś stary dziad pobrał mi wycinek z nosa bez znieczulenia tracąc przy tym wiadro krwi przeniesiono mnie na oddział onkologiczny, gdzie zaczęły się pierwsze 4 cykle czerwonej chemii PACE. Rzygałem jak kot 24h/dobre. dlatego często podawano mi również środki uspokajające itp. Ważyłem nie więcej jak 30kg. Po czasie z braku żył do których można by podawać chemię zafundowano mi (na krótką metę z powodu infekcji) wkłucie żylne typu secalon (na wysokości łokcia prosto do serducha pakują ci rurkę w żyłę); pobieranie szpiku przy tym to był pikuś. Długo by opowiadać o tym co działo się między cyklami, o licznych pobytach w rejonowym szpitalu ze względu na zły stan zdrowia, o karetkach wkłuciach dożylnych liczonych w setkach.
A więc po cyklach w Lublinie zostałem zakwalifikowany do zabiegu operacyjnego w Warszawie ul Stępińska - Profesor Kukwa, dr Krajewski, dr Pietniczka, dr Ścińska, dr Sobczyk, dr Kutaszewicz, Jakubiak. Operacja trwała ponad 8 godzin. Oczywiście leżałem tam z przerwami kilka miesięcy. Chwała Bogu, że uratowali oko. Od tej pory stałem się bogatszy o płytkę tytanową w moim czole :) Na dalsze leczenie skierowano mnie na oddział do Centrum Zdrowia Dziecka. Tutaj cykle czerwonej chemii dwoiły się i troiły prawie bez końca. CZD-DOM-SZPITAL REJONOWY-DOM-CZD i tak w kółko, z taką różnicą, że "kuli" mi już nogi by wprowadzić chemię. Spotkałem tam wiele osób z całej Polski (i nie tylko) a historie ich były podobne do mojej. Niektóre z osób umierały jak sparaliżowana 16 letnia dziewczyna leżąca obok na łóżku, która na zawodach sportowych upadła, a kilka godzin później leżała w szpitalu z kilku kilogramowym nowotworem bez świadomości z otaczającym ją światem.
Po kilkunastu cyklach zaczęły się naświetlania. Codziennie autobusem w grupie kilkunastu osób byliśmy dowożeni gdzieś do centrum Warszawy na radioterapie. To był etap kilku miesięcy gdzie mieszkałem w hotelu przy CZD. Po tym okresie przyszedł czas na chemie dzienną - czyli do 16tej chemia a później do tego samego hotelu; prawie wakacje, gdyby nie to, że ledwo trzymałem się na nogach, a spacer 10 minutowy pozbawiał mnie całkowicie sił. Historia przez cały ten okres czasu była ta sama CZD-DOM-SZPITAL REJONOWY-DOM-CZD. Przeróżne infekcje, opuchlizny okolic oka itp...
Po paroletnim zakończonym leczeniu przyszedł czas na powolne dochodzenie do siebie i nabieranie sił. Zaczęły się powikłania... Płytka z rekonstrukcji czoła i nosa zaczęła "wychodzić", tzn z dnia na dzień obok oka wysuwała się część płytki tytanowej, więc musiałem przejść kolejną operacje przycięcia jej. Po paru miesiącach miałem atak padaczkowy wywołany uciskiem płytki na nerwy, więc odbyła się kolejna operacja całkowitego usunięcia płytki. Powikłaniom nie było końca, ze względu na duże osłabienie organizmu bardzo często lądowałem w szpitalu rejonowym z odwodnieniem czy infekcją i napuchniętą połową głowy...
Nie chciałbym zanudzać opowieściami "z krypty" :)
Jakimś cudem udało mi się ukończyć szkołę średnią, oczywiście lekcje wf-u spędzając na ławce.
Bez mojej wiedzy rodzice wystąpili do Zusu o rentę, którą otrzymałem. Dowiedziałem się o tym, po skończeniu 18 roku życia, kiedy to dali mi zebrane fundusze. To był czas kiedy starałem się nadrobić stracone lata życia mieszkając sam, więc te parę groszy rozeszły się bardzo szybko, robiłem prawo jazdy, które notabene oblałem a na powtórny egzamin nie miałem już funduszy.
