Co w takim przypadku? W takim przypadku o tym kto zostanie prezydentem zadecyduje izba reprezentantów USA (amerykański odpowiednik sejmu). Przedstawiciele każdego stanu głosują na jednego z trzech kandydatów w wyborach, którzy uzyskali najwięcej głosów elektorskich. W tym scenariuszu przedstawiciele izby mogliby teoretycznie zagłosować na McMullina i w ten sposób zapewnić mu prezydenturę.
Chyba najlepszy scenariusz. Wszyscy tłuką się o maile Clinton czy o łapanie za wiadomo co Trumpa, a tu jakiś śmieszek
Miałem wykopać bo naprawdę fajnie wytłumaczone ale w tekście zraziły mnie dwa fragmenty, które czynią tekst z zamiaru obiektywny subiektywnym.
"Naszą prognozę wyników zrobimy dopiero w przeddzień głosowania. I już mamy zimny pot na czole na samą myśl. Bo w tym roku prognozowanie to koszmar. Sondaże rozjeżdżają się z wynikami wyborów w wielu krajach. Populistyczni kandydaci powodują, że nie wiadomo jak wygląda rzeczywistość, wyniki badań opinii publicznej pokazują zupełnie różne rzeczy w
@Majk_: Ja to doskonale wiem, ale liczyłem, że w tekście opisującym samą zasadę wyboru prezydenta w USA można uniknąć zbędnych komentarzy na temat jednego czy drugiego polityka(kandydata).
@letitbe: Bo stany południowe i centralne w których w sondażach wygrywa trump mają proporcjonalnie znacznie więcej głosów elektorskich względem populacji, niż gęsto zaludnione stany północne i Kalifornia gdzie wygrywa Clinton. Więc praktycznie nie możliwa jest sytuacja w której trump dostanie więcej głosów w głosowaniu ogólnym i przegra.
@Sierkovitz: @Zuben: ale to przy założeniu podobnej frekwencji o czym panowie zapominacie ( ͡°͜ʖ͡°)
@letitbe: Przy niskiej frekwencji demokratów Clinton może stracić Michigan i Pensylwania i na pewno nie wygra. Praktycznie nie możliwy jest scenariusz gdzie Clinton wygrywa nie mając przewagi w głosowaniu ogólnokrajowym, szczególnie gdy w wielu stanach jej przewaga zmalała do paru % w ciągu ostatnich dniach.
Jest w zasadzie podobny do systemu elekcji królów Polski: przedstawiciel lokalnego sejmiku jedzie na elekcję i dzięki mandatowi z miejsca skąd pochodzi może wybierać
Akurat sejm elekcyjny działał inaczej - mógł na niego przybyć każdy szlachcic.
@nikifor: Też zwróciłem uwagę na ten, chociaż raczej nie celowy, błąd. Electio viritim zniesiono dopiero w czasie obrad Sejmu Czteroletniego w 1791 r. po ponad 200 latach obowiazywania. #.
Najodpowiedniejszy z kandydatów moim zdaniem jest Gary Johnson, świat mógłby odetchnąć z ulgą gdyby nie wybrano niezrównoważonego Trumpa i zbrodniarza wojennego Clinton.
Nie wiem czy dobrze to rozumiem, ale czy jeżeli dajmy na to teoretycznie w takim Wyoming z 3 głosami elektorskim, z których jeden 140 tys. , a uprawnionych jest ok 400 tys. ludzie stwierdzą, że mają wybory w dupie i zagłosuje tylko 139 tys. (wiem że taka frekwentacja to absurd w USA, ale załóżmy), to czy w takim wypadku stan ten ma tylko jeden głos elektorski? Chodzi mi or relację frekwencji do
Kolegium Elektorów Stanów Zjednoczonych i wybór prezydenta
Kampanię wyborczą, której właściwa część rozpoczyna się dopiero we wrześniu, wieńczy głosowanie powszechne w listopadzie, a dokładnie w pierwszy wtorek po pierwszym poniedziałku tego miesiąca. Wyborcy nie głosują jednak wówczas bezpośrednio na prezydenta, tylko na elektorów. Jak to działa? Z każdego stanu pochodzi tylu elektorów, ilu ma on przedstawicieli w Kongresie. Zawsze jest ich przynajmniej trzech. Obywatele uprawnieni
Właściwie to wydaje mi się, że wypadało by tutaj dać ważne podsumowanie. Uważam, że jesteśmy (nasze pokolenie) świadkami upadku demokracji w USA, jej wszystkich najważniejszych cech etycznych i ogólnie społecznych, czyli wszystkiego tego, o co przykładowo walczyli Polacy jeszcze w latach 80tych, mających przed oczami wizję równości, prawa i wolności. Tak jak USA było tym krajem, który szczycił się demokracją i wolnością słowa, prasy, prawami obywatelskimi, tak teraz wszystkie te cechy lecą na dno, na łeb na szyję. Właśnie te wybory w USA są tego dosłownym przykładem.
Stronniczość mediów, które zamiast pisać o poważnych rzeczach dotyczących kandydatów, to prześcigają się w publikowaniu sensacji, dotyczących takich rzeczy, jak:
Komentarze (83)
najlepsze
Chyba najlepszy scenariusz. Wszyscy tłuką się o maile Clinton czy o łapanie za wiadomo co Trumpa, a tu jakiś śmieszek
"Naszą prognozę wyników zrobimy dopiero w przeddzień głosowania. I już mamy zimny pot na czole na samą myśl. Bo w tym roku prognozowanie to koszmar. Sondaże rozjeżdżają się z wynikami wyborów w wielu krajach. Populistyczni kandydaci powodują, że nie wiadomo jak wygląda rzeczywistość, wyniki badań opinii publicznej pokazują zupełnie różne rzeczy w
https://en.wikipedia.org/wiki/Gerrymandering#Overall_impact_in_the_United_States_in_2012
@letitbe: Przy niskiej frekwencji demokratów Clinton może stracić Michigan i Pensylwania i na pewno nie wygra. Praktycznie nie możliwy jest scenariusz gdzie Clinton wygrywa nie mając przewagi w głosowaniu ogólnokrajowym, szczególnie gdy w wielu stanach jej przewaga zmalała do paru % w ciągu ostatnich dniach.
Akurat sejm elekcyjny działał inaczej - mógł na niego przybyć każdy szlachcic.
@shadowboxer:
Właściwie to wydaje mi się, że wypadało by tutaj dać ważne podsumowanie. Uważam, że jesteśmy (nasze pokolenie) świadkami upadku demokracji w USA, jej wszystkich najważniejszych cech etycznych i ogólnie społecznych, czyli wszystkiego tego, o co przykładowo walczyli Polacy jeszcze w latach 80tych, mających przed oczami wizję równości, prawa i wolności.
Tak jak USA było tym krajem, który szczycił się demokracją i wolnością słowa, prasy, prawami obywatelskimi, tak teraz wszystkie te cechy lecą na dno, na łeb na szyję. Właśnie te wybory w USA są tego dosłownym przykładem.
Stronniczość mediów, które zamiast pisać o poważnych rzeczach dotyczących kandydatów, to prześcigają się w publikowaniu sensacji, dotyczących takich rzeczy, jak:
przecież @Krisskow wykopał