Marzyłem o jednym - wrócić do zdrowia, a najlepiej cofnąć czas...
Nie chciałem renty! Chciałem być w pełni zdrowy , chciałem pracować, więc na kolejną komisję w Zusie nie stawałem się. Pomimo trudności jakich doświadczyłem każdego dnia w związku z przebytą chorobą, nie stosując się do zalecań i przeciwwskazań do warunków pracy imałem się różnych prac. - np. pomocnik budowlany, stolarz, ogrodnik, obsługa pracy czy wtryskarki. Choć chęci były ogromne, niestety organizmu nie oszukam. Codzienne krwotoki z nosa pozbawiały mnie sił doszczętnie. Po 8 godzinach pracy nie miałem siły na nic. Nie chciałbym opisywać wszystkich dolegliwości ze względu na to, że piszę na ogólnodostępnym forum, nadmienię, że w zatokach mam lekooporny staphylococcus aureus, polip i część chrzęstną do usunięcia, błony śluzowej nosa przez chemie i radioterapię nie posiadam. Candida ma to do siebie, że powoduje "nieprzyjemny" zapach, również przez wygląd byłem szykanowany w miejscach gdzie pracowałem. Wszystkie te połączone objawy doprowadziły do depresji i myśli samobójczych. Przychodził czas kiedy nie dawałem rady i z dnia na dzień odchodziłem z pracy. W styczniu 2016 roku odszedłem z dużego zakładu pracy. Bez szans na wyleczenie i ciągłe krwotoki, nie widziałem dalszego sensu życia. Nastąpił kolejny kilkumiesięczny okres depresji. Zerwałem kontakt ze wszystkimi łącznie z rodziną i zamknąłem się w domu. Zastanawiałem się co zrobić dalej; nie pracowałem ponad rok czasu. Doszedłem do wniosku, że muszę się wziąć w garść, nie mogę dalej żyć zamykając się na świat. W międzyczasie stał się cud. To co do tej pory było w moich oczach niemożliwe - udało się! Krwotoki z nosa ustały, a pojawiają się tylko przy wysiłku. Kolejnym cudem było ustąpienie śmierdzenia z nosa, zacząłem nabierać chęci do życia.
Z Powiatowego zespołu do spraw orzekania o niepełnosprawności otrzymałem stopień niepełnosprawności umiarkowany. Orzecznicy z Zusu jak na razie mnie "uzdrawiają", ale będę walczył do końca, bo jestem pewny, że racja jest po mojej stronie, czego zresztą doświadczam każdego dnia własnej skórze.
Przez 30 lat swojego życia dużo się nauczyłem, nie obyło się również bez popełnionych błędów. Jednym z nich jest problem finansowy, dokładniej mówiąc długów jakich się "dorobiłem" nie będąc w stanie spłacić debetu w banku. Od kilku lat mam komornika na karku. Łączna kwota długu, a ma on już ponad 10 lat to 3900zł.
Z tego miejsca osoby które są w stanie mi pomóc bardzo o to proszę. Nie chcę ryby - proszę o wędkę.
Obecnie zajmuję się drobną sprzedażą przez internet. W planach mam założenie firmy zajmującej się właśnie sprzedażą przez internet (import z chin i nie tylko). Niestety dług uniemożliwia mi staranie się o środki finansowe na założenie działalności gospodarczej. Zależy mi bardzo na "wyprostowaniu" mojego rachunku.
Jestem minimalistą, do życia nie potrzeba mi wiele, ale chciałbym w końcu stanąć na nogi z czystą kartką, życie mnie już wystarczająco doświadczyło, że więcej nie ma potrzeby.
Numer konta Inteligo 92 1020 5558 0000 8902 3037 3210
![](https://www.wykop.pl/cdn/c0834752/31DhXOt_La30vmLNwxp88ZeI6SYTUEn9qTPLIMUQ,wat600.jpg?author=PrawdaWasWyzwoli_&auth=af4a5ef84e75acc9647f1613917ae588)
Komentarze (2)
najlepsze
Szkoda się #!$%@?ć.
Zdrowia Ci życzę !